Szybko zwyżkująca rentowność greckich obligacji zdradza rosnącą nerwowość inwestorów, którzy są gotowi dopłacać już nawet do 9-letnich obligacji niemieckich. Zwiększa się też częstotliwość pojawiania się plotek o możliwej niewypłacalności Grecji i wyjścia kraju ze strefy euro.


Grecka telenowela doczekała się kolejnej serii odcinków. W poniedziałek „Financial Times” doniósł, iż rząd Grecji szykuje się do ogłoszenia niewypłacalności. Plotka została szybko zdementowana, ale ziarno niepewności zdążyło wykiełkować. Następnego dnia agencja Standard & Poor’s obniżyła rating Grecji do bardzo niskiego poziomu CCC+, ostrzegając przed utratą płynności przez „rząd, banki i całą gospodarkę”.

Nerwowo robi się na rynku długu, gdzie w czwartek tuż po południu rentowność greckich obligacji 10-letnich przekroczyła 13%, osiągając najwyższy poziom od listopada 2012 roku. Im wyższa rentowność, tym niższa jest cena obligacji, co świadczy o rosnących wątpliwościach wobec wypłacalności jej emitenta. Kapitał ucieka w stronę bezpieczeństwa oferowanego przez dług Niemiec: rentowność 9-letnich obligacji niemieckich po raz pierwszy w historii spadła poniżej zera. Oznacza to, że inwestorzy są gotowi płacić rządowi RFN za przechowanie pieniędzy nawet na okres 9 lat.
Tymczasem wątpliwości znów zasiał „Financial Times” informując o rzekomej nieformalnej prośbie greckiego rządu o przesunięcie terminów spłaty rat zadłużenia wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego. FT twierdzi, że MFW odmówił. 1 maja Grecja musi oddać Funduszowi 195,1 mln euro.
Równocześnie Ateny prowadzą z krajami strefy euro negocjacje w sprawie kolejnych pożyczek. Eurogrupa gotowa jest wyłożyć kolejne miliardy euro, ale w zamian za reformy gospodarcze, dalsze cięcia budżetowe i kontrolę greckich finansów, o czym rząd Aleksisa Ciprasa nie chce nawet słyszeć.
Tyle że Grecja nie ma pieniędzy, aby spłacić długi wobec zagranicznych kredytodawców. W 2014 roku deficyt budżetowy wyniósł 7,8 mld euro – czyli 3,5% PKB - (wobec 26,6 mld rok wcześniej), a dług publiczny 317 mld euro, co stanowiło 179% produktu krajowego brutto. Tzw. nadwyżka pierwotna – czyli wydatki państwa bez uwzględnienia kosztów obsługi długu - wyniosła tylko 0,4% PKB. Przy takich wynikach budżetu spłata wierzycieli nie jest możliwa bez zaciągania kolejnych pożyczek.
Zarówno decydenci w Atenach jak i w Europie doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że grecki dług jest niespłacalny i że pożyczanie Grecji kolejnych miliardów euro nie rozwiąże problemu. W tym kontekście być może najcenniejszą wskazówką jest kalendarz spotkań greckiego ministra finansów. Janis Warufakis w piątek ma się spotkać z Mario Draghim (szef EBC), a w czwartek z Barackiem Obamą. Największą sensacją jest jednak zaplanowane spotkanie z Lee Buchheitem – prawnikiem specjalizującym się w restrukturyzacji długu publicznego (czytaj: bankructwie kraju). Termin negocjacji z Eurogrupą upływa 24. kwietnia.
Choć ostateczna plajta Grecji i jej ewentualne opuszczenie strefy euro nie jest jeszcze przesądzone, to szanse tego scenariusza zdecydowanie wzrosły. Dla mnie najmocniejszym sygnałem nadchodzącego Grexitu jest decyzja firmy bukmacherskiej William Hill, która w czwartek zamknęła zakłady na wyjście Grecji z eurolandu. „Nikt nie jest zainteresowany obstawianiem pozostania Grecji w eurolandzie” – tłumaczą brytyjscy bukmacherzy.



























































