Nikt nie przewidział, że idea OFE będzie miała tak kruche podstawy i wystarczy kryzys finansów publicznych po to, by pod pretekstem ratowania przyszłych emerytur dokonać faktycznego zamachu na zgromadzone przez obywateli środki. Minister pracy proponuje dwie zasadnicze zmiany:
a) stopniowe przekazywanie środków do ZUS 10 lat przed przejściem obywatela na emeryturę. To oczywiście wiąże się ze wzrostem kosztów transakcyjnych itp. Ponadto pieniądze w tym czasie nie będą mogły zarabiać na rynkach kapitałowych, a waloryzacja o stopień inflacji liczonej przez GUS to nic innego jak gwarancja na to, że środki stracą na wartości. Co prawda OFE nie są dużo lepsze, ale przynajmniej nie "coś tam zarabiały".
b) możliwość wypłaty środków z OFE po przejściu na emeryturę. Pytanie tylko ile z tego zostanie na naszym koncie w OFE, skoro zgodnie z wcześniejszym punktem pieniądze mają stopniowo trafiać do ZUS. O ile taki zapis znajdzie się w ustawie (i do czasu naszego przejścia na emeryturę nie zostanie zmieniony) to najprawdopodobniej przyszli emeryci wypłacą sobie co najwyżej kilka tysięcy złotych (kilkaset euro) - reszta już dawno będzie zasilać budżet państwa z ZUS. Dodatkowo należy zwrócić uwagę na sformułowanie Pani Fedak, która "chciałaby, żeby tak było". Skończy się na dobrych chęciach, bo w końcu i tak się okaże, że to albo nie ma sensu, albo jest niewykonalne.