Sesja po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy przybrała dość dziwny obrót. Pomimo początkowych spadków dzień zakończył się po myśli giełdowych byków, a S&P500 odnotował największy dzienny wzrost od sierpnia.


Nowojorskie indeksy rozpoczęły dzień pod kreską, ale zakończyły na wyraźnych plusach S&P500 zyskał 1,18% i zakończył tydzień na poziomie 4 308,50 pkt. Był to największy dzienny wzrost tego indeksu od 29 sierpnia. Nasdaq zwyżkował o 1,60%, wspinając się na wysokość 13 431,34 pkt. Dow Jones po wzroście o 0,87% zameldował się na pułapie 33 407,58 pkt.
Jak w każdy pierwszy piątek miesiąca wydarzeniem dnia na Wall Street był oficjalny rządowy raport z rynku pracy. Wrześniowe dane były wręcz niewiarygodnie mocne. Liczba nowych etatów w sektorach pozarolniczych (NFP) wzrosła aż o 336 tys. – czyli niemal dwukrotnie więcej, niż wynosił rynkowy konsensus. Raport NFP kompletnie rozminął się też z opublikowanymi w środę danymi ADP, które pokazały przyrost zatrudnienia w sektorze prywatnym tylko o 89 tys.
Na pierwszy rzut oka była to fatalna wiadomość dla inwestorów. Raport NFP sugerował, że rynek pracy w USA wciąż jest rozgrzany do czerwoności i że narracja Rezerwy Federalnej o utrzymaniu względnie wysokich stóp procentowych przez dłuższy czas może się zmaterializować. Tylko że… to wszystko może być tylko statystyczną iluzją. Skoro bowiem jest tak dobrze, to czemu stawka godzinowa ledwo wzrosła? Czemu dane nieodsezonowane pokazały głęboki spadek zatrudnienia? I wreszcie dlaczego badanie aktywności zawodowej pokazało śladowy wzrost liczby pracujących?
Na te wszystkie pytania wciąż nie znamy odpowiedzi. Ale na Wall Street postanowiono, że wątpliwości rozstrzygnięte zostaną na korzyść optymistów. Tym ostatnim nie przeszkadzało nawet to, że rentowności obligacji skarbowych znów poszły w górę. A może raczej pomagał fakt, że nie wybiły one niedawnych, wieloletnich rekordów? (zrobiły to tylko na chwilkę, po czym równie gwałtownie spadły).
Tak czy inaczej, 10-letnia obligacja Wuja Sama płaci teraz prawie 4,8% rocznie, jeśli przetrzymać ją do dnia wykupu. Dla porównania, indeks S&P500 notowany jest przy c/z bazujących na prognozowanych zyskach spółek rzędu 17,7, co daje „rentowność” rzędu 5,65%. Czyli tylko niewiele więcej niż proste i „bezpieczne” obligacje rządu USA. Dodajmy jeszcze, że półroczne bony skarbowe oferują przy tym prawie 5,59%...
- Być może gospodarka strukturalnie przystosowała się do sytuacji, gdy realne stopy procentowe potrzebują być wyżej, niż były przez pięć lat przed pandemią – łudził się Marvin Loh z State Street. Faktem jest, że na rynku długu w USA mamy do czynienia z wypłaszczeniem się krzywej terminowej, co po długim okresie inwersji w przeszłości działo się tylko w okresach recesji w realnej gospodarce.
KK