Właściciel Lecha Jacek Rutkowski szacuje, że wpływy w sezonie 2010/11 powinny sięgać 55-60 milionów złotych. Takim przychodem dotychczas nie mógł się pochwalić żaden polski klub.
PS: Ile ma pan do wydania w najbliższym okienku transferowym?
JACEK RUTKOWSKI: Tyle, ile trzeba. Nie zadeklaruję na przykład kwoty 10 mln zł. Bo przyjdzie do mnie prezes klubu, z którego chcemy wyciągnąć zawodnika i powie, że on w takim razie chce z tego 5 mln. My będziemy twardo negocjować i nie będziemy szaleć. Proszę pamiętać, że kupiliśmy Roberta Lewandowskiego za 1,2 mln zł. Dwa lata minęły i teraz za takiego 19-latka trzeba położyć trochę więcej. (...)
PS: A czy budżet klubu rośnie w takim tempie, jak pan kiedyś zapowiadał?
Oczywiście. Na razie przeżyliśmy bardzo trudny rok 2009. Mamy nadzieję, że krzesła na stadionie przy ulicy Bułgarskiej wreszcie zostaną przykręcone i będzie można grać bez przeszkód. My traktujemy, podkreślę, że ja nie mówię w tym momencie o sprawach sportowych, tylko wyłącznie o biznesowych, Lecha Poznań jak normalny biznes. W tej dziedzinie nie można wydać więcej niż się zarobi. To jest paranoja ligi angielskiej, hiszpańskiej, czy włoskiej. Taki Manchester United ma 400 mln euro wpływów, a 800 mln euro długu. Normalnie taka firma już dawno by przestała istnieć. I jeśli Michel Platini przeprowadzi do końca swoją ideę finansowego fair play, to wcale nie jest wykluczone, że najsilniejszą ligą będzie niemiecka, która prowadzona jest bardzo sensownie. A w szczególności taki klub, jak Bayern Monachium. I wtedy nie byłbym wcale zaskoczony, gdyby Lech znalazł się w gronie średnich, solidnych klubów europejskich. Dzisiaj nie jesteśmy jeszcze nawet średnim klubem.
PS: A da się w ogóle zarobić na klubowej piłce?
Dzisiaj jest to niemożliwe. Trzeba jednak dbać o dyscyplinę i wydawać tylko tyle, ile ma się przychodu. To wszystko.
Więcej w "Przeglądzie Sportowym".
Antoni Bugajski, Maciej Henszel / "Przegląd Sportowy"
