Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przygotował projekt zmian w ustawie o kredycie konsumenckim. Przewiduje on m.in. wprowadzenie modyfikacji w sposobie reklamowania kredytów i pożyczek. Ma to zniechęcić reklamodawców do eksponowania „promocyjnego” oprocentowania, które w rzeczywistości dostępne jest tylko dla nielicznych klientów.



Banki i pożyczkodawcy codziennie bombardują nas setkami komunikatów reklamowych. W każdym z nich musi znaleźć się zestaw informacji narzucany przez ustawę o kredycie konsumenckim – m.in. dane o oprocentowaniu, opłatach i rzeczywistej rocznej stopie oprocentowania kredytu. Informacje te powinny być oparte na tzw. reprezentatywnym przykładzie, a więc bazować na typowym, uśrednionym profilu zawieranej umowy.
Każdy, kto widział chociaż jedną reklamę kredytu, zauważył, że reklamodawcy stosują prosty chwyt. W treści reklamy eksponowane są zazwyczaj najbardziej atrakcyjne elementy oferty (np. oprocentowanie „już od 2 proc.”). Dane z reprezentatywnego przykładu spychane są na dalszy plan. Lądują na dole ogłoszenia, zapisane drobną czcionką, a w telewizyjnych spotach migną przez chwilę na ekranie. Bez stopklatki i dużego telewizora trudno się jest z nimi zapoznać. Tymczasem to właśnie tam znajdziemy najważniejsze informacje – podane bez marketingowego lukru.
UOKiK zniechęca do epatowania liczbami
W projekcie przygotowanym przez UOKiK autorzy propozycji zwracają uwagę, że „sposób podawania obowiązkowych informacji w reklamach kredytu konsumenckiego nie realizuje podstawowych celów aktualnie obowiązujących rozwiązań”. Proponują doprecyzowanie ustawowych zapisów tak, aby było jasne jak i kiedy konieczne będzie podawanie pełnego zestawu informacji.
Zakłada się, że informacje, które do tej pory podawano drobnym drukiem będą musiały znaleźć się tylko w reklamach, w których prezentowane są dane liczbowe na temat oferowanego kredytu. Jeśli np. bank chwali się zerowym oprocentowaniem, to w materiałach informacyjnych umieszczanych w mediach będzie musiał umieścić pełny reprezentatywny przykład. Jednak jednocześnie konieczne będzie spełnienie dodatkowego warunku – pełna informacja będzie musiała zostać podana „w sposób co najmniej tak samo widoczny, czytelny i słyszalny jak dane liczbowe dotyczące kosztu kredytu konsumenckiego”.
Jakie to będzie miało konsekwencje praktyczne? Jeśli na plakacie reklamującym kredyt hasło „zero procent” wyeksponowane zostanie przy użyciu wielkiej czcionki, pełna wymagana przez ustawę informacja bazująca na reprezentatywnym przykładzie będzie musiała być zapisana w taki sam sposób. Zniechęci to oczywiście do chwalenia się liczbami.
Reklamy bez liczb, ale z RRSO
W obliczu takich regulacji kredytodawcy sięgną zapewne po inny sposób reklamowania swoich produktów – bez użycia liczb. Pojawią się hasła „najniższe oprocentowanie na rynku” lub tym podobne. UOKiK proponuje, żeby w tego rodzaju przekazach reklamodawca firma musiała podać w sposób tak samo widoczny lub czytelny i słyszalny rzeczywistą roczną stopę oprocentowania. Urząd wskazuje, że na taki krok zdecydowano się w Wielkiej Brytanii.
Jeśli propozycja UOKiK znajdzie poparcie, będziemy świadkami zauważalnej zmiany w reklamach banków i firm pożyczkowych. Jak każde ograniczenie, zapewne również i to wyzwoli w reklamodawcach pokłady inwencji. Dla klientów ważne jednak jest to, że na plan pierwszy trafi w końcu informacja użyteczna, a nie, jak często bywało do tej pory, „wabik” za którym kryły się schowane w drobnym druczku prowizje i opłaty.