Choć II Rzeczpospolita nie miała zbyt wiele czasu na rozwój, a konieczność zbrojeń znacznie ograniczała jej potencjał inwestycyjny, z części przedwojennych projektów gospodarczych korzystamy do dzisiaj. Jednym z najodważniejszych z nich był bez wątpienia Centralny Okręg Przemysłowy. Stworzona wówczas infrastruktura wciąż się liczy i daje spore możliwości miejscowościom środkowej i wschodniej Polski.


Centralny Okręg Przemysłowy to obok budowy portu w Gdyni najważniejszy projekt Eugeniusza Kwiatkowskiego, sanacyjnego wicepremiera, ministra skarbu oraz przemysłu i handlu. COP objął ponad 60 tys. km2 obszaru ówczesnej Polski centralnej, która z perspektywy dzisiejszych granic jest nieco przesunięta na wschód. Inwestycje powstawały w regionach zamieszkiwanych przez ok. 6 mln osób, które ze względu na międzywojenny kryzys i niedoinwestowanie z czasów zaborów musiały radzić sobie z niskim poziomem uprzemysłowienia i wysokim bezrobociem. Liczby były więc imponujące. COP obejmował ok. 15% powierzchni kraju i 18% ludności.


Aby okręg mógł powstać, opracowano plan czteroletni, który rozpoczął się 1 lipca 1936 roku, a miał zakończyć się wraz z końcem czerwca roku 1940. Za potencjał nowego ośrodka miały odpowiadać nie tylko środki państwowe. Już wówczas wdrażano, znane z dzisiejszych specjalnych stref ekonomicznych, pakiety ulg i ułatwień, z których mieli korzystać przedsiębiorcy chcący ulokować w centralnej Polsce swój kapitał. Oczywiście na drodze ku realizacji planów stanęła wojna, ale jeszcze przed jej wybuchem przygotowania do konfliktu znacznie nadwyrężyły budżet państwa, co oczywiście miało wpływ na rozmach inwestycji.
Paradoksalnie zbrojenia stały się jednak dla COP-u impulsem rozwojowym, ponieważ to właśnie tu zdecydowano się osadzić zbrojeniówkę państwa zagrożonego przez potężnych sąsiadów. I nic w tym dziwnego: Centralny Okręg Przemysłowy znajdował się stosunkowo daleko zarówno od granicy zachodniej, jak i wschodniej. Duże przeszkody wodne również działały na jego korzyść i pozwalały mieć nadzieję, że kluczowe zakłady – w przypadku zbrojnej interwencji – nie dostaną się zbyt szybko w ręce wroga.
Ostatecznie COP objął 44 powiaty, a infrastruktura, która wówczas powstała, wciąż jest w wielu przypadkach wykorzystywana (oczywiście i w latach PRL-u, i po transformacji ustrojowej wielokrotnie ją modernizowano). Najdalej wysunięte na zachód zakłady COP-u powstały w Opocznie, północną granicę wyznaczał Dęblin i Puławy, wschodnią Zamość, a południową Myczkowce.
Zbrojeniówka nadal wizytówką Radomia
Radom stał się jednym z najważniejszych ośrodków COP. Mieścił się w nim zarówno przemysł zbrojeniowy, jak i chemiczny czy metalurgiczny. Wizytówką miasta szybko stały się jednak Zakłady Metalowe "Łucznik", które powstały jeszcze przed rozpoczęciem prac nad COP, bo w 1922 roku. Produkcja uzbrojenia, a konkretnie karabinka wz. 98, ruszyła w 1927 roku, wkrótce wdrożono także inne modele, w tym kbk, rewolwery Nagant czy dziś już kultowe VIS-y. W latach 30. Łucznik produkował również rowery. Po wojnie kontynuowano produkcję broni (m.in. pistolety TT, pistolety maszynowe PPS, karabiny AK), ale postawiono również na technologie cywilne. Radomski zakład produkował m.in. maszyny do szycia i maszyny do pisania. Ostatecznie zakłady nie najlepiej poradziły sobie z wejściem na wolny rynek. Zakłady Metalowe "Łucznik" upadły w 2000 roku. Wcześniej powołano jednak spółkę Fabryka Broni „Łucznik” – Radom, która dziś ma bez wątpienia powody do dumy.


Prawdziwą wizytówką zakładów jest oczywiście karabinek automatyczny Grot. Wyróżniająca się modułową budową broń docelowo ma stać się podstawowym wyposażeniem żołnierzy wojska polskiego. Prototypy powstały już w 2009 roku, a pierwsze egzemplarze weszły do uzbrojenia w 2017 roku. 10 tys. sztuk broni przekazano również w 2022 roku wojsku ukraińskiemu, a pozytywne recenzje żołnierzy wykorzystujących je w działaniach bojowych przekładają się na zainteresowanie potencjalnych nabywców z innych państw. Grot to niejedyny model, który opracowuje radomska fabryka broni. W jej ofercie można również znaleźć wykorzystywane przez wojsko polskie (i nie tylko) karabiny Beryl czy pistolety samopowtarzalne VIS i P99. Poza produktami na rynek mundurowy Łucznik tworzy także broń na potrzeby rynku cywilnego.
Oczywiście zakłady „Łucznik” tak jak przed dekadami odpowiadają za powstawanie nowych miejsc pracy w Radomiu. Obecnie zakłady zatrudniają ponad 500 osób i deklarują chęć rozwoju kadry.
Były armaty, był Star, jest MAN
Innym ważnym ośrodkiem COP były Starachowice. które wchodzą również w skład tak zwanego Zagłębia Staropolskiego. I choć Starachowice, całkiem słusznie, kojarzą się z ciężarówkami Star, za których produkcję odpowiadało powojenne przedsiębiorstwo, to również ono mogłoby nie powstać, gdyby nie inwestycje COP-u. I w tym przypadku kluczową rolę odgrywa przemysł zbrojeniowy. Już w styczniu 1920 roku zdecydowano się na budowę w niewielkiej wówczas miejscowości fabryki amunicji, która miała dostarczać pociski artyleryjskie i naboje karabinowe, a w późniejszym okresie również działa armatnie. Lokalizacja znów nie była przypadkowa. Poza korzystnym ułożeniem geostrategicznym ważnym argumentem był również dobrze rozwinięty przemysł metalurgiczny, w tym świetnie prosperująca huta. Tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej, bo już w roku 1939, rozpoczęła się realizacja planów dotyczących budowy kolejnych zakładów zbrojeniowych.
Po wojnie infrastrukturę zaczęło wykorzystywać nowo utworzone państwowe przedsiębiorstwo Fabryka Samochodów Ciężarowych „Star”. Już w 1948 roku ruszyła produkcja pierwszego modelu, Star 20. Później zakłady produkowały kolejne ciężarówki wykorzystywane nie tylko na rynku cywilnym, ale chociażby przez straż pożarną czy wojsko. Star w szczytowym okresie zatrudniał ponad 20 tysięcy pracowników. Podobnie jak większość innych przedsiębiorstw, firma źle poradziła sobie z prywatyzacją i przemianami systemowymi. W grudniu 1999 roku zakłady przejął niemiecki MAN. Siedem lat później zrezygnowano z produkcji samochodów ciężarowych i skupiono się na autobusach. Obecnie zakłady opracowują m.in. niskopodłogowe autobusy z napędem konwencjonalnym, CNG i elektrycznym.
Podobnie jak wcześniej zakłady zbrojeniowe, a po wojnie Star, dziś to w znacznej mierze MAN odpowiada za oferty pracy w Starachowicach. Zakład zatrudnia ponad 3000 pracowników. Dzięki inwestycjom w innowacje firma potrzebuje specjalistów różnych dziedzin, zarówno osób zatrudnionych na produkcji, jak i inżynierów.
Przemysł lotniczy? Bez COP byłoby trudno
Centralny Okręg Przemysłowy wspierał również najbardziej innowacyjne – zwłaszcza w kontekście czasów, w których powstawał – branże. Jedną z nich było lotnictwo, które rzecz jasna również miało przede wszystkim tworzyć maszyny na potrzeby zbrojeń, jednak bez tego impulsu niemożliwe byłoby zaistnienie cywilnego rynku.
Tytuł rodzimej doliny lotniczej – i to nie bez podstaw – przypisuje dziś sobie Podkarpacie. Według szacunków nawet 90% polskiej produkcji lotniczej pochodzi właśnie z tego regionu. Powstają tu komponenty wykorzystywane m.in. w myśliwcach F-16 i F-35, a także w samolotach pasażerskich produkowanych przez Boeing i Airbus. Poza samolotami opracowywane są tu również śmigłowce Black Hawk. Łączne zatrudnienie w tak zwanej dolinie lotniczej, która opiera się na dwóch najważniejszych ośrodkach, czyli Mielcu i Rzeszowie, wynosi dziś nawet 30 tys. pracowników.
Fundamentem, na którym powstały nowoczesne ośrodki, są zakłady tworzone w ramach COP-u. Równo na dwa lata przed rozpoczęciem II wojny światowej w Mielcu rozpoczęto budowę wytwórni płatowców należącej do Państwowych Zakładów Lotniczych. Jeszcze przed wojną, bo w lipcu 1939 roku, PZL Mielec zmontował pierwszy samolot PZL.37 Łoś, a do rozpoczęcia działań zbrojnych z linii produkcyjnych zeszła ponad setka maszyn. W trakcie okupacji zakłady zajmowały się remontami i produkcją komponentów dla bombowców i myśliwców Heinkel, a następnie skupiały się przede wszystkim na montażu myśliwców radzieckich. Obecnie mieleckie zakłady należą do koncernu Lockheed Martin, który odpowiada za ikoniczne już myśliwce, śmigłowce i nowatorskie uzbrojenie.
Podobną historią mogą poszczycić się lotnicze zakłady w Rzeszowie. Ich budowę rozpoczęto nieco wcześniej, bo wiosną 1937 roku. Zakład PZL WS-2, czyli Wytwórnia Silników nr 2, miał docelowo tworzyć silniki lotnicze na rzecz położonej w Mielcu fabryki i tym samym zastąpić zakłady PZL w Warszawie. Przed wybuchem wojny produkowano tu przede wszystkim silnik na brytyjskiej licencji do samolotu PZL.37 Łoś, a także silniki do samolotów szkoleniowych. W okresie PRL w Rzeszowie produkowano silniki m.in. dla śmigłowca Mi-2 oraz samolotu TS-11 Iskra montowanego w Mielcu. Już od połowy lat 70. zakład współpracował z Pratt & Whitney Canada (PWC). Obecnie zakłady należą do Pratt & Whitney Rzeszów S.A. Podobnie jak przed laty, zakład zajmuje się produkcją silników (w tym do myśliwców F-16), komponentów do silników oraz remontami jednostek. Pratt & Whitney wchodzi w skład amerykańskiego koncernu United Technologies Corporation (UTC). W Polsce, poza Rzeszowem, posiada również zakłady w Kaliszu.
Inwestycje w OZE? Myślano o tym już w COP
Oczywiście rozwijająca się gospodarka, w tym przemysł ciężki, potrzebowały olbrzymich zasobów energii. Biedne państwo, w znacznej mierze pozbawione odpowiedniej infrastruktury, musiało w wielu miejscach budować ją od zera. Projektanci COP zakładali powstanie sieci elektrowni, w tym wielu hydroelektrowni. Budowę części z nich – między innymi w Solinie, Myczkowicach, Czorsztynie i Rożnowie rozpoczęto jeszcze przed wojną. Ten ostatni projekt ukończyli Niemcy jeszcze w 1941 roku. Wiele z nich doczekało się kontynuacji w okresie PRL. Jednym z najbardziej spektakularnych była budowa elektrowni szczytowo-pompowej Porąbka-Żar, która została ukończona dopiero w sylwestra 1979 rok, a więc 40 lat po zakończeniu inicjatywy COP.