Swój „eksperyment” (choć wolę nazywać go manifestem) z życiem za minimalną krajową rozpoczęłam od pobytu w jednym z najdroższych miast w Polsce (czyt. w Warszawie). Pobyt u przyjaciół to z reguły dobra okazja do poznania przyjemności, jakie miasto oferuje turystom. Nie omieszkałam z nich zatem skorzystać. Oto, ile zostało mi w portfelu.


Mój wyjazd do stolicy był spowodowany szkoleniem służbowym, które odbyło się w ostatnich dniach stycznia – nie musiałam więc ponosić kosztów zakupu biletów do i z Warszawy. Dzięki uprzejmości przyjaciół, u których nocowałam, miałam możliwość zostać w Warszawie również na weekend i nie płacić za nocleg.
Sobota: -16,40 zł
Pierwszego dnia moi gospodarze zapewnili mi nie tylko dach nad głową i nocleg, ale również całodzienne wyżywienie (śniadanie, obiad i kolację). Dzięki temu na jedzenie pierwszego dnia wydałam równo 0 zł. Dzień upłynął nam na zwiedzaniu mroźnej Warszawy, a wieczorem wybraliśmy się do jednego z modnych ostatnio multitapów. Niestety koszt życia towarzyskiego jest wprost proporcjonalny do wielkości miasta – im jest ono większe, tym bardziej koszty te rosną. Pierwszego wydatku dokonałam w sobotę, pozwalając sobie na zakup jednego piwa … za 12 zł. Drugim wydatkiem tego dnia był zakup jednorazowego biletu ZTM Warszawa za 4,40 zł (na zdjęciu są dwa bilety ulgowe liczone jako jeden normalny). Postanowiłam na tym zakończyć uszczuplanie swojego budżetu tego dnia.
Niedziela: -18,19 zł
W niedzielę chciałam odwdzięczyć się znajomym za gościnę i postanowiłam przygotować obiad. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie pizza, której rodowód (o ile dobrze pamiętam z lekcji włoskiego) ma związek z biedą mieszkańców krajów śródziemnomorskich. Zakup podstawowych składników potrzebnych do przygotowania tego dania (mąki, drożdży, oleju, koncentratu pomidorowego, cebuli, czosnku, sera żółtego i przypraw) pochłonął 15,19 zł. Kolejne 3 zł musiałam wydać na bilet komunikacji miejskiej we Wrocławiu, żeby dostać się z dworca autobusowego do mieszkania.
Do końca miesiąca pozostało 26 dni, a na mojej karcie 1202,41 zł. W sumie w weekend wydałam 34,59 zł. Gdyby nie pomoc przyjaciół, żeby pozwolić sobie na dwudniowy pobyt w Warszawie, musiałabym wydać co najmniej 10 razy tyle (nocleg w hotelu, wyżywienie, transport), więc przy wyznaczonym budżecie z pewnością bym się na to nie mogła zdecydować.
Poniedziałek
Trzeci dzień lutego powitałam w pracy. Poprzedniego dnia, jak każdy z podróżujących, dostałam w autobusie bułkę, którą postanowiłam zachować na śniadanie. Na obiad zjem resztkę pizzy, która została z dnia poprzedniego. Niestety moja lodówka świeci pustkami, będę więc musiała dzisiaj uzupełnić zapasy. Skończył się również termin ważności mojej karty miejskiej. Jak już wcześniej wspomniałam, podstawowy bilet miesięczny kosztuje we Wrocławiu 60 zł. Dzień zakończę jednak z saldem niższym niż 1142 zł ze względu na zakup żywności. Szacuję, że wydam na nią ok. 30 zł.
Dzień | Stan na początek dnia | Stan na koniec dnia |
1.02.2014 | 1237,00 zł | 1220,60 zł |
2.02.2014 | 1220,60 zł |
1202,41 zł |
Zobacz również inne wpisy:
01.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: Bankier.pl sprawdza to w praktyce
03.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: początek w Warszawie (tu jesteś)
04.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: trzeba zapłacić czynsz i rachunki
06.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: pieniądze jak kamfora
10.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: gdy podjadają ci pomidora
12.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: ... i zaoszczędzić
18.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową... i upolować tanie jedzenie
24.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową... i zdobyć pieniądze
26.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową, gdy trzeba kupić leki
28.02.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: ostatni dzień eksperymentu
04.03.2014 - Jak żyć za minimalną krajową: to już jest koniec, nie ma już nic [PODSUMOWANIE]