Chociaż akcja brytyjskich związkowców była wymierzona była przeciwko rządowej koalicji konserwatywno-liberalnej, nieoczekiwanie wygwizdano też lidera opozycji. Na wiecu w Hyde Parku najbardziej radykalni związkowcy zgotowali wrogie przyjęcie przywódcy Labourzystów, Edowi Milibandowi, kiedy oświadczył z trybuny: "Nie obiecuję łatwej przyszłości. Już mówiłem, że ktokolwiek nie byłby dziś u władzy, miałby trudne zadanie, chociaż błędne koło oszczędności to nie jest odpowiedź na problemy Wielkiej Brytanii".
Dwa lata temu Ed Miliband został przywódcą Partii Pracy głównie dzięki poparciu związków. Teraz płaci za próby przekonania elektoratu, że i on myśli poważnie o walce z deficytem. Milibanda zaatakował również przewodniczący Partii Konserwatywnej. Grant Shapps stwierdził, że to niepoważne z jednej strony rozprawiać o zrównoważeniu budżetu, a z drugiej - występować na wiecu, który jest temu przeciwny.
Marsze protestacyjne przeszy też ulicami Glasgow i Belfastu. Brytyjscy związkowcy twierdzą, że oszczędnościowa polityka rządu dotyka bezpośrednio mniej więcej połowy wszystkich zatrudnionych. Druga połowa, w sektorze prywatnym, ma jednak również pretensje do rządu.
W marszach wzięły udział związki zawodowe zrzeszające obydwie grupy zatrudnionych. Centrala związkowa TUC nie kryje się z planem eskalacji obecnych protestów - aż do strajku generalnego włącznie.
Hasło dzisiejszej akcji protestacyjnej "Przyszłość, która zadziała" to odpowiedź na ograniczanie przez rząd roli państwa w finansowaniu służb publicznych i niewystarczającym - zdaniem związków - bodźcom na rzecz wzrostu gospodarczego.
Związkowcy protestują też przeciwko zamrożeniu płac w sektorze publicznym, reformie zasiłków i zasygnalizowanej ostatnio reformie prawa pracy.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)Grzegorz Drymer/Londyn/dabr
Źródło:IAR



























































