Tiger Woods miał w zeszłym tygodniu ostatnią szansę, by zakończyć nieudany dla siebie rok sukcesem i sięgnąć chociaż po jedną wygraną w tym sezonie. Miał, bo w ostatniej chwili na drodze do zwycięstwa stanął mu człowiek, dla którego 2010 r. był najlepszy w całej jego dotychczasowej karierze. W turnieju Chevron World Challenge Irlandczyk Graeme McDowell pokonał Tigera dopiero na 1. dołku play-off.
McDowell, który w tym sezonie na podium stawał do tej pory aż trzykrotnie, w tym w turnieju wielkoszlemowym U.S. Open, do finału wchodził ze stratą 4 uderzeń do Woodsa. Szybko jednak udało mu się dogonić rywala i z 18. dołka golfiści schodzili z identycznym wynikiem 16 uderzeń poniżej par. O wyniku tego starcia musiała zadecydować dogrywka.
Zadecydowała bardzo szybko. McDowell, dla którego sezon 2010 okazał się prawdziwym pasmem sukcesów, trafił putta z 6 m na pierwszym dołku dogrywki, zdobywając tym samym 4 tytuł w tym roku. To się nazywa wspaniałe zakończenie sezonu.
Woods natomiast, który był gospodarzem Chevron World Challenge i dla którego turniej ten był już ostatnią w tym sezonie szansą na zwycięstwo, rok kończy po raz pierwszy w karierze bez wygranej na koncie. Od sukcesu dzieliło go jednak bardzo niewiele.
Niewiele dzieliło go również od tego, by Tiger odzyskał pole position w Official Golf World Ranking. Gdyby wygrał w Chevron World Challenge, a w tym samym czasie źle poszłoby biorącemu udział w turnieju Nedbank Golf Challenge Anglikowi Lee Westwoodowi, Woods byłby znowu pierwszym golfistą świata. Westwood jednak wygrał i zwiększył jeszcze różnicę dzielącą go od Amerykanina.
Jaki dla Tigera będzie kolejny sezon? Czy zdoła on odzyskać formę i wrócić na szczyt Rankingu Światowego?
Na odpowiedź na te pytania musimy jeszcze trochę poczekać.
j.d.