Po tym, jak w styczniu Unia Europejska wprowadziła zakaz importu ropy z Iranu (embargo wejdzie w życie 1. lipca) cena baryłki surowca marki Brent wzrosła o o 10%. W odwecie Teheran ogłosił wstrzymanie niewielkich dostaw do Francji i Wielkiej Brytanii. Ale prawdziwy problem będą miały kraje z południa Europy: Hiszpania, Włochy i Grecja. Ta ostatnia kupuje w Iranie przeszło 30% potrzebnego surowca.
Rynek przestraszył się, że wstrzymanie dostaw irańskiej ropy doprowadzi do wzrostu popytu na surowiec z Rosji lub Arabii Saudyjskiej, w efekcie czego wzrosło spekulacyjne zainteresowanie kontraktami na ropę. Popyt ten napędzają też prognozy banków inwestycyjnych. Analitycy Goldman Sachs podtrzymali swą rekomendację, oczekując wzrostu cen baryłki Brent do 127,50 USD.
Nie dość, że Europejczycy sami sobie zafundowali problemy z Iranem, to jeszcze muszą zmagać się ze słabością euro, które popadło w niełaskę inwestorów z powodu kryzysu, jaki objął kraje PIGS z Grecją i Włochami na czele.
Cena ropy Brent wyrażona w euro
Niski kurs EUR/USD sprawia, że cena ropy w eurolandzie jest obecnie równie wysoka jak w lipcu 2008 roku. Wówczas baryłka ropy Brent kosztowała w porywach 92,20 euro. W środę o godzinie 14:40 ta sama ropa kosztowała 121,70 USD, czyli 91,95 euro.
„Europa nie jest dzisiaj w stanie zaakceptować cen wyższych niż 100-110 USD za baryłkę” – uważa Oliver Jakob, prezes szwajcarskiej firmy Petromatrix cytowany przez niedzielną „Rzeczpospolitą”. Jeśli to prawda, to albo ceny ropy zaczną niedługo spadać, albo strefa euro pogrąży się w jeszcze głębszej recesji.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl