

W trakcie SPIN-u organizowanego przez "Puls Biznesu" rozmawiano nie tylko o pasjach i sukcesie, ale także o przyszłości największych polskich firm. Ta rysuje się w ciekawych barwach. Herbert Wirth, prezes KGHM-u specjalnie dla Bankier.pl opowiedział, czym jest inteligentna kopalnia, czy dużo ludzi w KGHM mówi po chińsku oraz czy warto jeszcze kupować akcje miedziowego giganta?
KGHM: inteligentna kopalnia to mniej górników
- KGHM jako firma globalna i wielokulturowa oczywiście ma też
pracowników, którzy znają język chiński. Tak uczciwie mówiąc, chiński
jest tutaj drugorzędny. W transakcjach operujemy językiem angielskim, bo
naszym głównym odbiorcą jest giełda w Londynie. W mniejszym stopniu,
bo jakieś 20% naszej całkowitej produkcji idzie do Chin - mówi Herbert
Wirth, prezes KGHM-u.
Ostatnie odczyty dotyczące dynamiki PKB w Chinach podzieliły
ekonomistów. Część uważa, że gospodarka Państwa Środka wyraźnie zwalnia,
co jest zapowiedzią kryzysu. Inni są przekonani, że właśnie realizuje
się chiński plan zwiększenia konsumpcji wewnętrznej w Chinach, a co za
tym idzie - poprawy jakości życia samych Chińczyków.
- Jeżeli nie będzie jakiś zawirowań globalnych, to pomimo tego co się mówi o gospodarce chińskiej, to myślę, że ceny pójdą do góry, z uwagi na to, że one zbliżają się do krańcowych kosztów uzyskania miedzi. W biznesie trzeba być cierpliwym. Patrząc na wzrost PKB Chin, które zostało oszacowane na poziomie 7%, to i tak patrząc w wartościach bezwzględnych, jest to bardzo dużo. Chiny kupują miedź. A my niestety panikujemy. W związku z tym kapitalizacja KGHM na poziomie 24 mld zł to zdecydowanie za mało. Warto kupować akcje KGHM-u. Jesteśmy w przed decyzjami o zwiększeniu produkcji jak i o uruchomieniu następnych projektów odnośnie do produkcji platyny, palladu - dodaje Wirth.
Wielkie strajki w górnictwie na początku 2015 roku zapewne zmroziły krew
w żyłach osób zarządzających kopalniami. Tymczasem KGHM od jakiegoś
czasu wdraża projekt inteligentnej kopalni, której głównym założeniem
jest pełna automatyzacja procesu wydobycia. Według Wirtha pozwoli to
zmniejszyć koszty, ryzyko narażenia życia ludzkiego na
niebezpieczeństwo, a także umożliwi dotarcie do złóż, które obecnie są
poza naszym zasięgiem.
- Na to by uruchomić nowe kopalnie, poza nowymi technologiami, bo
pamiętajmy, że te wszystkie strefy, gdzie następuje mineralizacja,
znajdują się dosyć głęboko i to jest bardzo duże wyzwanie i patrząc na
dzisiejszy stan techniki, to nie może być tanie. Patrząc na obecne ceny i
koszty wydobycia to wyklucza inwestowanie w Polsce. Drugi element to
kwestia podatkowa. Podatek od prawa do złoża powinien istnieć, ale jego
wymiar ma istotny wpływ na podejmowanie decyzji biznesowych. Dwie liczby
za ostatni rok - półtora miliarda podatku od niektórych kopalin plus
800 mln CIT. Z jednej strony podatek od złoża, a z drugiej od dochodu. W
tych 860 mln zł mamy też 19% podatku od wykorzystania złóż. Ja z natury
rzeczy jestem optymistą i jeśli chcemy ten przemysł rozwijać w Polsce,
to podatki muszą się zmienić. Inny scenariusz jest taki, że KGHM ze
swoimi aktywami zostanie, ale 60% całkowitej produkcji przeniesie się
poza obszar Polski - stwierdza prezes KGHM-u.
- Ciągle i nieustająco pracujemy nad nowymi technologiami, które przełamią barierę wydobycia w trudnych warunkach, co też obniży koszty. Inteligentna kopalnia ma być takim rozwiązaniem. Kopalnia inteligentna to kopalnia bez górników na przodku, co umożliwia wydobycie z głębszych złóż. Śmiało mogę powiedzieć, że dzisiaj już mamy taką technologię. System inteligentnej kopalni to system, gdzie człowiek jest właściwie tylko kontrolerem. System ten najpierw będziemy aplikować w rejonie Polkowic. Jesteśmy już na trzecim poziomie wdrażania tej idei - mówi Herbert Wirth.
A jak to wpłynie na zatrudnienie? Wiele wskazuje na to, że tradycyjne górnictwo powoli odchodzi do lamusa, a fedrownik to zawód tak samo zagrożony zapomnieniem jak szewc.
- Innowacyjność doprowadzi do erozji miejsc pracy, ale trzeba zacząć dyskutować, jak rozwiązać ten problem. Myślę, że tak jak w oświeceniu ludzie znaleźli na to sposób, tak stanie się i teraz. Na pewno część załogi zajmie się obsługą tych narzędzi, oczywiście do momentu aż robot nie zacznie naprawiać robota. Te miejsca pracy w szeroko rozumianej obsłudze i usłudze będą występowały, ale uczciwie mówię, że nie w takiej skali, jak to ma miejsce dzisiaj. Czasami mówię żartobliwie, że przecież nikt nie stoi by zrealizować kapitalizm ludowy, czyli aby pracownik był właścicielem tego kombajnu. Dopuszczam też taką sytuację - komentuje Wirth.