Sejm przyjął nowelizację ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach na rynku pracy. Długo oczekiwana reforma urzędów pracy w końcu staje się faktem. Pytanie, czy w ogóle jest potrzebna?
Tylko kilka minut na jednego bezrobotnego
W Polsce mamy ponad 340 powiatowych urzędów pracy. Pracuje w nich łącznie ok. 19 tys. urzędników, ale tylko 7 tys. z nich bezpośrednio z bezrobotnymi. Słowem, na jednego pracownika przypada ok. 300 osób poszukujących pracy. Urzędników będących pośrednikami pracy jest ok. 3,6 tys., czyli na jednego przypada już prawie 600 bezrobotnych. Z uwagi na liczbę petentów pośrednik każdemu może poświęcić tylko kilkanaście minut. Dlatego prawie niemożliwe jest dokładnie przeanalizowanie sytuacji każdego z nich i znalezienie dla niego odpowiedniej oferty pracy.
Stąd pomysł profilowania bezrobotnych - osoby, które w ogóle nie poszukują zatrudnienia z automatu będą pomijane w kontaktach z pośrednikami. Do nich kierowane będą trochę inne programy, mające przywrócić ich na rynek pracy, ale np. dopiero po podniesieniu kwalifikacji, itd.
ReklamaOtwartym pozostaje pytanie, czy w dobie internetu i prywatnych agencji zatrudnienia Urzędy Pracy w ogóle są potrzebne? Czy obowiązki związane z rejestrowaniem bezrobotnych, opłacaniem składek zdrowotnych, itp. nie mogłyby być przeniesione do kompetencji innego urzędu np. ZUS-u? Z kolei poszukiwanie pracy i pośredniczenie na rynku wyłączyć na zlecenie prywatnych agencji zatrudnienia?
Obecnie stopa bezrobocia wynosi 14%
Oznacza to, że liczba osób bez pracy wciąż przekracza 2 mln osób. Pomimo tego, że wynik jest daleki od idealnego, to da się zauważyć pozytywne tendencje na rynku pracy. Stopa bezrobocia w lutym utrzymała się na tym samy poziomie co w styczniu, czyli nie wzrosła. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce 5 lat temu.
Jeżeli wzrost PKB utrzyma się na poziomie ok. 3%, to liczba bezrobotnych powinna zacząć znacznie maleć już od kwietnia. Do tego dochodzi zmiana w systemie redystrybucji środków z Funduszu Pracy - wyjątkowo PUP-y wiedziały, ile pieniędzy będą miały na aktywne formy walki z bezrobociem już w grudniu. Dzięki temu bezrobotni mogli brać udział w programach szkoleniowych, stażowych i innych już od początku roku. Na ten cel przygotowano aż 5 mld zł - prawie 2,3 tys. zł na jednego bezrobotnego. Jedni dostaną 20 tys. na rozpoczęcie działalności - inni nic.
Długo oczekiwana reforma czy kolejny bubel?
W końcu Sejm przyjął odpowiednią nowelizację przygotowywaną przez resort pracy. Ministerstwo przekonuje, że zmiany będą odczuwalne już w pierwszym kontakcie z urzędem. Każdemu bezrobotnemu zostanie przypisany doradca zawodowy, którego celem będzie aktywna pomoc w poszukiwaniu rozwiązania idealnie dopasowanego dla konkretnego przypadku.
Bezrobotni będą podzieleni wg trzech profili. Pierwszy dotyczyć będzie osób, które muszą podnieść swoje kwalifikacje. To dla nich przewidziane będą staże, szkolenia i inne kursy. Inaczej będzie prowadzony ten bezrobotny, który poszukuje konkretnej oferty pracy. Jeszcze inne działania podejmowane będą wobec osób długotrwale bezrobotnych - posiadających status tzw. szczególnej sytuacji na rynku pracy.
Dodatkowo pojawią się zupełnie nowe formy pomocy m.in. grant na telepracę, pożyczka na utworzenie miejsca pracy czy szkolenia organizowane w ramach trójstronnych umów szkoleniowych. Ten ostatni pomysł wydaje się ciekawy - urząd w porozumieniu z pracodawcą obiecuje dostarczyć mu wykwalifikowanych pracowników, którzy przejdą profesjonalne szkolenie organizowane przez konkretną firmę.
Istotne jest też podniesienie wieku w kategorii młodych bezrobotnych. Teraz za takie uważane będą również osoby do 30. roku życia. Wbrew pozorom jest to niezwykle ważne, bo gdy młody człowiek przekraczał 26. rok życia, to tracił możliwość korzystania z części programów oferowanych przez urzędy pracy. Jednocześnie osoby w tym wieku nie miały alternatywy. Czasy się zmieniły - teraz ludzie później wchodzą na rynek pracy m.in. ze względu na przedłużające się studia.
Młody trzydziestolatek na stażu
Zgodnie z nowymi przepisami urzędy pracy będą miały obowiązek w ciągu 4 miesięcy przedstawić młodym bezrobotnym ofertę stażu, szkolenia lub pracy. Dodatkowo zmaleją koszty zatrudnienia tych osób, bo pracodawcy nie będą musieli za nich opłacać składek m.in. na Fundusz Pracy. Z kolei będzie istniała możliwość refundacji składek na ubezpieczenia społeczne nawet przez rok. Statystycznie to idealne rozwiązanie, które w prosty sposób przełoży się na zmniejszenie zarejestrowanej liczby bezrobotnych.
Niemniej w dalszym ciągu trudno przewidzieć, czy nie jest to przypadkiem marnotrawstwo zasobów, a tworzone miejsca pracy będą miały charakter rzeczywisty czy tylko przejściowy - uzależniony od dotacji z budżetu państwa i nastawiony na wykorzystanie prawie darmowej siły roboczej.
Czy dać szansę reformie?
Wbrew pozorom jednoznaczna ocena jest trudniejsza niż się wydaje. Urzędy Pracy pełnią nie tylko obowiązki związane z pośredniczeniem pomiędzy potencjalnym pracownikiem i pracodawcą, ale także monitorują rynek pracy i świadczą inne usługi na rzecz bezrobotnych, np. opłacają składki na ubezpieczenie zdrowotne. Przeciętny obywatel widzi tylko kolejki i nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że w pewnym sensie są one wynikiem uciążliwych obowiązków administracyjnych.
Dlatego reforma odciążająca urzędników od biurokracji oraz zwiększenie nacisku na premiowanie tych jednostek, które najskuteczniej będą poszukiwać zajęcia dla bezrobotnych, może przynieść interesujące rezultaty. Pod tym względem urzędom należy dać szansę tylko posiłkując się prywatnymi agencjami zatrudnienia. Dopiero po czasie będziemy mogli ocenić, czy są skuteczniejsze i w tych regionach, gdzie będą one radzić sobie ewidentnie lepiej - rozważyć ograniczenie lub likwidację PUP-ów.
OECD podkreśliło, że obecnie jednym z najważniejszych wyzwań dla Polski jest właśnie stymulowanie rynku pracy. W mojej opinii wszelkie reformy i próby poprawy wskaźników będą nietrafione dopóki niższe składki zawarte w wynagrodzeniu obowiązywać będą tylko osoby o szczególnym statusie na rynku pracy. Konieczne jest uelastycznienie prawa pracy oraz zmniejszenie składek dla wszystkich pracowników, a już na pewno zrezygnowanie z Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl