W środę nowojorskie indeksy zyskały po przeszło 3%. W dwucyfrowym tempie zwyżkowały notowani banków, którym pomogły spekulacje o utworzeniu tzw. „złego banku”, który miałby skupić toksyczne aktywa banków. Dzisiaj gazeta „The Wall Street Journall” napisała, że rząd rozważa wydanie na ten program od jednego do dwóch bilionów dolarów. Jeden bilion to tysiąc miliardów.
Inwestorom mogły się też spodobać słowa Jamie’go Dimonona – prezesa banku JP Morgan – który na forum w Davos powiedział: „JP Morgan byłby w dobrej sytuacji, gdybyśmy przestali mówić o tej cholernej nacjonalizacji banków... mamy mnóstwo kapitału”. Dimon dodał też, że JP Morgan w ciągu ostatnich 90 dni udzielił kredytów na łączną sumę 150 mld dolarów, z czego jedną trzecią na rynku międzybankowym.
Z drugiej strony optymizm na Wall Street będą tłumić raporty spółek. Ford ogłosił, że w czwartym kwartale miał 5,9 mld dolarów straty netto – to dwa razy więcej od oczekiwań analityków. Ale spółka zapewniła, że nie potrzebuje rządowej pożyczki i że ma wystarczającą ilość gotówki (24 mld $ płynnych aktywów), by przetrwać rok. W tym okresie bardzo słabej sprzedaży samochodów przychody Forda spadły o jedną trzecią i wyniosły 29,2 mld $.
Stratą 3,63 mld $ zaskoczył też koncern farmaceutyczny Eli Lilly, który wpisał w koszty jedną ze spółek zależnych, co kosztowało go 4,73 mld $. Bez tego odpisu wynik byłby o 19% wyższy niż przed rokiem i lepszy od oczekiwań rynku. Spółka podtrzymała też ambitne prognozy na bieżący rok.
Umiarkowany wpływ na rynek może mieć informacja, że Izba Reprezentantów przy pełnym sprzeciwie republikanów bez poprawek przegłosowała „plan Obamy” – czyli pakiet pobudzający gospodarkę kosztujący podatników 819 mld dolarów.
O godzinie 13:30 kontrakty terminowe na indeks S&P500 traciły 0,6%, zaś notowania futures na Nasdaq100 zniżkowały o 0,3%.
K.K.




























































