W przepełnionej sali sądowej w Waszyngtonie przedstawiciele Departamentu Sprawiedliwości USA i prokuratorzy stanowi przedstawili zarzuty przeciwko spółce Google. Gigant technologiczny miał płacić miliardy dolarów rocznie, żeby utrzymać dominację na rynku wyszukiwarek.


12 września ruszyła sprawa określana jako największe postępowanie antymonopolowe od przeszło dwóch dekad. Władze USA oskarżają Google, że płacił Apple do 12 miliardów dolarów rocznie, żeby być domyślną wyszukiwarką na urządzeniach spółki. Gigant miał opłacać także operatorów telekomunikacyjnych, takich jak AT&T oraz twórców przeglądarek, w tym Mozillę. Kenneth Dintzer, główny prawnik Departamentu Sprawiedliwości, mówił podczas pierwszej rozprawy, że gigant postrzegał te umowy jako potężną broń strategiczną. Korzystał z niej, żeby odcinać rywali od rynku i wzmacniać swoją pozycję.
Akcje Alphabet (konglomerat zbudowany wokół Google) spadały podczas wtorkowej sesji o ponad 1%. Notowania spółki zyskały od początku roku ponad 50%. Od rekordu osiągniętego w listopadzie 2021 r. dzieli je około 9%.
W Stanach Zjednoczonych nie ma jednoznacznych standardów, które określają, jaką część rynku musi kontrolować firma, żeby zostać uznaną za naruszającą prawo antymonopolowe. Przyjmuje się, że sądy podejmują się prowadzenia takich spraw, jeśli spółka ma minimalny udział w rynku pomiędzy 70 a 80%.
Google odpowiada od lat za prawie 90% wyszukiwań w sieci w USA. Według dokumentów sądowych wyszukiwarka spółki była ustawiona domyślnie na miliardach smartfonów i komputerów na całym świecie. Departament Sprawiedliwości twierdzi, że niektóre umowy uniemożliwiały jej usunięcie. Samo Apple miało otrzymywać od Google od 8 do 12 mld dol. rocznie za bycie domyślną wyszukiwarką na urządzeniach spółki. Podobne umowy miały obowiązywać również z innymi producentami, takimi jak Samsung.
Gigant technologiczny twierdzi, że nie wykorzystywał zabronionych umów, żeby wykluczać konkurencję, tylko dostarczył lepszy produkt, a konsumenci mogą w prosty sposób zmienić domyślną wyszukiwarkę na inną. Spółka argumentuje też, że aktualnie zmienia się sposób wyszukiwania informacji w sieci i służą do tego także platformy zakupowe, takie jak Amazon, rozrywkowe jak TikTok czy portale do organizacji podróży.
- Podsumowując, ludzie nie używają Google, ponieważ muszą — używają go, ponieważ chcą - mówił John E. Schmidtlein - prawnik reprezentujący Google, który przemawiał w imieniu spółki podczas otwarcia sprawy.
Postępowanie potrwa 10 tygodni, podczas których władze oraz Google przedstawią swoje argumenty, a przed sądem stanie kilkudziesięciu świadków. Wśród nich znajdzie się CEO Alphabet (Google), Sundar Pichai oraz kierownictwo innych gigantów technologicznych, takich jak Apple i Samsung. Od czasu wniesienia pozwu do sądu wpłynęło 5 milionów dokumentów i zeznania od ponad 150 świadków.
New York Times twierdzi, że wyrok sądu może zmienić równowagę sił w branży technologicznej, która koncentruje się obecnie na wyścigu o sztuczną inteligencję. Wygrana władz może wyznaczyć granicę dla Google'a oraz stanowić sygnał dla innych BigTechów, a w przyszłości podobne sprawy przeciwko Apple i Amazonowi. Zwycięstwo Google utwierdzi Dolinę Krzemową w poglądzie, że ustanowione 100 lat temu prawo antymonopolowe przestało być w skuteczne w odniesieniu do gigantów technologicznych.
Analityk J.P. Morgan Doug Anmuth uważa, że każdy z możliwych werdyktów będzie miał ograniczony wpływ na kurs akcji Alphabet. Jak twierdzi, w przypadku porażki spółka zaoszczędzi dziesiątki miliardów dolarów, które płaci partnerom za bycie domyślną wyszukiwarką. Anmuth szacuje, że może to być nawet 30 mld dol. rocznie. Jego zdaniem w przypadku wygranej gigant zachowa swój obecny status.