Polski inwestor indywidualny coraz częściej płynie na fali „pasywnej rewolucji” i systematycznie buduje swój portfel w celu sfinansowania własnej starości. Z roku na rok ubywa za to „techników” i zawodowych giełdowych spekulantów.


Ogólnopolskie Badania Inwestorów (OBI) przygotowywane przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII) ma na celu stworzenie profilu polskiego inwestora. Ankieta jest przeprowadzana co roku, a w tegorocznej edycji udział wzięło 4374 ankietowanych, a więc podobnie jak rok i dwa lata wcześniej.
Jak co roku w OBI znalazło się też pytanie o najważniejsze źródła informacji. Wśród portali internetowych pozycję lidera utrzymał Bankier.pl. Więcej na ten temat piszemy w osobnym artykule.
Tradycyjnie inwestowanie w Polsce jest domeną mężczyzn, którzy stanowili blisko 92% ankietowanych inwestorów w tegorocznym badaniu OBI. Trzy czwarte badanych legitymowało się wyższym wykształceniem i liczyło sobie 26-45 lat (ta grupa wiekowa stanowiła 60%). Po zastrzyku „świeżej krwi” z lat 2020-21 polski inwestor znów powoli się starzeje. Blisko dwie trzecie z nas mogłoby już kandydować na prezydenta RP, a mniej niż co dziesiąty nie ukończył 25. roku życia.


Interesujące przy tym jest, że przeszło połowa (a dokładnie 55%) ankietowanych inwestuje na giełdzie krócej niż 5 lat. Bez większych zmian pozostała za to liczebność frakcji rynkowych weteranów. Ponad 15 lat na rynku spędziło niespełna 20% badanych inwestorów. Ta proporcja pozostaje z grubsza niezmienna od dekady.
Zdecydowana większość inwestorów indywidualnych łączy inwestowanie z pracą (prawie 60%) lub działalnością gospodarczą (niemal 24%). Zaledwie 6,2% pobiera dochody z tytułu renty lub emerytury, a 5,4% jeszcze studiuje. Zawodowych inwestorów było zaledwie 2,2% i jest to odsetek regularnie malejący od wielu lat. Można zaryzykować tezę, że profesjonalny inwestor w Polsce stał się gatunkiem ginącym.
Im grubszy portfel, tym większy "fundamentalista"
Z roku na rok ubywa także „techników”. Całkowitą wiarę w rysowanie kresek na wykresie deklaruje jedynie 7,3% ankietowanych. Zwolennicy analizy fundamentalnej stanowią 36,5% badanej populacji, a drugie tyle (36,8%) łączy analizę sprawozdań finansowych i makroekonomiczną z analizą techniczną. Warto przy tym odnotować, że wśród inwestorów o najgrubszych portfelach (tj. ponad 1 mln zł) odsetek „fundamentalistów” wynosi już 44,5%, a „techników” zaledwie 3,3%.


W badaniach OBI zawsze intrygowali mnie ci respondenci, którzy pomimo posiadania przynajmniej miliona złotych w portfelach nadal deklarują, że nie potrafią analizować instrumentów finansowych. Takich w tym roku było 14,3% w przypadku giełdowych „grubasów” oraz 18% w przypadku całej populacji. Wnioskuję, że są to ludzie albo bardzo skromnie oceniający swoje umiejętności, albo obdarzeni wrodzonym talentem do inwestowania (ale mogą to być też użytkownicy tzw. ESPI Premium).
Być może ta przewaga „fundamentalistów” wynika ze zmiany nastawienia polskich inwestorów, jaka zaszła w ostatnich kilku latach i jeszcze nasiliła się w najnowszym badaniu OBI. Dawniej na giełdę przychodziło się po to, aby zarabiać. Najlepiej dużo i szybko. Taka motywacja dominowała do roku 2014. Ale potem giełdowych spekulantów zaczęli zastępować inwestujący długoterminowo z myślą o przyszłej emeryturze.
W tym roku tacy stanowili już blisko połowę badanych inwestorów. Widać tu, że datą graniczą był rok 2024, w którym to poprzedni rząd Donalda Tuska dokonał „skoku na OFE” i pozbawił nas ostatnich złudzeń względem państwowej emerytury. Trzeba było zatem wziąć sprawy we własne ręce i przestać traktować rynek kapitałowy jedynie jako dodatkowe źródło dochodu.


Tak wyglądają portfele polskich inwestorów
Za sprawą postępującego starzenia się polskich inwestorów oraz wysokiej inflacji od kilku lat rośnie odsetek inwestorów, którzy w portfelu uzbierali przynajmniej 100 tysięcy złotych. Takich jest już ponad połowa (54,6%). W tym niemal 10% deklaruje portfel wielkości 0,5-1,0 mln złotych, a 8,3% twierdzi, że jest giełdowym milionerem. Ci ostatni zapewne kryją się też w ceniącej sobie prywatność 5-procentowej grupie respondentów, która odmówiła odpowiedzi na to pytanie.


Na powyższym wykresie widać nie tylko wpływ inflacji, która z roku na rok zmniejsza siłę nabywczą polskiego złotego, ale też dojrzewanie portfeli polskich inwestorów indywidualnych. Kumulujące się dywidendy, zyski kapitałowe i systematyczne wpłaty własne do rachunków maklerskich sprawiają, że giełdowe portfele robią się coraz większe. A wraz z nimi rośnie siła polskiego „swetra” na rodzimym parkiecie, co czasami widać np. po olbrzymich redukcjach w ramach dużych IPO.
Niemal połowa (47,1%) badanych deklaruje, że do portfela inwestycyjnego dopłaca raz w miesiącu. Widać tu zatem coraz większą rolę regularnego oszczędzania i długoterminowej strategii inwestycyjnej. Prawdopodobnie coraz częściej jest to strategia pasywna, o czym świadczy rosnące znaczenie funduszy typu ETF. Posiadanie takich instrumentów w portfelu deklaruje już 57,2% ankietowanych inwestorów. Niewiele mniej popularne stały się obligacje, do których przyznaje się także ponad połowa badanych. Wciąż jednak liderem są akcje, choć ponad 20% inwestorów w ogóle nie posiada ich w portfelu!
Za znak czasu uważam fakt, że więcej inwestorów deklaruje inwestycje bezpośrednio w akcje spółek zagranicznych (37,7%) niż osiadanie depozytu bankowego (32,5%). Oby „inwestycyjna awangarda” poprowadziła za sobą wciąż jeszcze nieinwestujące masy, które marnują swoje oszczędności na niskooprocentowanych wkładach bankowych, gdzie pokrywają się rdzą inflacji. Wart odnotowania jest też fakt, że kryptowaluty (22%) już niemal dorównały popularnością tradycyjne waluty fiat (25,3%) inne niż polski złoty.


Na szczególną uwagę zasługuje powyższy wykres obrazujący nie tylko „pasywną rewolucję”, jaka w ostatnich kilku latach zaszła w portfelach polskich inwestorów, ale też masowe wyjście poza uniwersum GPW. W 2024 roku już ponad połowa badanych inwestorów indywidualnych korzystała z ETF-ów, a 37,7% miało w portfelu akcje spółek zagranicznych. Na tym froncie dokonał się prawdziwy przełom, ponieważ jeszcze 6 lat temu „zagranica” i ETF-y stanowiły margines polskiej sceny inwestycyjnej.
Wszystko to pomimo szykan ze strony Komisji Europejskiej (która faktycznie zabroniła nam inwestować w amerykańskie ETF-y za pośrednictwem polskich brokerów) oraz niechęci krajowej branży finansowej, która w większości woli sprzedawać nam aktywnie zarządzane fundusze spod szyldu TFI. A nawet jeśli ktoś chce oferować ETF-y na GPW, to musi uciekać się do prawnych furtek w postaci FIZ-ów. Jest to więc zmiana dokonana na przekór niesprzyjającemu otoczeniu instytucjonalnemu. I dlatego tym bardziej należy ją docenić.


Na marginesie warto odnotować, że na marne nie poszły wysiłki propagowania roli złota w zrównoważonym i zdywersyfikowanym portfelu inwestycyjnym. Już w prawie wszystkich grupach wiekowych ok. 20% inwestorów deklaruje posiadanie królewskiego metalu. Jest on zatem bardziej rozpowszechniony od jednostek uczestnictwa w TFI i prawie tak samo popularny jak ETF-y dostępne na GPW. Paradoksalnie to najstarsi inwestorzy (55+ lat) są najmniej przekonani do „barbarzyńskiego reliktu”.
Więcej (akcji) na dłużej
Utrzymany został też trend dywersyfikacji portfela akcyjnego. Już ponad 20% inwestorów utrzymuje portfel złożonych z przynajmniej 15 walorów. I tylko co siódmy koncentruje kapitał w 1-3 spółkach. Ponad dekadę temu proporcja ta była dokładnie odwrotna. Mniej więcej połowa inwestowała w pojedyncze spółki, a nieco ponad 1/10 budowała portfel liczący 8-14 walorów. Byli to więc znacznie częściej spekulanci niż budowniczowie długoterminowych portfeli inwestycyjnych. Teraz proporcje się odwróciły i ponad połowa inwestorów przedkłada bezpieczeństwo dywersyfikacji ponad ryzyko inwestowania skoncentrowanego.


Dla kontrastu, w przypadku ETF-ów zwykle ograniczanym się do trzech. Taką liczbę tych instrumentów w portfelu zadeklarowało blisko 60% ankietowanych. To ma sens, ponieważ ETF-y zwykle już same w sobie oferują szeroką dywersyfikację, nierzadko replikując cały giełdowy indeks.
Systematycznie wydłuża się też horyzont inwestycyjny polskiego inwestora. Już przeszło 2/3 deklaruje trzymanie akcji dłużej niż rok. Z tego prawie połowa utrzymuje pozycję przez ponad 5 lat. Frakcja średnioterminowych spekulantów zmalała do niespełna 25%. Co miesiąc akcjami w portfelu rotuje co 20. inwestor, a odsetek daytraderów stopniał do zaledwie 1,6%. Horyzont przynajmniej 5-letni dominuje w przypadku ETF-ów, gdzie takie nastawienie deklaruje 67% badanych.
Polityk naczelnym wrogiem inwestora
Z roku na rok praktycznie niezmienna pozostaje lista największych bolączek polskich inwestorów indywidualnych. Jako największa słabość polskiego rynku kapitałowego niezmiennie pierwsze miejsce okupuje podatek Belki, na którego wskazało 54% ankietowanych. Drugą pozycję utrzymał zbyt duży wpływ polityków na rynek (43,8%). To jasne przesłanie do klasy rządzącej, od której oczekujemy tylko tego, aby odczepiła się od nas i naszych portfeli. Tak dużo i zarazem tak niewiele.


Natomiast dobrą wiadomością jest fakt, że zaledwie 6,3% badanych za największą bolączkę uznało niską jakość rynkowych instytucji. Generalnie nie narzekamy także na jakość relacji inwestorskich czy uwarunkowania prawne – na to wskazał zaledwie do 10. respondent. Nawet przestępstwa na rynku (13,7%) czy brak poszanowania praw inwestorów mniejszościowych nie były aż taką bolączką jak działalność krajowych polityków.