Trwa zapaść tureckiej waluty, która wraz z argentyńskim peso i angolską kwaza konkuruje o miano drugiej najgorszej w tym roku waluty świata. Poza zasięgiem jest, rzecz jasna, wenezuelski boliwar.
"Boże, pomóż Turcji. Mamy do czynienia z bankiem centralnym, który przygląda się rynkowi wtedy, gdy ten wymaga przywództwa i pokierowania" - napisał w porannym raporcie dla klientów Alnus Yatirim, broker walutowy ze Stambułu - podaje agencja Bloomberg.
Ale dziś ani Bóg, ani bank centralny nie odpowiedziały na błagania zdesperowanych inwestorów. Turecka waluta w dalszym ciągu szybko traciła na wartości. W poniedziałek dolar podrożał o prawie 2%, zbliżając się do poziomu 4,60 liry. To nowy rekord słabości tureckiego pieniądza.
Tylko od początku roku lira straciła do dolara ponad 17%. Według danych Bloomberga gorsze osiągi mają w tym roku jedynie waluty Argentyny, Angoli oraz pogrążonej w hiperinflacyjnej zapaści "socjalizmu XXI wieku" w Wenezueli.
Już nie tylko zagraniczni inwestorzy obawiają się, że bez zdecydowanej interwencji władz Turcję czeka regularny kryzys walutowy. Bierność Banku Centralnego Republiki Turcji (TCMB) jest tym bardziej zastanawiająca, że raptem w zeszłym tygodniu TCMB oficjalnie pogroził palcem rynkowi. "CBRT uważnie monitoruje niezdrowe ruchy cen na rynkach. Niezbędne działania zostaną podjęta, także w odniesieniu do wpływu tych wydarzeń na perspektywy inflacyjne” – obwieściły w zeszłą środę tureckie władze monetarne.
To jednak nie zatrzymało wyprzedaży liry. Deprecjacja waluty to już nie tylko problem galopującej inflacji (ceny w Turcji rosną o przeszło 10% rocznie) czy coraz bardziej ujemnego salda bilansu płatniczego. Stawką w grze jest wypłacalność tureckiego biznesu, który w ostatnich latach dobrej koniunktury i prawie zerowych stóp procentowych w USA zadłużył się na ponad 220 miliardów dolarów. A teraz te pożyczki musi spłacać po coraz wyższym koszcie. Szacuje się, że każdy cent deprecjacji liry podnosi koszty obsługi tureckiego długu o 5 mld lir.
KK
