Firmy reklamujące się w sieci chcą wiedzieć, czy ich działania przekładają się na zakupy wykonane w fizycznych sklepach. Od roku Google w USA pozwala przeprowadzić taką analizę. Jak donosi Bloomberg, jest to w części zasługą poufnej umowy pomiędzy Mastercard a internetowym gigantem.
W maju 2017 r. Google uruchomił na amerykańskim rynku usługę, która dała internetowym reklamodawcom nowe, potężne narzędzie. Firma pozwoliła połączyć dane gromadzone w ramach usługi AdWords z informacjami o zakupach klientów w fizycznych sklepach. W efekcie przedsiębiorca, który wykupił w sieci reklamy może dowiedzieć się, jaka część jej odbiorców pojawiła się później w sklepie i dokonała zakupu.
„Nawet jeśli twoja firma nie posiada rozbudowanego programu lojalnościowego, nadal możesz mierzyć sprzedaż w placówkach dzięki aliansom zawartym pomiędzy Google a firmami trzecimi. Pozwalają one przechwycić informacje o ok. 70 procentach transakcji kartami debetowymi i kredytowymi w USA” – informował wówczas Google we wpisie na blogu poświęconym usłudze AdWords.
Jak informuje Bloomberg, uruchomienie nowej funkcji było możliwe dzięki poufnej umowie, w której Mastercard sprzedał Google porcję danych o wydanych przez siebie kartach płatniczych. Źródła agencji wskazują, że przygotowanie kontraktu trwało kilka lat, a jedną z rozważanych opcji był podział przychodów z reklam internetowych.
Obie firmy nie skomentowały wprost doniesień. Mastercard wskazał, że nie udostępnia nigdy danych dotyczących poszczególnych transakcji czy posiadaczy kart. Zagregowane i zanonimizowane zbiory mogą być przekazywane partnerom tylko za zgodą akceptantów. Google w oświadczeniu podkreślił, że przed uruchomieniem nowej funkcji dane zostały poddane „podwójnemu ślepemu szyfrowaniu”, co uniemożliwia zarówno firmie, jak i jej klientom wydobycie informacji o poszczególnych użytkownikach kart.
Umowa może jednak budzić zastrzeżenia z punktu widzenia zachowania prywatności internautów i płacących kartami. Przedstawiciel organizacji Electronic Privacy Information Center wskazał w wypowiedzi dla Bloomberga, że „klienci nie spodziewają się, że to, co kupują w fizycznych sklepach można połączyć z ich zachowaniami konsumenckimi w sieci”.
Oświadczenie firmy Mastercard
Materiał Bloomberga został oparty na fałszywych założeniach i znalazł się w nim szereg nieścisłości.
- Nasza sieć płatności działa tak, że nie wiemy, jakie konkretne produkty kupują konkretni konsumenci – zarówno online, jak i w sklepach fizycznych. W ten sposób odpowiadamy na oczekiwania dotyczące prywatności danych zgłaszane przez konsumentów i sprzedawców na całym świecie. Przetwarzając płatność, mamy informacje o nazwie sprzedawcy i całkowitej wartości transakcji, ale nie o kupowanych produktach.
- Nasza usługa pomiaru mediów umożliwia detalistom i ich wyznaczonym dostawcom sprawdzanie skuteczności kampanii reklamowych. Detaliści przekazują nam informacje o ich kampaniach reklamowych, takie jak daty ich rozpoczęcia i zakończenia, a Mastercard dostarcza im analizę trendów w wydatkach w tym okresie.
- W ramach naszej usługi pomiaru mediów detaliści i ich wyznaczeni dostawcy otrzymują informacje o trendach zakupowych, które są oparte wyłącznie na zagregowanych i anonimowych danych, takich jak średnia wartość zakupu czy liczba transakcji w danym okresie. Nie dostarczamy analiz dotyczących reklam, ani ich efektywności, w ujęciu dotyczącym konkretnego konsumenta.
W Mastercard ochrona prywatności i danych jest podstawą wszystkiego, co robimy, a nasze zobowiązania w tym zakresie – wobec naszych partnerów biznesowych i konsumentów – wykraczają znacznie poza wymogi regulacyjne.
MK



























































