Choć w lutym oficjalnie raportowana inflacja CPI w Turcji znów spadła, to nadal utrzymuje się na nieakceptowalnie wysokim poziomie. I zapewne nie zmieni tego kolejna obniżka stóp procentowych nad Bosforem.


W lutym 2023 roku inflacja CPI w Turcji obniżyła się do 55,18% w skali roku – poinformował Turecki Instytut Statystyczny. To najniższy odczyt od roku. W styczniu roczna dynamika tureckiego CPI wyniosła 57,68%, w grudniu 64,3% i w listopadzie 85,4%.


Inflacyjną górkę Turcy ustanowili w październiku na poziomie 85,51%, co było najwyższym odczytem od przeszło 20 lat. Pod koniec XX wieku Turcja mierzyła się z inflacją CPI oficjalnie przekraczającą nawet 120%.
Teraz jednak nie wszyscy ufają oficjalnym danym Tureckiego Instytutu Statystycznego. Według obliczeń ENA Grup faktyczna inflacja w Turcji (E-CPI) w styczniu przyspieszyła do 126,91% w skali roku (wobec 121,62% w styczniu), a ceny wzrosły o 7,21% względem poprzedniego miesiąca (w styczniu odnotowano wzrost o 9,26% mdm).
ENAGrup Consumer Price Index (E-CPI) increased by 7.21% in February, 2023
— ENAG (@ENAGRUP) March 3, 2023
E-CPI increased by 126.91% in the last 12 months.
Niezależnie od tego, które źródło leży bliżej prawdy, to Turcja od dobrych kilku lat zmaga się z bardzo wysoką, dwucyfrową inflacją, która w błyskawicznym tempie eroduje siłę nabywczą liry. To nie pozwala na utrzymywanie oszczędności w krajowej walucie, destabilizując przy tym nie tylko portfele tureckich gospodarstw domowych, ale też całą – największą na Bliskim Wschodzie - gospodarkę.
Nawet jeśli za dobrą monetę przyjąć oficjalne dane Tureckiego Instytutu Statystycznego, to tylko względem stycznia koszyk dóbr konsumenckich podrożał o 3,15%. Jeśli w kolejnych miesiącach będzie on drożał w tym samym tempie, to za 12 miesięcy roczna inflacja CPI w Turcji wyniosłaby 51,1% i byłaby przeszło 10-krotnie wyższa od celu inflacyjnego Banku Centralnego Turcji. Dodajmy, że cel ten po raz ostatni (i to tylko przez kilka miesięcy) udało się zrealizować ponad dekadę temu.
Mimo że bardzo wysoka inflacja od dwóch lat szaleje w bardzo wielu krajach, to Turcja jest tu ewenementem na skalę światową. Żadna z dużych gospodarek nie notuje tak szybkiego spadku tempa siły nabywczej pieniądza. Gorzej niż w Turcji jest tylko w „krajach upadłych”. W Zimbabwe roczną inflację szacuje się na niemal 230%, w Wenezueli na 156%, w Syrii na 140%, Libanie na 123,5%, a Sudanie na niemal 84%. Po drodze jest jeszcze Argentyna z odczytem za styczeń na poziomie niemal 99%.
Różnica między Turcją a Argentyną jest jednak taka, że w południowoamerykańskim kraju stopa procentowa w banku centralnym wynosi 75%, a nad Bosforem w lutym została obniżona do zaledwie 8,5%. Jest tajemnicą poliszynela, że to sprzeczne z podręcznikami poluzowanie polityki monetarnej odbyło się na żądanie prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana.
Turecki „sułtan” słynie z zamiłowania do niskich stóp procentowych. Jego zdaniem to wysokie stopy procentowe napędzają inflację, choć zdecydowana większość ekonomistów jest zgodna co do tego, że faktycznie jest dokładnie na odwrót. To realnie wysokie koszty kredyty zniechęcają do zaciągania długów i skłaniają do oszczędzania, co prowadzi do obniżenia popytu i zatrzymania wzrostu cen. Ale w Turcji postanowili sprawdzić, czy nie jest odwrotnie. I teraz zbierają tego żniwo w postaci ustawicznie galopującej inflacji.
Dodatkowo na wynikach tureckiej gospodarki waży katastrofalne w skutkach trzęsienie ziemi, jakie zniszczyło południowo-wschodnią część kraju. Bank Światowy oszacował, że kataklizm w samej Turcji spowodowały szkody w wysokości 34,2 mld USD. Śmierć poniosło ponad 50 tys. osób, a około 1,5 mln mieszka w prowizorycznych schronieniach.