Z początkiem czerwca dla polskich klientów otworzył się chiński serwis Temu, należący do tego samego właściciela co bardziej znane Pinduoduo, koncernu PDD Holdings. Debiut nad Wisłą był jednak niezwykle cichy - zauważają Wiadomości Handlowe.


Temu, chińska platforma e-commerce, powstała ledwo rok temu, ale szturmem podbija światowy rynek. Wejście do Polski było jednak mało okazałe. Jak zauważają Wiadomości Handlowe, "w mediach próżno było szukać jakichkolwiek informacji na ten temat. Firma postawiła na komunikację bezpośrednio z potencjalnymi klientami za pośrednictwem reklam w mediach społecznościowych, takich jak Facebook czy Instagram. Konsekwencją takiej ścieżki wprowadzania zupełnie nieznanej dla Polaków marki do naszego kraju są liczne zapytania internautów o to, czy Temu to prawdziwy biznes, czy może scam, od którego lepiej się trzymać z daleka."
Temu chwali się, że globalnie zrzesza już ponad 11 mln merchantów i zatrudnia ponad 10 tys. pracowników. Liczba zrealizowanych w skali roku zamówień sięgać ma 61 mld - czytamy.
Strona Temu nie operuje w języku polskim (poza cenami podawanymi w złotych), ale za to firma przygotowała specjalne promocje i kupony dla klientów znad Wisły. Zniżki sięgają momentami nawet 90 proc. Płatności można dokonać m.in. polskim Blikiem.
Co można kupić na Temu? Podobnie jak na AliExpress, wszystko. Od ubrań, gadżetów, kosmetyki i elektronikę po akcesoria do kuchni.
Wiadomości Handlowe zauważają też, "przed kilkoma dniami Bloomberg doniósł, że w Stanach Zjednoczonych Temu sprzedaje produkty powstające przy wykorzystaniu pracy przymusowej Ujgurów z regionu Sinciang (czyli populacji zwalczanej przez komunistyczne władze Chin), łamiąc tym samym wprowadzone przez USA sankcje zabraniające sprzedaży tego typu produktów na terenie wspomnianego kraju. Firma nie odpowiedziała na te oskarżenia".
KaWa