REKLAMA

Morawski: Boom demograficzny nie przyniesie boomu gospodarczego

Ignacy Morawski2021-09-06 06:33główny ekonomista „Pulsu Biznesu” i dyrektor SpotData
publikacja
2021-09-06 06:33

Kilku ekonomistów zgłosiło w ostatnich czasach postulat, aby Polska przyjęła megaambitny cel polityki społecznej w postaci 50 mln obywateli na 2050 r. Oznaczałoby to podniesienie wielkości populacji aż o 60 proc. w stosunku do obecnych projekcji. To ma uczynić nasz kraj prawdziwie rozwiniętą, wpływową i bezpieczną gospodarką. Ja jednak sądzę, że realizacja takiej polityki będzie miała, niestety, odwrotny skutek i uczyni nasz kraj biedniejszym oraz słabszym. Postaram się wyjaśnić dlaczego.

W propozycji „50 mln Polaków na 2050 rok” ciekawy jest fakt, że pochodzi ona z różnych stron debaty ekonomicznej i ewidentnie znajduje poklask w bardzo różnych środowiskach. Zgłosił go Marcin Piątkowski, lewicowy i progresywny ekonomista z Banku Światowego, ale także eksperci Warsaw Enterprise Institute, raczej prawicowego think-tanku.

Morawski: Boom demograficzny nie przyniesie boomu gospodarczego
Morawski: Boom demograficzny nie przyniesie boomu gospodarczego
fot. Aliaksander Karankevich / / Shutterstock



Z dyskusji na Twitterze zdążyłem się zorientować, że wiele osób traktuje takie hasło jak najbardziej pozytywnie. Jedni dlatego, że chcą wspierać rodziny, traktując ich dobrostan i wielkość jako podstawowy cel polityki publicznej. Inni mają nadzieję, że byłby to strumień taniej siły roboczej – im więcej tanich pracowników, tym więcej akumulacji kapitału. Jeszcze inni sądzą, że im więcej będzie Polaków, tym więcej talentów i szans na polskiego Einsteina, czyli większe możliwości dla innowacji. Są też umysły czysto księgowe, które po prostu chcą, by nam się system emerytalny lepiej domknął, czyli żeby imigranci lub nowe pokolenia zapłacili za emerytury obecnych pracowników. Dla niektórych jest to po prostu wizja Polski ratującej z tarapatów miliony ludzi uciśnionych w swoich krajach. Nie powinienem zapomnieć też o tych, którzy za jeden z głównych filarów rozwoju gospodarczego uznają siłę polityczną i militarną, a ta przecież jest funkcją wielkości populacji.



Mnie ten entuzjazm wobec polityki pompowania populacji się nie udziela. Przypomnę, że na świecie kraje o wyższej dynamice populacji rozwijają się średnio wolniej pod względem PKB per capita, czyli podstawowej miary rozwoju gospodarczego. Pokazuję to na wykresie. I nie jest to przypadkowa korelacja.

Puls Biznesu

Wysoka dynamika populacji wpływa negatywnie na dynamikę dochodów. Przy znacznym przyroście ludności trudniej jest akumulować zasoby niezbędne do produkcji w przeliczeniu na mieszkańca – zarówno zasoby miękkie, takie jak wiedza, jak też zasoby trwałe, takie jak fabryki, budynki itd. Żeby podać obrazowy przykład – w kraju rodzin wielodzietnych inwestycje rodziców w wiedzę dzieci w przeliczeniu na dziecko są mniejsze niż w kraju z niższą dzietnością (co nie znaczy, że nie należy podziwiać rodzin wielodzietnych i ich wspierać ze środków publicznych – zakładamy, że nie jest to dominujący model rodziny). Jak tłumaczy ekonomista Oded Galor, autor tzw. jednolitej teorii wzrostu, uruchomienie trwałego rozwoju gospodarczego było możliwe w XIX wieku tylko ze względu na transformację demograficzną, zmniejszenie wielkości rodzin i zwiększenie inwestycji rodziców w wiedzę dzieci. Z kolei w słynnym klasycznym modelu wzrostu Roberta Solowa dynamika populacji jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu rozwoju z powodu uzbrojenia populacji w kapitał: im większy przyrost ludności, tym niższy poziom kapitału na głowę mieszkańca i niższa wydajność pracy.

Ale jest też inny kierunek oddziaływania dynamiki populacji na rozwój, na który mogą powołać się zwolennicy hasła „50 mln Polaków”. Przy wyższej dynamice populacji może dochodzić do szybszej akumulacji wiedzy, ponieważ więcej jest jednostek, które pracują nad badaniami i większe prawdopodobieństwo znajdywania osób wybitnych, które tworzą przełomowe technologie. Jest to mechanizm obecny w tzw. teoriach endogenicznego wzrostu, wywodzących się z prac takich ekonomistów, jak Robert Lucas czy Paul Romer, które rozwój wiedzy traktują jako funkcję ilości zasobów zaangażowanych w tworzenie wiedzy. Ten mechanizm też może zadziałać, co pokazuje fakt, że wśród najbogatszych krajów, gdzie powstają przełomowe innowacje, te z wyższą dynamiką populacji notują przeciętnie wyższą dynamikę PKB per capita. Odwołując się do przykładu z wielodzietną rodziną, można powiedzieć, że w grupie wielodzietnych rodzin jest większa szansa na noblistę niż w grupie małych rodzin.

Jak pogodzić te dwa odmienne spojrzenia i wyciągnąć wnioski dla Polski? Jestem przekonany, że polityka nakierowana na maksymalizację wielkości ludności wywoła u nas więcej efektów negatywnych niż pozytywnych. Czyli żyjemy bardziej w świecie Solowa niż Lucasa. Przede wszystkim dlatego, że nie jesteśmy na froncie technologicznym. Polska nie jest krajem, gdzie powstają przełomowe innowacje – nasz model rozwoju opiera się i jeszcze bardzo długo będzie się opierał na imitacji. To oznacza, że dla nas najważniejsze jest uczenie mas obywateli adopcji i obsługi istniejących technologii, a nie poszukiwanie wybitnych jednostek, które pchną świat do przodu (jedno nie wyklucza drugiego, ale chodzi o priorytety). Usilne pompowanie populacji nie współgra z tym celem.

Liczenie na to, że jak zachęcimy Polaków do masowego rodzenia większej liczby dzieci, oraz sprowadzimy miliony imigrantów, to pojawi się więcej krajowej wiedzy, innowacji i technologii, jest naiwne. To nie tak działa. Nawet jeżeli miałoby tak zadziałać w przyszłości, to najpierw trzeba powiedzieć A, zanim powie się B. Najpierw trzeba zbudować system przełomowych innowacji, a to nam idzie raczej średnio. Dlatego uważam, że priorytetem powinien być rozwój intensywny, oparty na zwiększaniu jakości dostępnych zasobów, a nie ekstensywny, czyli oparty na powiększaniu zasobów. Jeżeli odwrócimy kolejność, to zbiedniejemy.

Ktoś powie: „bez wielkich celów nie ma rozwoju”. No to spójrzmy, jak to się sprawdza w praktyce. Polski rząd w 2015 r. postawił sobie za cel istotne podniesienie dzietności (i tym samym ludności) poprzez wprowadzenie programu 500+. Dziś niektórzy autorzy tego programu mówią, że nie chodziło o dzietność, ale o zwalczanie ubóstwa. To jednak nieprawda – w programie PiS z 2015 r. jasno jest napisane, że 500+ to odpowiedź na kryzys demograficzny. Przez ten czas wydaliśmy na program łącznie ok. 150 mld zł, czyli w przybliżeniu tyle, ile w tym czasie wydaliśmy na uczelnie wyższe, a w tym momencie roczne wydatki na 500+ są już wyższe niż na uczelnie. Efekt? Prawie żaden. Wskaźnik dzietności wzrósł z 1,3 do 1,4 (liczba dzieci w przeliczeniu na kobietę, po skorygowaniu o strukturę wiekową; dane zaciągnięte z Banku Światowego), a premier Mateusz Morawiecki powiedział niedawno, że w aspekcie demograficznym program nie osiągnął założeń. Doceniam rolę programu w redukowaniu nierówności społecznych i przełamywaniu stereotypów dotyczących polityki społecznej, ale w sensie czysto demograficznym program jest porażką. Zadajmy teraz retoryczne pytanie: ile będzie kosztowało podniesienie wskaźnika dzietności powyżej 2,1, czyli poziomu, od którego zacznie się trwały przyrost ludności?

Jednocześnie w tym samym czasie przyjechało do Polski, bez żadnej celowej polityki imigracyjnej, ok. milion Ukraińców. Przyjechali, bo nasz kraj się rozwijał dzięki korzystnym warunkom w światowej gospodarce (m.in. przesuwaniu łańcuchów dostaw w kierunku Europy Środkowej). Tak to działa – w naszych rejonach imigranci pojawiają się tam, gdzie jest rozwój, a nie odwrotnie. Jeśli ktoś chce zacząć od końca, przepala kasę. Nie stawiajmy procesów gospodarczych na głowie. Zaczynajmy od polityki promującej rozwój, a późnej myślmy o zasobach ludnościowych.

Oprócz argumentów czysto ekonomicznych przeciw polityce „50 mln Polaków” przemawiają też względy społeczne. Większość krajów, które przyciągają duże rzesze imigrantów, jak Stany Zjednoczone, Kanada, Izrael, Singapur, Australia itd., została zbudowana z imigrantów. Ich obywatele są do tego przyzwyczajeni, jest to dla nich naturalna ścieżka, mają w sobie otwartość na różnorodność, ich historia jest historią permanentnej adaptacji nowych obywateli. Mimo to nawet tam są problemy z adaptacją.

Pierwszym krokiem powinno być umożliwienie tym imigrantom, którzy już przyjeżdżają do Polski, jak najlepszej adaptacji. Nowi obywatele muszą się czuć jak u siebie w domu, a do tego nam chyba jeszcze daleko. Będziemy stawali się w naturalny sposób społeczeństwem coraz bardziej otwartym, tolerancyjnym, zdolnym do akceptacji różnorodności, ale będzie to łatwiejsze, jeżeli będzie się odbywało w sposób stopniowy. Polityka usilnego ściągania milionów imigrantów pod wypełnienie celu temu nie pomoże, a wręcz przeszkodzi. Skończymy bardziej jak Francja lub Włochy niż jak wielokulturowy i tolerancyjny Londyn. Powtórzę znów ten sam argument – skupmy się na rozwoju intensywnym, na budowaniu jakości więzów społecznych, a nie na rozwoju ekstensywnym, opartym na celach ilościowych.

Doceniam oczywiście wyzwanie związane ze starzeniem się społeczeństwa i napięciami w systemie emerytalnym. Ale kombinacja umiarkowanej imigracji, polityk podnoszących wydajność i zwiększających aktywność zawodową będzie znacznie skuteczniejsza niż polityka oparta na ilościowych celach ludnościowych.

Polska naszych marzeń powinna być krajem, w którym jak najwięcej ludzi może czuć się szczęśliwymi, spełnionymi, spokojnymi, a nie krajem, w którym jest po prostu jak najwięcej ludzi. Jeśli pierwszy cel postawimy na pierwszym miejscu, to pewnie osiągniemy i drugi. Jeśli na piedestale postawimy drugi, to raczej nie osiągniemy pierwszego. Wszystko jest kwestią priorytetów.

Źródło:
Ignacy Morawski
Ignacy Morawski
główny ekonomista „Pulsu Biznesu” i dyrektor SpotData

Pomysłodawca projektu i szef zespołu SpotData. Przez wiele lat pracował w sektorze bankowym (WestLB, Polski Bank Przedsiębiorczości), gdzie pełnił rolę głównego ekonomisty. W latach 2012-16 zdobył wiele wyróżnień w licznych rankingach, zajmując m.in. dwukrotnie miejsce na podium konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowanego przez "Rzeczpospolitą" i Narodowy Bank Polski. W 2017 roku znalazł się na liście New Europe 100, wyróżniającej najbardziej innowacyjne osoby Europy Środkowej, publikowanej przez „Financial Times”. W 2019 r. wyróżniony przez ThinkTank jako jeden z 10 ekonomistów najbardziej słuchanych przez polski biznes. W tym samym roku projekt SpotData, który założył, został nominowany do nagrody GrandPress Digital. Absolwent ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie i nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

Tematy
Szybki kredyt dla firm online. Wniosek złożysz bez wizyty w placówce

Szybki kredyt dla firm online. Wniosek złożysz bez wizyty w placówce

Komentarze (27)

dodaj komentarz
frank_deleos
Niektórzy traktują dzieci jako aktyw/przyszły zasób ( finansowy, ludzki itp.) tylko nie zdają sobie sprawy że dzieci to jeszcze trzeba wychować albo chociaż "wyhodować". Tylko późnej nie dziwcie się jak będzie dochodzić do tragedii typy " znęcanie się" "nie kochane dzieci", " dzieci w domach dziecka Niektórzy traktują dzieci jako aktyw/przyszły zasób ( finansowy, ludzki itp.) tylko nie zdają sobie sprawy że dzieci to jeszcze trzeba wychować albo chociaż "wyhodować". Tylko późnej nie dziwcie się jak będzie dochodzić do tragedii typy " znęcanie się" "nie kochane dzieci", " dzieci w domach dziecka ". Tak Ci co myślą o dzieciach jako o aktywie są winni tej tragedii, tragedii tych małych ludzi, jako osoby myślącej i rozumiejącej NIE aktywu. Kolejnymi winnymi są osoby które wywierają na innych presję żeby posiadali potomstwo, następnie ci co chcą wprowadzenia podatku bykowego. Pomyślcie ile krzywdy możecie zrobić dzieciom tymi waszymi chorymi pomysłami. Nie mówię już o krzywdzie tych rodziców którzy się do tego nie nadają, ale jednak próbują stworzyć dzieciom normalny dom, kosztem siebie. No tak ale czego oczekiwać od niektórych ekspertów jeżeli ani szczęścia ani krzywdy nie da się wycenić w $ € £ ?
jas2
Panie Morawski: "kraje o wyższej dynamice populacji rozwijają się średnio wolniej pod względem PKB per capita"

To samo dotyczy rodziny. Wybudowałem wielki dom, kupiłem dwa samochody, rozwinąłem firmę. Mamy z żoną majątku po milionie na głowę.
Teraz urodziła nam się dwójka dzieci. Mamy po pół miliona na głowę.
Według
Panie Morawski: "kraje o wyższej dynamice populacji rozwijają się średnio wolniej pod względem PKB per capita"

To samo dotyczy rodziny. Wybudowałem wielki dom, kupiłem dwa samochody, rozwinąłem firmę. Mamy z żoną majątku po milionie na głowę.
Teraz urodziła nam się dwójka dzieci. Mamy po pół miliona na głowę.
Według pana strasznie zbiednieliśmy, bo o 50% a według nas wzbogaciliśmy o dzieci a majątku nie ubyła nawet złotówka.
jas2
Liczba ludności w kraju nieistotna?
Polacy i Chińczycy mają podobny poziom dochodów na głowę mieszkańca.
Dlaczego Chiny bardziej liczą się w świecie niż Polska?
jenak
Jeśli miałyby wejść w życie życzenia liberałów, to nie byłoby Polski. Tzn. może i by była jak dziś na mapie z a. historycznego Kartagina. Jak tak, to wpuśćmy do domu dowolną osobę ze świata. Tak, tak, własnego. I z tego biedniejszego świata. Zacznijmy od własnego domu, później po eksperymencie będziemy mieli prawo na jego rozszerzenie Jeśli miałyby wejść w życie życzenia liberałów, to nie byłoby Polski. Tzn. może i by była jak dziś na mapie z a. historycznego Kartagina. Jak tak, to wpuśćmy do domu dowolną osobę ze świata. Tak, tak, własnego. I z tego biedniejszego świata. Zacznijmy od własnego domu, później po eksperymencie będziemy mieli prawo na jego rozszerzenie na poziomie krajowym.
jenak
Mi się podoba raczej postawa krajów arabskich wobec migracji. Inna postawa skazuje nas na anihilację.
jas2
Niewielka migracja ludzi, kulturowo i etniczne podobnych do Polaków może być korzystna dla kraju w sytuacji małej liczności młodego pokolenia..
jenak odpowiada jas2
W którym kraju zachodnim to się zdarzyło? Niewielka, kulturowo i etnicznie zbliżona. Tak było na początku i funkcjonowało super. Ale lewactwo nie o dobro tego świata walczy. Wnet zmieniło się na dokładnie pojęcia przeciwstawne.
jas2
"Kilku ekonomistów zgłosiło w ostatnich czasach postulat, aby Polska przyjęła megaambitny cel polityki społecznej w postaci 50 mln obywateli na 2050 r."

Ambitnym celem byłoby wyprzedzić Niemcy i stać się najludniejszym krajem w UE.
Kto ma najwięcej ludzi ten de facto rządzi.
W Europie najwięcej obywateli mają
"Kilku ekonomistów zgłosiło w ostatnich czasach postulat, aby Polska przyjęła megaambitny cel polityki społecznej w postaci 50 mln obywateli na 2050 r."

Ambitnym celem byłoby wyprzedzić Niemcy i stać się najludniejszym krajem w UE.
Kto ma najwięcej ludzi ten de facto rządzi.
W Europie najwięcej obywateli mają Niemcy i to oni tu rządzą a w świecie najwięcej mają Chiny.
Gdyby Chiny miały tyle ludności co Polska to mieliby do powiedzenia tyle co Kuba czy Wenezuela.
jpelerj
Pierwszy od dawna komentarz pana Morawskiego, z którym zupełnie się zgadzam.
jas2
Pan Morawski pisze, jakby nie był Polakiem.
Tymczasem w rodzinie dzieci są ważniejsze niż kariera a w państwie ważniejsi są nowi obywatele niż wszystkie inne parametry ekonomiczne.

Powiązane: Gospodarka i dane makroekonomiczne

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki