Ewentualny Brexit, czyli wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, może mieć poważne negatywne skutki dla ok. 400 tys. Polaków, którzy wyemigrowali na Wyspy po 2012 roku – tak wynika z raportu Polskiego Instytut Spraw Międzynarodowych. Z analizy PISM wynika, że ewentualne nagłe zmuszenie części Polaków do powrotu z emigracji oznaczałoby ograniczenie transferów do Polski o ok. 5 mld zł rocznie.
W tej sytuacji możliwy jest także znaczny wzrost bezrobocia w niektórych regionach w kraju oraz zwiększenie nakładów z budżetu państwa m.in. na przeciwdziałanie tym skutkom.
Jednym z nielicznych pozytywnych czynników byłoby poprawienie wskaźników demograficznych.


Scenariuszy jest co najmniej kilka
Pierwszy zakłada, że Brytyjczycy pozostaliby w Europejskim Obszarze Gospodarczym, co w zasadzie nie rodzi problemów dla Polaków mieszkających nad Tamizą. Niestety, jest to scenariusz mało prawdopodobny ze względów administracyjnych i politycznych. Administracyjnych dlatego, że wystąpienie z UE oznacza automatyczne opuszczenie EOG (nie można częściowo opuścić UE) i konieczność podpisania nowej umowy stowarzyszeniowej – Unia może nie być zainteresowana przychylnością wobec Wielkiej Brytanii.
Przeczytaj także
Drugi scenariusz to podpisanie stosownych umów bilateralnych z poszczególnymi państwami, które weszłyby w życie dzień po opuszczeniu Wielkiej Brytanii struktur unijnych – tu również pierwsze skrzypce gra zagrożenie polityczne, dlatego analitycy PISM-u ten scenariusz także uważają za mało prawdopodobny.
Trzeci scenariusz to wyjście Wielkiej Brytanii z UE ze wszystkimi z tym związanymi konsekwencjami. Spokojnie spać bez zmartwień mogą Polacy, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii przed 2012 rokiem, bowiem zgodnie z brytyjskim prawem imigranci przebywający legalnie nad Tamizą mogą po upływie 5 lat ubiegać się o prawo stałego pobytu. Dlaczego od 2012 roku? Bo po ewentualnym opuszczeniu Wielkiej Brytanii proces wyjścia trwałby do dwóch lat.
400 tysięcy Polaków mogłoby wrócić do kraju
Z analizy PISM-u wynika, że w Wielkiej Brytanii mieszka ok. 800 tys. Polaków z czego połowa przybyła do tego kraju przed 2012 rokiem. Martwić mogą się Polacy, którzy mieszkają na Wyspach stosunkowo od niedawna. W ich wypadku, scenariusz zakładający zmuszenie ich do powrotu np. poprzez trudności ze znalezieniem pracy, jest prawdopodobny. Gdyby wrócili wszyscy, czyli 400 tys. osób, to bezpośrednim kosztem dla gospodarki byłoby zmniejszenie wpływów z ich transferów zagranicznych dla rodzin pozostających nad Wisłą – szacowane są one na 5 mld zł rocznie (wobec ok. 14 mld zł ogółem).
Najgorszy scenariusz to kilkanaście miliardów złotych strat dla Polski rocznie
Z analizy Bankier.pl wynika, że dodatkowy pośredni koszt to wydatki na zasiłki, możliwy wzrost przestępczości, zmniejszona konsumpcja w niektórych regionach kraju, zwiększone nakłady na aktywizację zawodową, itp. Licząc, że powrót każdego emigranta kosztowałby nas co najmniej 15 tys. zł to łączne koszty dla gospodarki, wraz ze zmniejszeniem transferów, mogłyby wynieść co najmniej ok. 11-12 mld zł.
Przeczytaj także
Referendum w sprawie Brexitu zapowiedziane jest na 23 czerwca 2016 roku. Jeśli Brytyjczycy opowiedzą się za wyjściem to będzie miało to wpływ na życie również ok. 3 mln legalnych imigrantów mieszkających w tym kraju, z czego 800 tys. stanowią Polacy. Niemniej, z różnych analiz ekonomicznych wynika, że imigranci, szczególnie z Polski, nie są obciążeniem dla brytyjskiej gospodarki a wręcz przyczyniają się do jej rozwoju.
Z tego względu Wielka Brytania może nie być zainteresowana „wyrzuceniem Polaków”, którzy raczej cieszą się opinią pracowitych i zaradnych (nie licząc czarnych owiec, które zdarzają się w każdym stadzie). Jest to wielce prawdopodobne, że właśnie dla określonych grup imigrantów Brytyjczycy ustanowiliby specjalne przepisy, które nie zmuszałyby ich do bezwzględnego powrotu. Wielka Brytania jest tym zainteresowana, bo Brytyjczycy również przemieszczają się, żyją i pracują w różnych krajach UE – nadmierna nadgorliwość w „eksmisji” raczej na pewno spotkałaby się z wzajemnością.
Jak zostałem ambasadorem „dobrej zmiany”

Specyfika mojej pracy wymaga co kilka lat pielgrzymki z kapeluszem w ręku po światowych inwestorach. Teraz właśnie jest ten moment, dlatego z zadowoleniem przyjąłem zaproszenie na spotkanie z odwiedzającym Warszawę prezesem dużej instytucji finansowej, mocno zaangażowanej w wiele polskich projektów. Spotkanie zaczęło się od deklaracji, że prezes jest jak najdalszy od politycznych ocen i interesuje go wyłącznie strona komercyjna naszej działalności. Ale potem pojawiły się pytania…