Około 30 osób zostało rannych, w tym dzieci, w centrum Monachium, gdzie samochód wjechał w czwartek w grupę demonstrantów. Premier Bawarii Markus Soeder ocenił, że prawdopodobnie doszło do zamachu. Według policji kierowca to 24-letni Afgańczyk, który wnioskował o azyl w Niemczech.


Motywy jego ataku są na razie nieznane.
Około godz. 10.30 samochód, którym kierował mężczyzna z Afganistanu jechał za grupą protestujących i radiowozem na monachijskim Stiglmaierplatz, a następnie wyprzedził policyjny pojazd, przyspieszył i wjechał w tył kolumny demonstrantów - powiedział rzecznik policji, cytowany przez agencję dpa.
Według policji, co najmniej 28 osób zostało rannych, niektóre z nich poważnie; życie niektórych osób jest zagrożone. Burmistrz Monachium Dieter Reiter (SPD) poinformował, że wśród rannych są dzieci.
Munich: an Agfhan has just driven a Car into a left wing demonstration.
— Martin Sellner (@Martin_Sellner) February 13, 2025
Those people rally of open borders and nonstop replacement migration & his "rights".
He drove a car into their demo. pic.twitter.com/Jf1gYwNUJy
Kierowcą samochodu okazał się 24-letni obywatel Afganistanu, który wnioskował o azyl w Niemczech. Mężczyzna został ujęty, a podczas aresztowania policja oddała strzały. Obecnie nie stanowi on już zagrożenia - przekazał rzecznik policji. Nic nie wskazuje na to, by w zdarzeniu brały udział inne osoby.
Premier Bawarii Soeder ocenił, że prawdopodobnie doszło do zamachu i zapowiedział podjęcie działań. „Nie możemy przechodzić od ataku do ataku i okazywać konsternacji (...), ale musimy faktycznie coś zmienić” - podkreślił Soeder po przybyciu na miejsce zamachu.
Szef MSW Bawarii Joachim Herrmann przekazał, że Afgańczyk był wcześniej znany policji z powodu kradzieży sklepowych i przestępstw narkotykowych.
Władze Bawarii nie zakładają na razie, że atak mógł mieć związek z Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa, która rozpocznie się w piątek. Weźmie w niej udział wielu wysokich rangą polityków. Konferencja odbędzie się w hotelu Bayerischer Hof, oddalonym o zaledwie dwa kilometry od miejsca, w którym doszło do ataku.
Z Monachium Iwona Weidmann (PAP)