Widmo kryzysu
zadłużeniowego ponownie krąży po Europie. Ostatnie dane przed pandemią
pokazują, że tylko część krajów przygotowywała się na gorsze czasy. Polski wśród
państw bez deficytu nie znajdziemy.
Jak zwykle ze sporym poślizgiem, Eurostat przedstawił dane o deficycie u długu publicznym państw członkowskich UE. Stan na koniec czwartego kwartału 2019 r. stanowi ostatnią „fotografię” sprzed nadejścia pandemii i jej gospodarczych skutków, które potężnie odbijają się także na finansach publicznych.
W 2019 r. najwyższą nadwyżką sektora finansów publicznych teoretycznie wykazała Dania (3,7 proc. PKB), choć w jej przypadku Eurostat wykazał wątpliwość wobec jakości danych z tego kraju. Kontrowersji nie stwierdzono w przypadku następnych na liście państw, czyli Luksemburga (2,2 proc.), Bułgarii (2,1 proc.), Cypru i Holandii (1,7 proc.). Ogółem nadwyżki odnotowano w 16 państwach spośród 28 należących do UE (Wielka Brytania była jeszcze przed brexitem).
Po drugiej stronie zestawienia znalazły się państwa z deficytowymi wydatkami rządu. W tej grupie najmocniej w oczy rzuca się sytuacja Hiszpanii (-2,8 proc.), Francji (-3 proc.) i Rumunii (-4,3 proc.). To właśnie z tego powodu wobec rządu w Bukareszcie Komisje Europejska chce uruchomić procedurę nadmiernego deficytu.
Z deficytem szacowanym na 0,7 proc. PKB Polska znajduje się na 19. miejscu w UE - za Estonią (-0,3 proc.), a przed Finlandią (-1,1 proc.). Co ciekawe, wynik Polski jest także najbliższy średniej dla całej UE (-0,6 proc.).
Zadłużenie w dół przed pandemią
W 2019 r. w 11 krajach UE relacja długu publicznego była wyższa od rekomendowanych 60 proc. Na czele stawki znajdują się kraje uderzone przez poprzedni kryzys: Grecja (176,6 proc.), Włochy (134,8 proc.) czy Portugalia (117,7 proc.). Najniższym deficytem mogą pochwalić się Estonia (8,4 proc.), Bułgaria (20,4 proc.), Luksemburg (22,1 proc.) i Czechy (30,8 proc.).
Polska z wynikiem 46 proc. również zajmuje 19. lokatę. W porównaniu z 2018 r. mierzony przez Eurostat poziom długu publicznego spadł o 2,8 punktu procentowego, a wobec 2016 r. o 8,3 punktu procentowego.
Nie ma wątpliwości, że kolejne raporty o długu i deficycie będą już dużo gorsze. Powodem będzie zarówno konieczność zaciągania nowych zobowiązań na walkę z pandemią, jak i wpływające na relację deficytu i zadłużenia obniżenie poziomu PKB.
Według kwietniowych prognoz Międzynarodowego Fundusz Walutowego, w 2020 r. deficyt w strefie euro wyniesie 7,5 proc. Głęboko pod kreskę zejść mają m.in. Francja (-9,2 proc.), Włochy (-8,3 proc.), Hiszpania (-9,5 proc.) czy Grecja (-9 proc.). Nawet w uważanych przez wielu (nie bez powodów) za wzór zdrowych finansów Niemcy mają wykazać deficyt na poziomie 5,5 proc., kończąc tym samym passę 6 lat z nadwyżką w budżecie.
Euroobligacje przedmiotem sporu
To właśnie kwestie dotyczące finansów publicznych zdaniem wielu komentatorów ponownie będą testem dla UE. „Wzrost rozbieżności między północą a południem może doprowadzić do nowego kryzysu finansowego na kontynencie” – wskazuje portal Vox. „Wzrost długów przyniesie kryzys” – wtóruje mu Financial Times.
W centrum debaty na temat tego, jak poradzić sobie z gospodarczymi konsekwencjami pandemii, znajdują się „euroobligacje” czyli wspólny dług emitowany przez wszystkie państwa strefy euro. Pomysł ten żywo omawiany był już w trakcie poprzedniego kryzysu zadłużeniowego strefy euro, jednak zwolennikom zacieśniania fiskalnej współpracy państw UE nie udało się przekonać m.in. Niemiec czy Holandii do zgody na zaciąganie wspólnych zobowiązań. Pokonane "państwa Południa", w tym Hiszpania, Włochy, Grecja, Francja, ale też Irlandia czy Belgia (jak widać, nie jest to kryterium geograficzne), ponownie zwierają szeregi w tej sprawie.
Broni nie składają także Niemcy i inne „państwa Północy”. Nie brak argumentów dotyczących postawy Południa w czasie ostatnich lat, kiedy – tak jak przed poprzednim kryzysem – nie koncentrowały się one na wypracowaniu nadwyżek budżetowych, lecz znajdowały uzasadnienia dla kolejnych wydatków. Przeciwnicy takiego stawiania sprawy oskarżają Północ o ponowny brak solidarności, który tym razem może doprowadzić do upadku strefy euro lub całej UE.
W sporze o euroobligacje pojawiają się otwarte nawiązania do czasów wojennych. Prezydent Francji Emmanuel Macron przywołał nawet historyczny jego zdaniem błąd, jakim było domaganie się przez Paryż reparacji od Berlina za I wojnę światową, co otworzyło niemieckim populistom drogę do władzy i przyczyniło się do wybuchu II wojny światowej. Z kolei burmistrzowie włoskich miast w apelu o solidarność opublikowanym w niemieckim dzienniku "Frankfurter Allgemeine Zeitung" przypomnieli, że po II wojnie światowej niemiecki dług został darowany. W tym samym liście oberwało się też Holandii, która oskarżona została o "bycie rajem podatkowym, który przez lata wysysał zasoby z innych państw UE".
Chociaż Polska nie jest członkiem strefy euro, przez co nie będzie uczestniczyć w najważniejszych ustaleniach dla przyszłości wspólnej waluty, to premier Mateusz Morawiecki zadeklarował, do której grupy państw jest Polsce bliżej.
- Potrzebujemy nowych środków w ramach UE. Rozmawiałem z przewodniczącą Ursulą von der Leyen, żeby się pojawiały. Polska gotowa jest uczestniczyć w mechanizmach gwarancyjnych, które umożliwią emisję na światowych rynkach. Proporcjonalnie podzielone, środki te mogłyby służyć na walkę z koronawirusem. To nie tylko działania polskie – o wspólną, solidarną politykę upomniały się też Włochy, Francja, Hiszpania czy Grupa Wyszehradzka – powiedział premier 6 kwietnia. W tej samej wypowiedzi szef polskiego rządu namawiał do wprowadzenia nowych podatków na poziomie unijnym oraz wspólnej walki z rajami podatkowymi (z nazwy został wymieniony jeden kraj członkowski: Cypr).
W wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika "El Mundo" polski premier był nieco mniej kategoryczny, choć przyznał, że sprawa ta będzie miała znaczenie dla przyszłości nie tylko strefy euro, ale i całej UE.
- Zdaję sobie sprawę, że ta decyzja jest wewnętrzna sprawą strefy euro. Dlatego też nie będę wyrażał kategorycznych sądów. Jedno jest jednak pewne. Ten problem musi być rozwiązany. Sytuacja w której zyski są wspólne, a nawet jedni korzystają na Jednolitym Rynku znacznie bardziej od innych, zaś straty należą do każdego z osobna jest politycznie nie do utrzymania i zagraża dziś strefie euro, a zatem także całej UE - powiedział.
W czwartek zdalny szczyt
O sposobach na walkę z kryzysem, w tym o ewentualnej emisji wspólnego długu, czołowi unijni politycy rozmawiać będą na zwołanym na czwartek, 23 kwietnia, nadzwyczajnym szczycie UE, który odbędzie się w formie wideokonferencji. Euroobligacje to nie jedyny projekt, który leży na stole – szefowie rządów mają m.in. zaakceptować wypracowane wcześniej przez ministrów finansów narzędzia reakcji na kryzys o łącznej wartości 540 mld euro.
Aktywną rolę w walce z kryzysem odrywać ma też Europejski Bank Centralny, który może poluzować kryteria w programie skupu obligacji, aby dopuścić również papiery tych państw, których rating spadnie do poziomu spekulacyjnego, zwanego również śmieciowym.

























































