Turecka lira odrabia straty poniesione w trakcie piątkowego nieudanego zamachu stanu. Władze zapewniają, że zrobią wszystko, aby zapewnić stabilność krajowego systemu finansowego.


Poniedziałkowy poranek przynosi wyraźne umocnienie tureckiej waluty względem dolara. „Zielony” kosztuje już 2,924 liry, co jest poziomem wyraźnie niższym od obserwowanych w piątkowy wieczór (nawet 3,0421 TRY, największe osłabienie od 8 lat), kiedy nie było jeszcze jasne, czy w kraju nie dojdzie do krwawego i destabilizującego przewrotu. Oczywiście obecna wycena liry nadal jest wyraźnie wyższa od „przedzamachowej”.
Straty odrabiają także inne waluty rynków wschodzących, w tym złoty - dolar wrócił poniżej 4 zł, a euro zmierza w kierunku 4,40 zł.
Wczoraj turecki bank centralny wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że gotów jest zapewnić bankom komercyjnym „nieograniczone wsparcie płynnościowe”. Władze monetarne zaznaczyły też, że „bacznie będą obserwować rozwój sytuacji na rynkach” i nie wykluczają „użycia wszelkich dostępnych środków w celu zapewnienia stabilności”.
Jutro turecki bank centralny decydować będzie o wysokości stóp procentowych. Konsensus ekonomistów ankietowanych w piątek (przed zamachem) przez Bloomberga zakładał obniżenie referencyjnej stawki z 7,50% do 7%.
Piątkowa próba zamachu stanu miała miejsce przed zamknięciem handlu walutami, ale już po zakończeniu sesji na tureckiej giełdzie. Akcje w Stambule reagują dopiero dziś - na początku handlu główny indeks BIST 100 traci 2,5%.
Jeszcze wczoraj turecka giełda wydała krótkie oświadczenie, w którym zapewniła, że jej działalność nie zostanie zakłócona przez piątkowe wydarzenia.
W następstwie nieudanego piątkowego zamachu stanu zatrzymano w Turcji już około 6 tys. osób, w tym wielu generałów i ponad 2700 sędziów. Według tureckiego MSZ liczba ofiar śmiertelnych zamachu stanu wzrosła do ponad 290, przy czym ponad setka zabitych to puczyści; ponad 1400 osób zostało rannych.
Chaotyczny bunt nie był zamachem

Podczas szczytu NATO w Warszawie prezydent Erdogan był jednym z najważniejszych uczestników. Turcja jest przecież głównym filarem południowej flanki sojuszu.
Do familijnej fotografii ustawiony został w samym centrum, dwa miejsca od Baracka Obamy. Dlatego naturalny był niepokój wszystkich wielkich o los kolegi ze zdjęcia — i ich oddech ulgi, gdy „standardy demokratyczne zostały w Turcji przywrócone”. Ale charakterystyczny był brak takich deklaracji od razu w nocy z piątku na sobotę, gdy bezosobowa Rada Pokoju (cóż za nazwa…) przejęła telewizję publiczną.