Jak koronawirus wpłynie na inflację? Odpowiedzi na to pytanie szukają ekonomiści na całym świecie. Dominuje pogląd, że na skutek epidemii wzrost cen wyhamuje. Tymczasem najnowsze dane z Chin sugerują, że oddziaływanie jest "skomplikowane".


Jeszcze zanim Chiny na dobre rozpoczęły zmagania z epidemią koronawirusa, ceny za Murem już rosły w najszybszym tempie od ponad 8 lat. Przyspieszającą przez niemal cały Rok Świni inflację napędzała drożejąca żywność, przede wszystkim ulubione mięso Chińczyków - wieprzowina. Świnflacja z kolei jest efektem innej plagi, która uderzyła w Państwo Środka - afrykańskiego pomoru świń (ASF). W jej wyniku pogłowie trzody chlewnej skurczyło się tam o ponad połowę - szacuje branża. Drastyczne ograniczenie podaży doprowadziło do wystrzału cen tego mięsa - w styczniu były one ponad dwukrotnie wyższe niż rok wcześniej. Wyraźnie, choć nie aż tak gwałtownie, drożały również substytuty.


W takich okolicznościach władze i mieszkańcy Chin musieli zmierzyć się z epidemią koronawirusa. Tak jak pisaliśmy przed miesiącem, wpływ okazał się dwutorowy, na co wskazują chińscy statystycy.
"Nagły wybuch" epidemii koronawirusa miał w lutym "skomplikowany wpływ" na trend cenowy - zauważają. Przede wszystkim wsparł dalszy wzrost cen żywności. Z jednej strony niektóre produkty nie docierały w odpowiednich ilościach na sklepowe półki z powodu utrudnień w transporcie oraz ograniczonej produkcji, z drugiej - niektórzy konsumenci robili zakupy na zapas. W efekcie w niektórych regionach brakowało mięs, mrożonek czy makaronów instant.
Jedzenie było w lutym o 21,9 proc. droższe niż przed rokiem. Tak dużego wzrostu cen nie widziano od blisko 12 lat.


Wzrost cen żywności nadal napędzała jednak przede wszystkim drożejąca o 135,2 proc. wieprzowina, co było efektem nie tylko wspomnianych przez statystyków czynników, ale również ASF czy niskiej bazy sprzed roku. Ograniczenia w transporcie i wzmożony popyt tylko pogłębiły wcześniejsze problemy.
Wieprzowina dołożyła aż 3,19 p. proc. do inflacji wynoszącej 5,2 proc. rdr. Tempo wzrostu cen konsumenckich w lutym było nieznacznie wolniejsze od odnotowanego w styczniu. Utrzymało się blisko 9-letnich szczytów.


Koronawirus zdusił jednak popyt, a wraz z nim i ceny innych produktów. Inflacja bazowa (z wyłączeniem cen żywności i energii) spadła do 1 proc. - najniższego poziomu od 2010 r., zauważa Bloomberg. Pod kreskę wróciły ceny producenckie - inflacja PPI zmniejszyła się z 0,1 proc. w styczniu do -0,4 proc. O ile niższy odczyt drugiego wskaźnika odzwierciedla w dużej mierze spadek cen surowców, to pierwszego ilustruje ograniczenie wydatków Chińczyków na produktu i usługi, które nie są niezbędne do życia. Wskazywały na to również inne dane, m.in. o przepływach ludności, PMI czy frekwencji w kinach, a także zdjęcia opustoszałych ulic w chińskich metropoliach.
W kolejnych miesiącach można się spodziewać spadku inflacji. Ograniczeniu wzrostu cen będą sprzyjały wyższa baza z zeszłego roku, stopniowe wznawianie aktywności gospodarczej (w tym odbudowa podaży wieprzowiny) oraz niższe ceny surowców, m.in. ropy naftowej. Przeciwny efekt mogłaby mieć luźniejsza polityka pieniężna Ludowego Banku Chin, ale na razie nie zanosi się na to, by chiński bank centralny miał przedsięwziąć jakieś drastyczne kroki.
Maciej Kalwasiński