Po raz kolejny sprawdza się stare powiedzenie, że gdy Ameryka kichnie, to reszta świata łapie grypę. Tym razem zaraza dotknęła przede wszystkim Europę, gdzie inwestorzy obawiają się upadku banku Credit Suisse.


Jeszcze na początku tygodnia rynki finansowe analizowały przede wszystkim ryzyko związane z upadkiem kalifornijskiego Silicon Valley Bank oraz możliwość plajty kolejnych mniejszych i średnich banków w Stanach Zjednoczonych. Jednak głównym punktem zapalnym szybko stała się Europa, gdzie doszło do istnego pogromu na akcjach Credit Suisse. Akcje jednego z dwóch największych banków w Szwajcarii przeceniono o 24%, a notowania CDS-ów sugerują wysokie ryzyko bankructwa.
- Credit Suisse to nie jest tylko problem Szwajcarii, to problem globalny - wyjaśnił główny ekonomista firmy Capital Economics Andrew Kenningham cytowany przez PAP. - Problem Credit Suisse rodzi pytania o to, czy zaczyna się "kryzys o zasięgu światowym" jak w 2008 roku - dodał.
W efekcie główne indeksy giełdowe w Europie zakończyły środową sesję spadkiem o ponad 3% (FTSE, DAX, CAC40) lub nawet przeszło 4% (IBEX35, FTSE MIB). Po otwarciu rynku kasowego w Nowym Jorku wydawało się, że także Wall Street przyłączy się do europejskiej wyprzedaży. Ale tak się nie stało.
Owszem, gdy giełdy na Starym Kontynencie kończyły handel, S&P500 zniżkował aż o 2%. Ale gdy tylko Europejczycy poszli do domu, to Amerykanie zaczęli odrabiać straty. Ostatecznie S&P500 oddał tylko 0,70% i zakończył dzień na poziomie 3 891,93 pkt. Dow Jones poszedł w dół o 0,87%, finiszując z wynikiem 31 874,57 pkt. Nasdaq zdołał nawet zakończyć sesję ponad kreską, zyskując 0,05% i osiągając wartość 11 434,05 pkt.
Perspektywa obniżek stóp procentowych w Fedzie wsparła notowania wysoko wycenianych akcji technologicznych gigantów. Notowania Microsoftu poszły w górę o 1,8%, Alphabetu o 2,3%, a Mety o blisko 2%. Stąd wynikała relatywna siła Nasdaqa. Z drugiej strony wciąż mocno taniały akcje amerykańskich banków. Walory JP Morgan Chase poszły w dół o 4,7%, Morgan Stanley o 5,1%, a Citigroup o 5,4%. To jednak nic przy niemal 13-procentowej przecenie akcji mniejszych banków. Kurs PacWet Bancorp poszedł w dół o prawie 13%, a First Republic Bank o ponad 21%.
Arcyciekawe rzeczy działy się także w innych segmentach rynku finansowego. Kurs EUR/USD poszedł w dół o ponad 1,4% i w trakcie dnia zaliczał największy sesyjny spadek od pamiętnej wiosny 2020. Najwyraźniej kapitał w panice uciekał z Europy i nie zniechęcała go nawet rewolucyjna zmiana oczekiwań względem polityki Rezerwy Federalnej. O ile jeszcze tydzień temu inwestorzy spodziewali się, że na marcowym posiedzeniu Fed podniesie stopy o 50 pb., tak teraz rynek jest rozdarty prawie pół na pół wobec scenariusza braku podwyżki lub ruchu tylko o 25 pb. Co więcej, do końca roku oczekiwane jest cięcie stopy funduszy federalnych w wymiarze ok. 100 pb.!
Kolejny dzień z rzędu potężną zmienność notowano na zwykle spokojnym rynku amerykańskich obligacji skarbowych. Rentowność 2-letnich Treasuries zaliczyła spadek aż o 30 pb. i znalazła się na poziomie 3,92%. Przypomnijmy, że jeszcze tydzień temu przekraczała 5% i była najwyższa od 2007 roku. 10-letnie obligacje rządu USA odnotowały spadek dochodowości o 17 pb., do poziomu 3,47%. Spadek rentowności sygnalizuje wzrost ceny rynkowej obligacji o stałym kuponie.
W kontekście globalnej ucieczki kapitału od ryzyka nie sposób nie odnotować sytuacji na ryku złota. Pomimo gwałtownego umocnienia USD dolarowe ceny kruszcu znów poszły w górę i w trakcie środowej sesji sięgały nawet 1940 USD/oz. Licząc w euro (1838 €/oz) były to już ceny bliskie nominalnego rekordu wszech czasów z kwietnia 2022 roku.
W tym wszystkim jedyną dobrą wiadomością jest głęboki spadek notowań ropy naftowej. Ropa Brent w środę kosztowała nawet 72 USD za baryłkę i była najtańsza od grudnia 2021 roku.
W cieniu problemów sektora bankowego i ogólnej rynkowej wyprzedaży ryzykownych aktywów bez większego echa przeszły dość istotne raporty makroekonomiczne z USA. Lutowe statystyki cen producentów (PPI) zaliczyły nieoczekiwany spadek o 0,1% względem stycznia, choć rynkowy konsensus zakładał ich wzrost o 0,3% mdm. W rezultacie roczna inflacja PPI obniżyła się do 4,6% wobec 5,7% w styczniu. To woda na młyn dla narracji zakładającej „gołębi” zwrot w polityce Fedu.
Kiepsko, aczkolwiek bez tragedii i zgodnie z oczekiwaniami, wypadły statystyki sprzedaży detalicznej, która w lutym w ujęciu nominalnym obniżyła się o 0,4% mdm po sensacyjnym wzroście o 3,2% mdm ze stycznia (po korekcie z 3,0%). Negatywnie zaskoczył za to wskaźnik NY Empire State mierzący koniunkturę przemysłową w okręgu nowojorskim. Indeks ten zaliczył spadek z -5,8 pkt. do -24,6 pkt. przy oczekiwaniach rzędu -7,9 pkt.