Rok temu Bundesbank zapowiedział repatriację 674 ton niemieckiego złota zdeponowanego w skarbcach Nowego Jorku i Paryża. Po 12 miesiącach udało się odzyskać ledwie 37 ton kruszcu. Niemiecka opinia publiczna zaczyna się niepokoić.
16 stycznia 2013 roku bank centralny RFN ogłosił, że do końca 2020 roku przynajmniej połowa niemieckich rezerw złota znajdzie się w kraju. Oznaczało to ściągnięcie do Frankfurtu nad Menem 300 ton złota z nowojorskiego skarbca Rezerwy Federalnej oraz 374 z Banku Francji. Już wtedy wyrażano zdumienie, dlaczego repatriacja niemieckiego złota ma trwać aż siedem lat. Teraz wątpliwości jest jeszcze więcej.
Bankier.pl poleca: | |
![]() |
Naucz się praktycznej analizy makroekonomicznej od ekspertów z najwyższej półk - Krzysztof Kolany, Wojciech Białek. Zagadnienia: Cykl koniunkturalny w gospodarce, Dane makro w warsztacie inwestora, skuteczne filtorwanie informacji Zobacz program [PDF] Szczegóły |
Okazało się, że po 12 miesiącach Niemcom udało się sprowadzić tylko 32 tony złota z Paryża i zaledwie pięć ton z Nowego Jorku. Niecałe 600 km drogi pomiędzy Frankfurtem a Paryżem ciężarówka pokonałaby przecież w kilka godzin. Złoto przez Atlantyk w większych ilościach niż 5 ton pływało już w XVI wieku. W wieku XX generał de Gaulle sprowadzał je całymi statkami. A w XXI wieku świetnie zorganizowani i zdyscyplinowani Niemcy nie potrafią wyciągnąć od Amerykanów marnych trzystu ton?!
Langsam, aber sicher
W tym tempie Niemcy sprowadzą złoto zdeponowane w Nowym Jorku dopiero za 60 lat. Aby terminowo zrealizować swój plan, Bundesbank musiałby ściągać do kraju ponad sto ton złota rocznie. Sprawą zajęła się już niemiecka prasa. „Die Welt” stara się rozwiać obawy, jakoby niemieckiego złota w ogóle nie było w nowojorskim skarbu.
» Niemcy szykują plan awaryjny |
Zainteresowanie mediów skłoniło też Bundesbank do publikacji wyjaśnień. Urzędnicy tłumaczyli, że dostawy rozpoczęto dopiero jesienią, ponieważ wcześniej uzgadniano kontrakty z firmami transportowymi i mennicami. Uznano bowiem, że sztaby z Ameryki trzeba wcześniej przetopić (bo ponoć są starego typu i nie spełniają współczesnych standardów londyńskiej giełdy, tj. „London Good Delivery”), co oczywiście wywołało kolejną falę spekulacji w kwestii autentyczności kruszcu przechowywanego w Nowym Jorku.
Bundesbank zapewnia, że do tej pory nie stwierdzono żadnych uchybień: czystość i waga sztabek była bez zarzutu. Zgadzały się także numery seryjne. Bank centralny RFN zapewnia, że w tym roku można oczekiwać większych transportów i z Nowego Jorku ma zostać sprowadzone 30-50 ton złota, a cała operacja zakończy się zgodnie z planem przed rokiem 2020. Po tej dacie nadal będzie trzymał w skarbcu Rezerwy Federlanej ok. 1200 ton złota.
Inwestować w złoto znaczy posiadać złoto
Odyseja niemieckiego złota jest swoistym papierkiem lakmusowym dla wiarygodności największego kustosza kruszcu: Rezerwy Federalnej, w której nowojorskim oddziale spoczywa gros złota monetarnego. Sam fakt, że Amerykanie nie są w stanie natychmiastowo dostarczyć zdeponowanego u nich złota, już jest podejrzany. Siedem lat na przewiezienie przez Atlantyk 15,54 metrów sześciennych złota (czyli sześcianu o krawędzi niespełna 2,5 metra) to stanowczo zbyt dużo. Stąd też teorie o rzekomym braku metalu w skarbcach Fed-u są po prostu najbardziej oczywistym i logicznym wyjaśnieniem tego opóźnienia.
W inwestowaniu w złoto liczy się jego posiadanie – czyli trzymanie go pod własną i bezpośrednią kontrolą. Faktycznym właścicielem metalu jest bowiem ten, kto ma go w kieszeni (lub sejfie), a nie ten, kto rości sobie do niego prawo na podstawie jakiegoś kwitu depozytowego czy certyfikatu inwestycyjnego. To taka sama różnica jak między prawdziwą sztabką złota, a kawałkiem metalu, na którym ktoś napisał: „jestem sztabką złota”. I Niemcy doskonale to rozumieją.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl