Polskie stodoły zyskują drugie życie. Zamiast sianem i rolniczymi sprzętami, zapełniają się gośćmi weselnymi, którzy coraz częściej chcą wracać do korzeni. Dzisiaj mają w czym wybierać.


Inwestycje w stodoły na przyjęcia weselne to w większości rodzinne biznesy, które zrodziły się na potrzeby własnej uroczystości i rozpowszechniły dzięki poczcie pantoflowej.
Dyrkowo
W ten sposób organizatorami imprez w rustykalnym stylu stali się m.in. Natalia i Maciej Dyrka, którzy w Szyszłowskich Holendrach pod Koninem stworzyli Dyrkowo. Choć początkowo miała to być jednorazowa przygoda, stodoła pochłonęła ich bez reszty.
– Pomysł zrodził się spontanicznie, gdy w ubiegłym roku sami mieliśmy wesele. Marzyliśmy o rustykalnym klimacie, a z drugiej strony nie chcieliśmy czekać na wynajęcie sali dwa lata, bo o takich terminach słyszeliśmy – mówi Natalia Dyrka. – Tak się jednak w to wkręciliśmy, że postanowiliśmy udostępnić ją innym. Stwierdziliśmy, że albo przystosujemy ją na raz, albo całościowo. Nie chcieliśmy stworzyć z tej stodoły kolejnego składowiska, a skoro podjęliśmy decyzję o inwestowaniu, postanowiliśmy zrobić to porządnie – dodaje.
Żeby zacząć w ogóle myśleć o organizacji wesel w stodole, potrzebny jest budynek. Można go wybudować od podstaw, ale by stodoła miała niepowtarzalny klimat, musi być autentyczna. Ceny na portalach internetowych wahają się od 2 tys. zł, za które kupimy jedynie drewnianą ruinę do generalnego remontu, po nawet 40 tys. zł za stodoły murowane pochodzące z lat 70. Stodołę można także odziedziczyć. Takie szczęście mieli Natalia i Maciej Dyrka.
– Nie musieliśmy kupować stodoły, bo ta należała do rodziny ze strony męża. Stała cały czas przy domu. Wystarczyło ją jedynie zagospodarować i zaaranżować, choć słowo „wystarczyło” nie odzwierciedla tego, z iloma rzeczami musieliśmy się przez ten czas zmierzyć – wspomina pani Natalia.
Stodoła „Dyrkowo” pochodzi jeszcze sprzed I Wojny Światowej, z 1897 r. Została wybudowana przez żyjących tu wówczas Niemców. Budynek został doszczętnie spalony podczas II Wojny Światowej, a odbudował go dziadek Macieja Dyrki, który tuż po wojnie sprowadził się do Szyszłowskich Holendrów razem z rodziną. Od tego czasu służyła jako magazyn na zboże i siano.
– Stodoła ma gliniane ściany i kamienną elewację. Dach jest z kolei zrobiony z drewna, co sprawia, że budynek nie nagrzewa się zbyt szybko i co najważniejsze przy weselach – ma genialną akustykę – twierdzi Natalia Dyrka.


Stodoła w Szyszłowskich Holendrach jest już gotowa. Trwa przystosowywanie przylegającego do niej terenu. Dobudowywany jest taras, powstają także toalety i doprowadzana jest droga dojazdowa do budynku.
– Inwestycja kosztowała nas do tej pory około 100 tys. zł, wyłączając oczywiście koszt kupna stodoły, którego nie ponieśliśmy – mówi Natalia Dyrka.
Największym przedsięwzięciem była budowa drewnianej podłogi na klepisku. To 200 mkw. drewna, a do tego 100 mkw. drewnianego tarasu. W tej chwili powstaje też zielony dach nad tarasem. Sanitariaty dla gości weselnych powstaną w kontenerze, który zostanie odpowiednio obudowany, aby nie wyróżniał się w wiejskim krajobrazie.
– Moglibyśmy je wymurować, ale byłby to olbrzymi koszt, ponieważ aby wszystkie budynki były w jednakowym stylu, musielibyśmy użyć cegły z rozbiórek. Przewagą kontenera jest również to, że możemy postawić go bez zezwolenia. Do tego znacznie szybciej i taniej. Bez wyposażenia to koszt 30 tys. zł. Zaaranżujemy w nim także sypialnię dla pary młodej – wylicza Natalia Dyrka.
Wesela w stodole „Dyrkowo” będą organizowane wiosną i latem, ponieważ budynek nie ma ogrzewania, ani nie jest przystosowany do jego montażu. Weselny sezon wystartuje we wrześniu. Na razie w planach są dwa wesela. Na każdym z nich będzie mogło bawić się ok. 160 osób. Jadąc na wesele do „Dyrkowa” trzeba jednak zadbać o nocleg w innym miejscu.


– Mocniej w noclegi dla gości, przynajmniej na razie, nie wejdziemy. Mamy teren, ale wszystko rozbija się o pieniądze. Żeby noclegi miały rację bytu, trzeba by mieć co najmniej 15-20 miejsc. W takiej formie jak obecnie, potrzebowalibyśmy 10 kontenerów, za które z aranżacją musielibyśmy zapłacić przynajmniej pół miliona złotych – tłumaczy pani Natalia.
Weselnicy muszą także wynająć catering i zastawę. W przyszłości będą mogli skorzystać jednak z gotowych pakietów rozwiązań.
– Problem w branży weselnej polega na narzucaniu parom młodym gotowych rozwiązań. Chcemy im dać możliwość, żeby skorzystali z naszych pomysłów, ale równie dobrze, mogą wynająć goły budynek i zaaranżować go pod wesele po swojemu, a podczas zabawy pić własne wino – mówi Natalia Dyrka.
Osada Przyborowo
Od roku wesela w sali biesiadnej, która powstała na bazie starego budynku gospodarczego organizuje także Karolina Strugała-Jankowska. W położonej w sercu lasu pomiędzy Poznaniem a Gnieznem osadzie Przyborowo, „tak” powie sobie w tym roku 12 par.


Osada powstała w 1902 r. To dwa domy i sala biesiadna z dobudowanym do niej tarasem, przykrytym przypominającym żagle namiotem, gdzie bawią się weselnicy. Osada, jak i sala biesiadna nie przejdą większych zmian. Gospodarze planują jedynie zaadaptować poddasze, ponieważ nowe budynki mogłyby zaburzyć charakter i wygląd osady.
– Chcemy być niczym egzotyczna wyspa, bez sąsiadów, w której zamiast do oceanu, można dać susa w zieleń i to zaledwie 35 km od Poznania – mówi Karolina Strugała-Jankowska.
Nowożeńcy w Przyborowie mogą liczyć na spokój i ciszę.
– Oddajemy nowożeńcom klucze i jeśli mają na to ochotę, mogą sami zorganizować wesele. Nie chcemy uszczęśliwiać na siłę, ale jeśli zgłoszą się do nas o pomoc, pomagamy w organizacji kompleksowo lub częściowo – mówi pani Karolina i, jak dodaje, weselnicy potrafią nie opuszczać Przyborowa przez kilka dni. W osadzie mogą liczyć na 40 miejsc noclegowych w zabytkowych domach. – Wesela trwają czasem od piątku do niedzieli, a nawet od czwartku do poniedziałku. Wiele osób wyemigrowało, ma znajomych poza Polską i wesele, co zauważamy w naszej osadzie, jest okazją do nadrobienia towarzyskich zaległości, rodzinnego zjazdu i pobycia razem. W ciągu tego roku mieliśmy gości z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Kanady a nawet Australii.


Pierwsze wesele odbyło się w ubiegłym roku – 23 czerwca. Swojej córce zorganizowała je koleżanka pani Karoliny.
– A że obie miały miłe wspomnienia z czasów, gdy dzieci przyjeżdżały się do nas bawić, zdecydowały się wyprawić wesele u nas. Rzeczywistość przerosła wspomnienia – twierdzi Karolina Strugała-Jankowska.
W tym roku w Przyborowie 11 odbędzie się 12 wesel. Choć wolne terminy jeszcze są, niektóre zajęte wykraczają aż do 2022 roku.
– Reklamujemy się jedynie w oparciu o marketing szeptany i dobre opinie klientów. To działa na naszą korzyść i sprawia, że kalendarz się zapełnia – uśmiecha się pani Karolina. – Zapełnienie kalendarza na cztery lata naprzód w pierwszym roku działalności byłoby nierealnym oczekiwaniem – dodaje.
