Młode pokolenie jest beznadziejne - to powszechna opinia wśród przedstawicieli środowisk biznesowych. Pracodawcy narzekają na młodych, którzy podejmując po studiach pierwszą pracę, są nieprzygotowani do jakiejkolwiek aktywności zawodowej. W miejsce pokory wykształcili natomiast silną postawę roszczeniową.
Z jednej strony jest to wina przemian społecznych. Amerykanizacja kultury skłania pokolenie dzisiejszych nasto- i dwudziestolatków do hołdowania wartościom hedonistycznym. Indywidualizm, pewność siebie i wysokie aspiracje, jeżeli nie są poparte kompetencjami, okazują się egoizmem, arogancją i megalomanią. A tak, niestety, często jest, bo fatalny system edukacji marnuje potencjał młodzieży.
Rewolucja pożera własne dzieci
Wystąpienie minister edukacji po drugim expose premiera nie wnosi powiewu świeżości. Jest raczej dowodem na brak wizji i doraźność zmian. Ważniejsze zmiany ogłaszano wcześniej. MEN chce rewolucjonizować system nauki na średnim szczeblu.

Źródło: Jupiterimages/Goodshot/Thinkstock
Zmiany w liceach ogólnokształcących idą w kierunku nacisku na specjalizacje i zblokowania pozostałych przedmiotów. W szkolnictwie zawodowym uczniów czeka więcej egzaminów, sprawdzających poszczególne kwalifikacje w ramach zawodów. Znikają potworki, za jakie powszechnie uważa się licea profilowane.
Likwidacja niektórych typów szkół i zawirowania w programie nauczania to kolejna pochopna rewolucja w szkolnictwie i eksperyment na żywym organizmie. Tymczasem rewolucje mają to do siebie, że pożerają własne dzieci. W tym jednak przypadku ucierpią dzieci, które niczemu winne nie są.
Złe zarządzanie źródłem problemów
Zmiany, jak błyskotliwe by nie były, nie poprawią sytuacji szkolnictwa, ponieważ są to zmiany strukturalne, a problemy są systemowe. Od czternastu lat każdy rząd ma ambicję, żeby coś w systemie edukacji poprzestawiać. I przestawia elementy systemu, ale nie zmienia samego układu zależności.
»Coraz więcej szkół wpada w poważne tarapaty finansowe |
Przypomina to reorganizacje, które mają miejsce w źle zarządzanych przedsiębiorstwach. Jedne działy łączy się, drugie dzieli, dodaje poziomy do struktury lub też ją spłaszcza, tworzy nowe procedury, a o starych zapomina, część pracowników zwalnia, a w to miejsce zatrudnia nowych. W praktyce sprowadza się to do zmiany ustawienia biurek i plakietek na drzwiach.
Nikt jednak nie zadaje sobie pytania, dlaczego system jest niewydajny, dlaczego cele nie są realizowane, a często nawet jakie w ogóle są. Do tego po każdej reorganizacji ogólna sprawność systemu chwilowo spada. W przypadku tak ogromnego systemu, jakim jest krajowe szkolnictwo, inercja dodatkowo opóźnia powrót do stanu równowagi.
Nauka poszła w las
W praktyce w Polsce od kilkunastu lat mamy permanentny kryzys edukacji, a jego konsekwencje widzimy na rynku pracy. Reorganizacja elementów struktury nie uzdrowi niewydolnego systemu, bo problemy leżą u jego podstaw.
»Nie udawaj Greka, czyli jak student radzi sobie z kryzysem |
Szkoły są niedoinwestowanie. Nie chodzi o rzutniki i tablice multimedialne, bo tych jest zbyt wiele. Chodzi o nauczycieli, którzy zarabiają za mało i jest ich za dużo. Efektem jest selekcja negatywna na poziomie kadrowym. Najzdolniejsi absolwenci trafiają do korporacji, zakładają własne biznesy lub wyjeżdżają za granicę. Poza pewnymi wyjątkami do zawodu trafiają pozostali tacy, dla których nie było alternatywy lub którzy posadę nauczyciela traktują jako chwilowy przystanek w poszukiwaniu docelowej pracy.
Internet nie zastąpi dobrego nauczyciela
Multimedialność i innowacyjność to magiczne zaklęcia, na punkcie których szkolnictwo zwariowało po wejściu do Unii. Lekcje z rzutnikami, prezentacjami w PowerPoincie i laserowymi wskaźnikami, z których niewiele wynika. Efektowna forma coraz częściej ma przykryć brak treści. Zwłaszcza że większość tak przygotowanych prac to plagiaty, czego świadomość mają z reguły i uczący, i nauczani. Nauczyciele nie przygotowują samodzielnie testów na sprawdziany, lecz pobierają je z internetu. Najlepsi (a raczej najsprytniejsi) uczniowie to ci, którzy przygotują się do sprawdzianu z tych samych testów.
Ten szkodliwy trend nieumiejętnego wykorzystywania gadżetów i internetu rozszerza się coraz bardziej. Już nie tylko od uczniów wymaga się przygotowywania prezentacji i dukania o tym, co udało im się skopiować z Wikipedii. Coraz częściej takie wymagania stawiane są przez nauczycielami, którzy chcąc zdobyć dodatkowe punkty za innowacyjność, przez całą lekcję potrafią tylko czytać zawartość slajdów.
Mentalność
Problemem jest też to, jakie wartości przekazuje system edukacji. Uczniowie są różnymi sposobami zmuszani do nauki, tymczasem nikt im nie chce ani nie potrafi wytłumaczyć, że jest ona w ich najlepiej pojętym interesie. Uczeń tylko na zasadzie dobrowolnego zdobywania wiedzy będzie osiągał dobre wyniki, więc zamiast potęgowania stresu i rygoru przed sprawdzianami młodzież powinna być motywowana do nauki.
Uczeń powinien zawsze od nauczyciela dostawać wiarygodną odpowiedz na często stawiane pytanie dlaczego muszę się tego uczyć? Niestety, obecnie obowiązują odpowiedzi bo to będzie na sprawdzianie, bo taki jest program nauczania lub bo ja tak mówię. Czy to dziwne, że taka postawa wzbudza opór?
Dopóki cały system nie zostanie gruntownie przewartościowany, dopóty nawet pełne najlepszych intencji propozycje, jak e-podręczniki, zmiany w karcie nauczyciela i restrukturyzacja szczebli nauczania nie przyniosą żadnych efektów. A absolwenci po wielu latach edukacji nadal będą czuć się skrzywdzeni przez system szkolnictwa.
Jarosław Ryba
Bankier.pl