Włochy znów straszą świat finansów. Na rynki powróciło widmo rozpadu strefy euro i politycznego chaosu w Europie. Skok notowań włoskich obligacji zdradza już nie tyle lęk, co regularną panikę posiadaczy włoskiego długu. Panikę jak najbardziej uzasadnioną.


To wciąż jest ten sam kryzys. Ten sam, który wybuchł w 2009 roku, gdy pojawiły się problemy z wypłacalnością Grecji. Ten sam, który w 2011 roku omal nie doprowadził do upadku Włoch i Hiszpanii. I ten sam, którego nikt nie rozwiązał. Którego istotną są niespłacalne długi i nadmierne wydatki państwa. Oraz – w przypadku południa Europy – niekonkurencyjne gospodarki, sparaliżowane zapaścią demograficzną, biurokracją, korupcją, drakońskimi podatkami i roszczeniową postawą swych mieszkańców.
Tyle tytułem wstępu. Wstępu, który pokazuje nam, gdzie i dlaczego się znaleźliśmy. A teraz krótki rys sytuacji taktycznej. Marcowe wybory parlamentarne we Włoszech nie przyniosły zdecydowanego rozstrzygnięcia. Formalnie zwycięski blok Berlusconiego nie potrafił sformować większości rządowej. Za to w maju udało się to dwóch partiom antysystemowym i sprzeciwiającym się władzy Brukseli.
Zobacz także
Po trwającym 80 dni parlamentarnym impasie Ruch 5 Gwiazd i Liga (dawniej Północna) zawarły porozumienie i wystawiły wspólnego kandydata na premiera. Ale Giuseppe Conte rządu nie utworzy. Powołanie nowego gabinetu zablokował prezydent Sergio Mattarella, który nie zgodził się na kandydaturę Paolo Savony na ministra gospodarki. Liczący sobie ponad 80 lat Savona jest profesorem ekonomii i zadeklarowanym krytykiem euro. To z jego powodu prezydent Mattarella zablokował utworzenie rządu.
„Barbarzyńcy” i technokraci
W poniedziałek prezydent Sergio Mattarella powierzył misję tworzenia rządu innemu ekonomiście. Carlo Cottarelli to przeciwieństwo Savony. 54-letni Cottarelli przez ćwierć wieku pracował w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, a sześć lat w narodowym banku włoskim. Pracował także dla rządu socjalisty Enrico Letty, gdzie zajmował się rewizją wydatków publicznych. Technokrata z kontrolowanego przez Stany Zjednoczone MFW to dla wielu Włochów kandydat nie do przyjęcia.
Była to ewidentna zagrywka włoskiego establishmentu nakierowana na uspokojenie tzw. rynków finansowych. A tak naprawdę na wierzycieli włoskiego państwa. Italia jest największym dłużnikiem Europy, z astronomiczną kwotą 2,3 bilionów euro (1 bilion to tysiąc miliardów czyli milion milionów). To więcej niż Niemcy, których gospodarka jest prawie dwukrotnie większa. Relacja długu publicznego do produktu krajowego brutto Włoch ustabilizowała się w ostatnich latach na bardzo wysokim poziomie 132%. Dla porównania, traktat z Maastricht ustawiający unię walutową wymaga od krajów członkowskich utrzymania długu na maksymalnym poziomie 60% PKB.
Decyzja Mattarelli sugeruje, że establishment wpadł w regularną panikę. Bo chyba tylko tak można wytłumaczyć skrajnie niepopularne posunięcie i próbę wsadzenia urzędnika z MFW na stołek szefa włoskiego rządu. Tym bardziej, że nominacja wyspecjalizowanego w „restrukturyzacji” nadmiernie zadłużonych krajów Cottarelliego jest de facto przyznaniem się do tego, że sytuacja finansowa kraju staje się dramatyczna. A to przecież wbrew oficjalnej narracji, jakoby Włochy i cała strefa euro miała kryzys już za sobą i wkroczyła na ścieżkę świetlanej przyszłości.
Tego typu decyzje establishmentu – wyznaczającego premiera wbrew woli większości wyborców – zapewne napędzą poparcie antysystemowym „barbarzyńcom”. „Jeśli wracamy do wyborów z powodu zawetowania Savony, to oni (partie antysystemowe – przyp. red.) zgarną 80% głosów” – wymsknęło się byłemu premierowi Massimo D’Alemie cytowanego przez Reutersa.
„Nadchodzące wybory nie będą polityczne, ale będzie to prawdziwe referendum... będzie to wybór pomiędzy tymi, którzy chcą, aby Włochy były wolnym krajem, a między tymi, którzy chcą, aby był zniewolony. Dzisiaj Włochy nie są wolne. Są finansowo okupowane przez Niemców, Francuzów i eurokratów” – powiedział lider Ligi Matteo Salvini.
Najnowsze sondaże wskazują na wyraźne prowadzenie R5G i Ligi. Na Ruch chce głosować prawie 30% wyborców, a na Ligę 27,5%. Kolejna na liście – socjalistyczna Partia Demokratyczna – może liczyć na 19% głosów, a Forza Italia Silvio Berlusconiego na zaledwie 8% - dramatycznie mniej niż w marcowych wyborach.
Panika na rynku
Jeśli Liga i R5G tak postawią sprawę w nadchodzących wyborach, to rynkowe perturbacje są niemal pewne. Już teraz jest nerwowo. Rentowność włoskich obligacji 10-letnich przekroczyła próg 3% i jest najwyższa od czterech lat. W poniedziałek rentowność włoskich 10-latek podskoczyła o 22 punkty bazowe, a we wtorek rano rośnie już o ponad 70 pb.! Taki ruch na słynących ze stabilności rynkach obligacji skarbowych nosi znamiona regularnej paniki. Wzrost rentowności oznacza spadek ceny rynkowej obligacji.
Jeżeli koszty obsługi włoskiego długu nadal będą rosły w takim tempie, to już za kilka miesięcy (albo nawet tygodni) pojawią się problemy z refinansowaniem potężnego zadłużenia Italii. Ewentualna niewypłacalność rządu Włoch oznaczałaby plajtę całego włoskiego systemu bankowego – największego wierzyciela Italii. A do tego żadna władza nie będzie chciała dopuścić. W takim scenariuszu Włochy staną przed wyborem, jakiego trzy lata temu dokonał rząd Grecji: albo kapitulacja przed Niemcami, albo wyjście ze strefy euro i powrót do waluty narodowej.
Pod presją sprzedających znalazły się akcje największych włoskich banków. O 10:45 notowania Uni Banca zniżkowały o 5,6%, kurs Intesa Sanpaolo spadał o 5,2%, a UniCredit o 4%. Wcześniej notowania niektórych mniejszych (ale wcale nie małych!) banków zostały zawieszone na dolnych widełkach.Główny indeks giełdy w Mediolanie - FTSE MIB - spadał o blisko 3%.
Włoski dług jest przeszło 7-krotnie większy od długu Grecji i potencjalnie może zaszkodzić strefie euro znacznie mocniej. Efekty widać na kursie EUR/USD. Przez niespełna siedem tygodniu euro straciło do dolara 6,6%. We wtorek rano kurs EUR/USD spadł do najniższego poziomu od lipca 2017 roku.

























































