W III kwartale liczba ubezpieczonych w ZUS wzrosła zaledwie o 12 750 osób, najmniej od 4 lat. Niewielki przyrost i tak jest w całości zasługą napływu cudzoziemców, głównie Ukraińców, na polski rynek pracy, ponieważ liczba składkujących Polaków spadła. Fala nowych pracowników ze Wschodu jednak systematycznie maleje i wkrótce powinien to odczuć i ZUS i budżet państwa.


Rosnąca liczba ubezpieczonych (od których wynagrodzeń odprowadzane są składki), obok wzrostu płac, wpływa na zwiększenie dochodów ze składek do funduszu ubezpieczeń społecznych. Od stycznia do sierpnia wpływy ze składek pokrywały niemal 80 proc. wypłat na świadczenia, co jest najlepszym wynikiem od przynajmniej dekady. Dzięki temu ZUS potrzebował mniejszego wsparcia z budżetu państwa na wypłatę świadczeń i zdecydował o zablokowaniu 8,5 mld zł dotacji z państwowej kasy.
W ustawie budżetowej na 2018 r. Ministerstwo Finansów zakładało, że na dopłatę do funduszu będzie musiało przeznaczyć 46,64 mld zł. Jeżeli na koniec roku kwota pozostanie niższa o 8,5 mld zł, udział dotacji w wydatkach budżetu powinien spaść poniżej 10 proc. Perspektywy nie są już jednak tak różowe jak na początku roku. W czwartym kwartale 2017 r. liczba ubezpieczonych w ZUS wzrosła o niemal 170 tys. Od tamtej pory tempo przyrostów wyraźnie osłabło.
W III kw. 2018 liczba ubezpieczonych w ZUS wzrosła tylko o 13 tys. w porównaniu z poprzednim kwartałem. To najsłabszy wynik od 4 lat. Dla porównania w III kw. 2017 mieliśmy wzrost o 102 tys.
— Łukasz Kozłowski (@LKKozlowski) 9 listopada 2018
Bardziej efekt ochłodzenia gosp. niż braku rąk do pracy ➡️ słabnie też imigracja. pic.twitter.com/9iqDEsuWSR
W III kwartale tego roku wzrost wyniósł już zaledwie 12 750 - najmniej od 4 lat. Główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich Łukasz Kozłowski wskazuje, że jest to bardziej efekt ochłodzenia gospodarczego niż braku rąk do pracy i podkreśla osłabienie imigracji do Polski.
O ile od końca 2014 r. rosła zarówno liczba ubezpieczonych w ZUS Polaków, jak i cudzoziemców, to od II kwartału tego roku liczba składkujących Polaków maleje - w III kwartale o 15 191 osób. Wzrost łącznej liczby ubezpieczonych jest więc efektem napływu imigrantów na polski rynek pracy. Ten jednak powoli słabnie. W okresie lipiec-wrzesień liczba ubezpieczonych w ZUS cudzoziemców zwiększyła się tylko o 27 941 osób, a za 80 proc. przyrostu odpowiadali Ukraińcy. Na koniec III kwartału ubezpieczeniami społecznymi nad Wisłą było objętych 425,7 tys. obywateli tego kraju.
Pracodawcy obawiają się, że wkrótce pracujący w Polsce Ukraińcy przeniosą się na Zachód, ponieważ swój rynek pracy otworzą dla nich Niemcy.
- Z niepokojem stwierdzamy, że to Niemcy dzisiaj przygotowują się do otwarcia swojego rynku dla pracowników spoza Unii Europejskiej. Rząd niemiecki chce bowiem zwiększyć napływ wykwalifikowanej siły roboczej i dostosować go do potrzeb rynku pracy – nadrzędnym celem jest tutaj zabezpieczenie pracowników z wykształceniem zawodowym – mówi Katarzyna Niemyjska, Dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Jeżeli umiarkowany scenariusz ZPP się ziści, z polskiego rynku pracy odpłynie 500 tys. pracowników z Ukrainy. Ta część z nich, która jest obecnie objęta ubezpieczeniami społecznymi nad Wisłą, przestanie zatem odprowadzać składki.
Nawet nie uwzględniając fatalnego scenariusza odpływu za granicę tak dużej grupy pracowników, dynamika wzrostu liczby ubezpieczonych prawdopodobnie będzie spadać, a wkrótce może nawet być ujemna. Wraz ze spowolnieniem gospodarczym, które przypuszczalnie osłabi tempo wzrostu wynagrodzeń, dochody ZUS przestaną szybko rosnąć. Tymczasem wydatki na świadczenia dalej będą pęczniały - w pierwszej połowie tego roku wzrosły o ponad 8 proc. rdr wobec niespełna 4-proc. zwyżki w 2017 r. Na fundusz emerytalny przeznaczono o ponad 12 proc. więcej niż w pierwszej połowie ubiegłego roku.
W 2017 i 2018 r. ZUS dał odetchnąć budżetowi, sięgając po niższą dotację, niż planowało Ministerstwo Finansów. Niestety, w 2019 r. potrzeby Zakładu prawdopodobnie wrócą do normy i tym razem nie uda się zaoszczędzić w państwowej kasie kilku miliardów złotych na zastrzyku do systemu ubezpieczeń.
Maciej Kalwasiński