REKLAMA
ZAPISZ SIĘ

"Uchodźcy z Ukrainy płaczą, gdy wjeżdżają do Polski"

2022-02-25 20:53
publikacja
2022-02-25 20:53

W punkcie recepcyjnym w Dorohusku (Lubelskie) przybywa uchodźców z Ukrainy, są to głównie kobiety z dziećmi. "Płaczą, jak wchodzą. Żal patrzeć na tych ludzi, szczególnie na dzieci" - powiedziała PAP wolontariuszka Edyta Soborska.

"Uchodźcy z Ukrainy płaczą, gdy wjeżdżają do Polski"
"Uchodźcy z Ukrainy płaczą, gdy wjeżdżają do Polski"
fot. RADOVAN STOKLASA / / Reuters

Reporter PAP był w piątek w punkcie recepcyjnym w Dorohusku utworzonym dla obywateli Ukrainy uciekających przed wojną.

Wójt gminy Dorohusk Wojciech Sawa podał, że pierwsi uchodźcy trafili do punktu w czwartek około godz. 16. W piątek do południa przez punkt przewinęło się ok. 160 osób, głównie kobiet z dziećmi.

"Kiedy widzę tych ludzi, czuję strach i przygnębienie. Nigdy się nie spodziewałem, że coś takiego się może wydarzyć. Wydawało mi się to niemożliwe" – przyznał wójt. Dodał, że punkt recepcyjny dysponuje około 80 łóżkami, żeby zmęczeni podróżą uchodźcy mogli się przespać.

"Płaczą jak wchodzą. Żal patrzeć na tych ludzi, szczególnie na dzieci" – powiedziała wolontariuszka Edyta Soborska.

"To miejsce, gdzie mogą odetchnąć. Potem są wysyłani do ośrodków w Rejowcu, Lublinie i innych" – powiedziała inna z wolontariuszek. Z pomocy korzystają przede wszystkim kobiety z dziećmi. "W nocy przyjechała kobieta z siódemką. Najmłodsze dziecko miało trzy miesiące" – dodała.

W pomoc migrantom angażują się, oprócz wolontariuszy, okoliczni mieszkańcy i urzędnicy. Osoby, które zgłaszają się do punktu, dostają ciepłe napoje i posiłki, owoce, wodę i pakiety z suchym prowiantem.

"Każdy, kto odjeżdża, dostaje na drogę prowiant: rogaliki, słodycze, kanapki" – wyliczyła Edyta Soborska.

Koleje informują o pociągach ewakuacyjnych z Kijowa dla 10 tys. osób

Ukraińskie koleje poinformowały w piątek o pociągach ewakuacyjnych z Kijowa na zachód, m.in. do Lwowa. Wiceminister infrastruktury Mustafa Najem ocenił, że pociągi mogą zabrać około 10 tysięcy osób.

Pociągi odjadą m.in. do Użhorodu, Truskawca, Kowla, Czerniowiec i do Lwowa. Do niektórych z nich dodano kilka dodatkowych wagonów.

Najem ocenił, że liczba wagonów jest wystarczająca, by bezpiecznie wywieźć do końca doby około 10 tysięcy ludzi.

"Wsiadanie do pociągu odbywa się w kolejności oczekiwania w ogonku, tradycyjnie pierwszeństwo mają dzieci, kobiety i osoby mające trudności w przemieszczaniu się" - informuje Ukrzaliznycia.

"Podczas wsiadania do pociągu prosimy o przestrzeganie kolejności, a podczas podróży - o nieinformowanie o swojej lokalizacji. Prosimy nie dziwić się, że w wagonach będzie oświetlenie awaryjne - im mniej pociąg wygląda jak girlanda świetlna, tym podróż jest bezpieczniejsza" - głosi komunikat.

Większość obywateli Ukrainy przebywających w punkcie to kobiety z dziećmi w różnym wieku. Na parking przy XVIII-wiecznym Pałacem Suchodolskich, gdzie się mieści, co kilkanaście minut podjeżdżają samochody osobowe i busy, wiele jest wypełnionych pasażerami. Wokół zaparkowanych samochodów biegają dzieci, śmieją się i bawią się w ganianego. Najmłodsze przytulają maskotki. Kilkuletni chłopcy puszczają samoloty z papieru.

W budynku ich rodzice zgłaszają się po pomoc i wypełniają dokumenty. Pracownica Urzędu do Spraw Cudzoziemców powiedziała reporterowi PAP, że od godz. 8 zarejestrowała siedem próśb od osób zainteresowanych ochroną na terytorium Polski.

"To kobiety z dziećmi. W tej chwili czekają na przyjazd Straży Granicznej, żeby złożyć wniosek" – wyjaśniła Edyta.

Z rozmów z wolontariuszami wynika, że wiele osób przyjeżdża do punktu recepcyjnego tylko na chwilę, by odpocząć, uzyskać informacje i jedzie dalej na zachód.

W stołówce, która służy jednocześnie za punkt rejestracyjny, na uzupełnienie formalności i skierowanie do ośrodka dla osób uciekających z Ukrainy czeka Ala z rodziną. Z Szacka w pobliżu granicy z Białorusią przyjechała z dwójką swoich dzieci: 4-letnią Krystyną i 3-letnim Markiem oraz rodzicami: Swietlaną i Wasylem.

"Parę kilometrów od naszej miejscowości stały czołgi" – powiedziała Ala. Nie potrafiła sprecyzować, czy były to wojska ukraińskie, białoruskie, czy rosyjskie, ale wyznała, że w każdej chwili spodziewała się najgorszego.

"Z Szacka na granicę dojechaliśmy dosyć szybko, ale na wjazd do Polski czekaliśmy 11 godzin. Ukraińscy żołnierze skierowali nas do punktu w Dorohusku. Przyjechaliśmy tu o piątej rano" – zrelacjonowała.

Jej 3-letni syn jest lekko osowiały. Ala wyjaśniła, że w nocy bolało go gardło. Z pomocą pielęgniarki udało się zbić temperaturę i zmniejszyć zapalenie. Na prośbę mamy 4-letnia Krystyna z dumą recytuje wierszyk o smacznej witaminie.

W pomieszczeniu obok pomocy uciekinierom z Ukrainy udziela pielęgniarka Beata Sawicka, która, na co dzień pracuje w szpitalu w Chełmie.

"Opanowaliśmy już kilka gorączek" – przyznała pielęgniarka. Dodała, że jej pacjentami było troje dzieci w wieku: 3,5 roku, 7 i 12 lat.

Na pytanie, czy punkt jest dobrze zaopatrzony, pokazała pełne opakowania mleka dla niemowlaków, pampersów i opatrunków, a także osobny pokój z dużą ilością pudeł z ubrankami dla dzieci.

Warunki w punkcie recepcyjnym pochwaliła Ala z Szacka. Stwierdziła, że czeka już tylko na rejestrację przez urzędnika i zabranie do ośrodka.

"Jeszcze nie wiem, gdzie pojedziemy. Jest mi wszystko jedno" – wzdycha ze smutkiem. "Na Ukrainie zostawiliśmy dom, pracę, rodzinę i znajomych. Brat i siostra zostali w Łucku" – żali się Ala.

Warunki w punkcie w Dorohusku pochwalił także Władek, około 30-letni mężczyzna. "Warunki są dobre. Jedzenie, kawa herbata, wszystko jest" – podkreślił. Dodał, że jest wdzięczny wolontariuszom za okazaną pomoc.

Władek wyjaśnił, że pochodzi z Łucka, ale przez ostatnie dwa miesiące pracował w piekarni koło Konina. Do Dorohuska przyjechał w czwartek wieczorem na spotkanie z bliskimi, którzy uciekają z Ukrainy.

"Czekam na moją rodzinę: dwoje dzieci i żonę. Już 14 godzin stoją w kolejce na wjazd do Polski. Pół godziny temu z nimi rozmawiałem. Myślę, że jeszcze cztery godziny i przekroczą granicę" – wyjaśnił. Dodał, że w domu został jego ojciec.

Od żony dowiedział się, że Rosjanie zbombardowali wojskowe lotnisko w pobliżu ich miasta, a ukraińskie wojsko wycofało się w stronę polskiej granicy. "Teraz jest spokojnie" – dodał z ulgą.

"Wczoraj zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że przyjadę do niej na Ukrainę. Płakała. Powiedziała, żebym został w Polsce" – powiedział.

Żona powiedziała mu, że ukraińskie władze nie wypuszczają mężczyzn z kraju. Wszyscy mają być gotowi na wcielenie do wojska.

"Moja siostra mieszka w Gdyni. Zawiozę tam rodzinę, zabieram chłopaków z Donbasu i jedziemy do ojczyzny. Będziemy walczyć za Ukrainę" – stwierdził.

Chłopaki z Donbasu to koledzy Władka z ukraińskiego wojska, z którymi w latach 2014-2015 służył jako pomocnik medyczny na froncie w Doniecku.

Uchodźcy jechali pod ostrzałem w zaciemnionych wagonach. Pociąg z Kijowa dotarł do Warszawy po 22 godzinach

W pełnym zaciemnieniu i pod ostrzałem podróżowała ponad setka pasażerów z Kijowa. Ich pociąg dotarł w piątek przed 16 na Dworzec Wschodni w Warszawie po 22 godzinach jazdy.

Ponad setka pasażerów - zmęczeni, poszarzali, ale szczęśliwi, że w końcu dotarli - wysiadła na Dworcu Wschodnim w Warszawie. Do pociągu w Kijowie wsiedli w czwartek po południu.

"Podróżowaliśmy 22 godziny. Gdy był ostrzał, pociąg stawał. Cały czas mieliśmy zaciągnięte rolety" - opowiada Julia, ukraińska obywatelka, ale Polka z Kartą Polaka. Od kilku lat mieszka w Warszawie, ale wojna zastała ją na Ukrainie.

Do końca nie było wiadomo, kiedy i dokąd dojedzie pociąg. Ale gdy tylko lokomotywa i cztery wymęczone, aż buchające gorącem i zapachem rozgrzanej blachy wagony, wtoczyły się na trzeci peron, natychmiast po większość podróżnych przyjechali bliscy i znajomi.

"Syn od kilku tygodni nalegał, żebym wyjechała. Gdy się w końcu zdecydowałam, zaczęła się wojna" - opowiada pani Galina. Ze łzami w oczach opowiada o ostrzale Kijowa. I o tym, że wszystko, całe dotychczasowe życie, zostawiła w bombardowanym rodzinnym mieście. Do Warszawy już jedzie po nią syn, który mieszka i pracuje w Pradze.

Pociąg, który dotarł w piątek był prawdopodobnie ostatnim, którym przyjechali dorośli mężczyźni. 20-letni Dmitrij wie od kolegów, że na przejściach pieszych i samochodowych, mężczyzn od 18 do 60 roku życia nie wypuszczają. "Może dlatego, że wyjechaliśmy jeszcze zanim ogłosili mobilizację" - snuje przypuszczenia Dmitrij. W Warszawie zamieszka z mamą i babcią, które tu pracują. Gdy już dotrą na Wschodni - będzie to pierwsze spotkanie od pół roku. "W Kijowie studiowałem grafikę komputerową. Ale mam zawód jestem barberem, w Warszawie będę pracował i może też studiował" - opowiada chłopak.

Walierij i Polina - para studentów - opowiadają, że podróż była koszmarem. Dziewczyna jest szara na twarzy, wymiotowała, nie mogła nic jeść. Nawet teraz wzdryga się, gdy gdzieś rozlega się huk. "Cud, ze dotarliśmy tu żywi, mimo tych bomb" - mówi. Teraz tylko trzeba znaleźć punkt, gdzie kupić kartę sim, kantor, by wymienić pieniądze i jakiś hostel przed internet.

Igor i jego kolega Oleh to jedni z nielicznych pasażerów niemal bez bagażu. Ich sytuacja jest skomplikowana. Wyjeżdżali w panice, a nie jak inni pasażerowie tego pociągu, którzy podróż planowali od kilku dni albo i tygodni. "Wiesz, ja jestem Rosjaninem, a mój przyjaciel Ukraińcem. Mieszkaliśmy razem w Kijowie. Musieliśmy wyjechać, jak oni" - opowiada i wskazuje, z zakłopotaniem, na wychodzącą kobietę z dwójką dzieci. "Mówię to, bo wiem, że teraz każdy powinien walczyć przeciw Putinowi" - dodaje zawstydzony.

Do Polski uciekają głównie kobiety z dziećmi

Kobiety z małymi dziećmi, seniorzy i młodzież to głównie oni przekraczali granicę w piątek przez piesze przejście graniczne z Ukrainą w Medyce na Podkarpaciu. Na osoby, które uciekały przed wojną czekały setki osób, które przyjechały na przejście z całej Polski.

Od wczesnych godzin rannych okolice przejścia granicznego były oblegane przez tysiące samochodów z całej Polski. Przyjechały nimi osoby, które czekają na swoich bliskich i znajomych, którzy uciekają przed wojną. Wśród aut widać również te m.in. z Czech, Litwy i Niemiec.

Jedną z takich osób jest pan Marek z Warszawy, który od północy czeka na matkę i kuzynkę swojej narzeczonej. „Wyruszyli wczoraj spod Lwowa, nie mam z nimi kontaktu, bo rozładował im się telefon. Mam nadzieję, że uda im się bezpiecznie dotrzeć do Medyki” – dodał w piątek późnym popołudniem.

Na granicy w okolicach przejścia pieszego pracują wolontariusze, którzy pomagają osobom, które przekroczyły granicę. Rozdają im kawę, kanapki, pączki i kierują do punktu recepcyjnego, który działa w miejscowej hali sportowej. Do punktu recepcyjnego można dotrzeć również autobusem, który podstawili strażacy.

Na przejściu widać głównie kobiety, które często z małymi dziećmi na ręku ciągną ciężkie torby turystyczne. Wiera, która razem z 3-letnim synem przekroczyła granicę w piątek po południu powiedziała dziennikarzowi PAP, że ucieka z okolic Łucka. Jej męża zawróciła ukraińska straż graniczna, bo mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat nie są wypuszczani z kraju.

Wiera podkreśliła, że ucieka ze względu na syna. „Słychać wszędzie strzały, wybuchy. Czuć niepokój. Ludzie pochowali się w domu, ale czy to jest bezpieczne miejsce. Nie wiem?” – dodała.

Kobieta zaznaczyła, że na Ukrainie zostawiła rodziców i teściów. Ci nie chcieli uciekać, bo, jak relacjonowała Wiera, twierdzili, że są za starzy na tułaczkę. W planach kobieta ma zatrzymać się w Warszawie u kuzynki.

W Biedronce, która funkcjonuje tuż obok przejścia granicznego ruch w piątek był bardzo duży. Największym wzięciem cieszyło się pieczywo, bułki i drożdżówki. Ukraińcy robili również większe zakupy, które od razu pakowali do toreb turystycznych, jak mówili, na drogę.

Wśród osób, która przekroczyły granicę była również Anastazja, która uciekła spod Lwowa. Jak powiedziała PAP, na Ukrainie nie ma teraz przyszłości. „Pewnie podszkolę się w języku polskim i zacznę studia tutaj. Zatrzymam się u babci, która w Polsce pracuje. Na Ukrainie zostali moi rodzice, ojciec poszedł do armii, mama została pilnować gospodarstwa” – dodała.

W Medyce, gdzie funkcjonuje piesze przejście, ruch odbywa się w zasadzie w jedną stronę. Są jednak nieliczne przypadki w drugą stronę - to młodzi Ukraińcy, którzy z poważnymi minami idą na stronę ukraińską. W rozmowie przyznają, że się boją wojny, ale ojczyzna wzywa. Zapowiadają, że dopóki żyją nie pozwolą, żeby „Ruscy chodzili po ich ziemi”.

W Polsce pracowali, niektórzy zostawili również narzeczone, ale jak powiedział PAP Iwan, są rzeczy ważne i ważniejsze. „Ojczyzna jest najważniejsza” – dodał.

Wiele osób, które przekraczało w piątek granicę miało ze sobą psa. Dzięki decyzji rządu przewóz zwierząt domowych przez granicę został ułatwiony i nie są wymagana specjalne zaświadczenia. Jedną z takich osób, która przekroczyła granicę z wilczurem była Nadia, która powiedziała, że nie mogła zostawić swojego pupila.

„Uciekamy z okolic Czarnobyla do rodziny, która jest pod Krakowem. Kilka godzin trwała nasza podróż do granicy, ale się udało. Na Ukrainie jest niebezpiecznie, musimy szukać bezpiecznego miejsca w Polsce” – dodała.

Wiele osób, które pieszo przekroczyło granicę, do przejścia dojeżdża autami, ale zostawia je po ukraińskiej stronie i pieszo przekracza granicę. Po prostu tak jest szybciej.

Na kobiety, które przekraczają granicę autem, za szlabanem czekają ich partnerzy i mężowie. Wielu z nich narzeka, że odprawa graniczna trwa zbyt długo. „Moja żona jedzie z dzieckiem już kilkanaście godzin. Widzisz, że puszczają po jednym samochodzie? A kolejka po tamtej stronie ciągnie się kilometrami” – mówił wzburzony jeden z młodych Ukraińców.

Jak podaje SG tylko na przejściu w Medyce od północy do godz. 12 w piątek granicę przekroczyło niemal 4 tys. osób. (PAP)

autor: Wojciech Huk

(PAP)

Luiza Łuniewska

lui/ ok/

Źródło:PAP
Tematy
Tanie konto firmowe bez ograniczeń czasowych

Tanie konto firmowe bez ograniczeń czasowych

Komentarze (30)

dodaj komentarz
cekron
co spostrzegłem. Pierwsi, którzy wyjechali prawie żartowali z wojny. Robią dobre wrażenie, lepsze niż Polacy, mało szarych ubrań. Zależy kto wyjechał. Dzieci dobrze wychowane, uprzejme i przeżywające trochę, zobojętniałe, czy bawiące się. Noce zimne. Jest to wojna, i ogrom wyjeżdżających do różnych krajów, UK podjęła się niedługo co spostrzegłem. Pierwsi, którzy wyjechali prawie żartowali z wojny. Robią dobre wrażenie, lepsze niż Polacy, mało szarych ubrań. Zależy kto wyjechał. Dzieci dobrze wychowane, uprzejme i przeżywające trochę, zobojętniałe, czy bawiące się. Noce zimne. Jest to wojna, i ogrom wyjeżdżających do różnych krajów, UK podjęła się niedługo przyjąć na rok. Niesamowita pomoc, ale nie będzie wielkiego komfortu. Zwraca się uwagę, że należy starannie zapoznać się z potrzebami i dary w dobrym gatunku dobrze oznaczyć. Czasem brakuje przy granicy wody. A odzież tylko ciepła, nie zniszczona. Nieliczne, ale problemowe działania, czy wypowiedzi, próby wyłudzenia, wykorzystania. Trzeba dokładnie przyglądać się co o Polsce i Polakach piszą za granicą, bo pomimo starania straty mogą być ogromne.
kiwixix
A Polacy płaczą jak pomyślą o Wołyniu. Absolutnie nie powinno być nam szkoda Ukraińców.
koperytko
czy fundacja ocalenie pomaga w przyjęciu kobiet i dzieci z kraju objetego wojna czy nadal siedzi pod Michałowem i ściąga muzułmańskich byczków za kasę bredząc o rasizmie, braku empati łamaniu wartosci europejskich
koperytko
PODOBNO 50000 biednych muzułmańskich uchodźcow wojenny stawiło sie na granicy Polsko Ukraińskiej - jednak wszyscy zostali zatrzymani na Ukrainie bo byli w wieku poborowym, ani jeden nie przeszedł...
the_super_mind_renewed
(wiadomość usunięta przez moderatora)
daniel_1
gdyby wjechali do Niemiec to by nie płakali...
the_super_mind_renewed
Trudno o lepszy komentarz. You make my day.
(usunięty)
(wiadomość usunięta przez moderatora)
kiwixix
A w 1768 mord na 100 tys. Polakach, to też NKWD?

Powiązane: Uchodźcy z Ukrainy

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki