Otworzyło się okienko transferowe do OFE. Kolejna okazja, aby część składki przekazać do Otwartych Funduszy Emerytalnych, pojawi się dopiero za 4 lata. Wiele osób, które dwa lata temu całkowicie przeszły do ZUS-u, dzisiaj zastanawia się, czy może powrócić na chwilę do OFE. To zależy od dochodów.


W przypadku, gdy zdecydujemy się na OFE, to na konto funduszy trafi 2,92% naszego wynagrodzenia brutto, czyli niecała 1/7 składki emerytalnej, którą płacimy co miesiąc. W przypadku osób zatrudnionych na umowie o pracę, przy wynagrodzeniu wynoszącym 4000 zł brutto, łączna składka emerytalna (część pracownika i pracodawcy) wynosi 780 zł.
Jeśli zdecydujemy się na OFE, to do ZUS-u trafi wówczas 86% tej kwoty, czyli 670 zł. Różnicę (czyli 110 zł) przekażemy do OFE. Opłata za zarządzanie wynosi średnio 1,7% wartości składki (odpis na działalność ZUS-u wynosi mniej niż 2% budżetu, ok. 3,4 mld zł rocznie).
Przeczytaj także
5 tysięcy – tyle wpłacisz do OFE w ciągu 4 lat
W skali roku, przy tej wartości wynagrodzenia i uwzględniając maksymalne opłaty za zarządzanie, nominalnie do OFE przekażemy 1297 zł, a w ciągu 4 lat – 5188 zł. Ok. 88 zł wyniosą koszty zarządzania. Innymi słowy przeciętny polski pracownik, gdyby zdecydował się na OFE, to w ciągu 4 lat łącznie przekazałby do nich nieco ponad 5 tys. zł. W tym samym czasie jego kapitał emerytalny w ZUS-ie wzrośnie o 32 tys. zł.
ReklamaSkoro w OFE tak naprawdę zostawimy niewiele, to czy opłaca się w ogóle przekazywać do nich składkę? Wszystko zależy od kondycji rynków finansowych. Jeśli sytuacja na parkiecie będzie podobna do tej sprzed roku, to można liczyć co najwyżej na straty. Przeciętna roczna stopa zwrotu na dzień 29 marca 2016 roku wyniosła -7,7%. W tej sytuacji rynkowej odkładanie pieniędzy w OFE to strata pieniędzy. Stopy zwrotu OFE za okres od 28-09-2012 do 30-09-2015 r. przeciętnie wyniosły 12,7%. Najgorzej radziło sobie Generali, które w tym okresie zarobiło dla swoich klientów tylko 8%. Więcej można było zyskać na lokatach.
Przeczytaj także
Patrząc na dłuższy termin, gdyby roczna średnia stopa zwrotu w ciągu najbliższych 4 lat oscylowała w granicach 4% rocznie, to odkładając co miesiąc 108 zł w OFE, w momencie otwarcia kolejnego okienka transferowego z nowych środków zyskalibyśmy ok. 700 zł. To mniej więcej równowartość jednej miesięcznej składki emerytalnej pobieranej od przeciętnego wynagrodzenia. Naturalnie, jeśli mamy już w OFE kilkadziesiąt tysięcy oszczędności, to łączne zyski są większe – na tym polega magia systematycznego oszczędzania. Przy małym kapitale zysk z procenta nie robi wrażenia.
Obecnie przeciętnie zarabiający 30-latek, który od 8 lat przekazywał środki do OFE, ma w nich zgromadzone ok. 9 tys. zł. Teoretycznie obowiązuje tu "ziarnko do ziarnka", ale nie oszukujmy się - przy niskiej bazie w portfelu pojedynczego klienta korzystają - i to niewiele - tylko zarządzający i rynki finansowe, przyszły emeryt ma z tego w przyszłości co najwyżej kieszonkowe.
Warto pamiętać, że środki z OFE podlegają dziedziczeniu, więc jeśli ktoś ma świadomość, że nie dożyje do emerytury, to lepiej dla jego bliskich, by był w OFE.
Czy warto iść do OFE?
W mojej opinii zależy to od dochodów. Osoby z niskimi zarobkami nie powinny ryzykować, że ich kapitał emerytalny jeszcze ulegnie pomniejszeniu. W Polsce ok. 2/3 pracowników zarabia do 3,2 tys. zł brutto, czyli co miesiąc odkłada na emeryturę w ramach obowiązkowego systemu nie więcej niż 620 zł (w tym hipotetycznie 86 zł w OFE).
Przeczytaj także
Decydując się na OFE, do otwarcia kolejnego okienka transferowego, zainwestowaliby w nich łącznie mniej niż 4 tys. zł (przy założeniu, że ich dochody nie ulegną zmianie). W najlepszym wypadku zyskaliby wartość jednej składki emerytalnej. W najgorszym wypadku mogliby stracić równowartość jednej pensji. Przy niskich dochodach każdy grosz odłożony na emeryturę ma znaczenie, więc w mojej opinii ryzyko im się nie opłaca.
Na sprawę inaczej mogą spojrzeć osoby o relatywnie wysokich dochodach (dwukrotność przeciętnej w sektorze przedsiębiorstw) i płacący pełny ZUS od swojego wynagrodzenia. W ich przypadku, jeśli nawet stracą na OFE, to nie będzie to miało większego znaczenia dla przyszłej emerytury od państwa, na którą przecież i tak nie liczą, a składki traktują jak podatek (którym w zasadzie są).
Oczywiście dla polskiej giełdy lepiej, by w OFE uczestniczyło jak najwięcej osób. Gdyby udało im się pozyskać ok. pół miliona nowych członków, to na polską giełdę miesięcznie trafiałoby dodatkowych ok. 35 mln zł. Obecnie dla GPW nawet taka kwota to nie są małe pieniądze.
Z drugiej strony siła giełdy nie powinna polegać na przymusie inwestowania obowiązkowo pobranych składek, tylko na dobrowolności uczestników. W każdej innej sytuacji to sztuczne pompowanie, które w dłuższym okresie nie przynosi nic dobrego, a dodatkowo stanowi poważną pokusę nacjonalizacji korzyści przez rząd.