Rosnące wymogi energooszczędności mają coraz mniejsze uzasadnienie ekonomiczne. Coraz większe ograniczenia sprawiają, że cena 1 mkw. rośnie i Polacy mogą mieć coraz większy problem z zakupem nowego mieszkania.
- Czy musimy być prymusem Europy? – takie pytanie w dyskusji o energooszczędności budownictwa padło podczas Dni Dewelopera 2017, która odbyła się 12 października 2017 roku we Wrocławiu. Reprezentanci deweloperów i Dolnośląskiej Agencji Energii i Środowiska wskazują, że nadzór i branża trochę zapędziła się w dobrych chęciach.

Polaków nie stać na energooszczędność
Im wyższe wymogi energooszczędności, tym większe koszty budowy i w konsekwencji, wyższa cena końcowa dla nabywcy. W Polsce nowe wymogi dotyczące charakterystyki energetycznej budynków są efektem wdrażania do prawa krajowego zapisów dyrektywy unijnej 2010/31/UE z 19 maja 2010 roku.
Nowe zasady stanowią, że o energooczędności budynki może być mowa dopiero wtedy, gdy inwestycja będzie spełniała dwa kryteria:
- wskaźnik rocznego zapotrzebowania na nieodnawialną energię pierwotną do ogrzewania, wentylacji, chłodzenia oraz przygotowania ciepłej wody użytkowej nie przekroczy 95 jednostek (od 2017 roku, od 2021 roku maksymalna wartość spadnie do 70 j.),
- współczynnik przenikania ciepła wszystkich przegród, okien i drzwi nie przekroczy wartości dopuszczonych w rozporządzeniu.
- Pytanie, czy nie przesadziliśmy z tymi wymogami równając do klasy A++. Może powinniśmy zacząć od D, która też zapewnia energooszczędność – zastanawiał się Jerzy Żurawski z Dolnośląskie Agencji Energii i Środowiska. Według niego, nie ma to ekonomicznego uzasadnienia. – Energooszczędnym dom, który budowałem zwróci się dopiero za 37 lat – mówi.
- Jeszcze nie stać nas na porzucenie węgla. Polaków po prostu nie stać na mieszkania, a przez wymogi energooszczędności dodatkowo rośnie ich cena, a inwestycja zwraca się dopiero po ok. 50 latach – dodaje Krzysztof Ziajka, wiceprzewodniczący Rady Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Róbmy dobre energooszczędnie mieszkania, ale nie przesadzajmy – dodaje.
Wymogi wymagają korekty?
Ze zbyt wysokich norm wycofują się już nawet Niemcy, w których jeszcze kilka lat temu panował boom na energooszczędne budynki. – Niemcy wycofują się z wymagań wzorcowych, bo nie mają one ekonomicznego uzasadnienia – komentuje Żurawski.
Paneliści wskazywali, że same wskaźniki to jednak nie jedyny problem. Są one również źle skonstruowane. Według zasad ich przeliczania nawet dziurawy dom, ale opalany drewnem może spełnić normy nowych warunków technicznych, jakimi powinny odpowiadać budynki. Po drugie, należałoby ponownie pochylić się nad wagami ustalonymi administracyjnie dla produkcji paliw wykorzystywanych do ogrzewania budynku. – Przykładowo pompa ciepła to 0, a drewno to 0,2, bo uwzględniono emisję zanieczyszczenia przy wycince, obróbce i transporcie drewna. Podobnie powinna zostać „wyceniona” pompa – stwierdza Agnieszka Szczepaniak, architekt z biura architektonicznego AP Szczepaniak.
Polska wcale nie musi być prymusem Europy w kwestii energooszczędności. Problem polega jednak na tym, że implementacja prawa unijnego zachodzi na szczeblu państwowym, a nie podlega pod indywidualne decyzje inwestorów. By ograniczyć wzrost cen mieszkań wynikający ze stosowania droższych rozwiązań, konieczne jest najpierw zrewidowanie nowych rozporządzeń z inicjatywy Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa.
Mateusz Gawin
