Rząd pracuje nad przepisami, które rozszerzą obowiązek udostępnienia naszych danych telekomunikacyjnych na żądanie uprawnionych podmiotów. Chodzi o połączenia telefoniczne, e-maile, czaty i treści rozmów na komunikatorach typu Messenger czy WhatsApp. Władza robi to, wiedząc, że takie prawo jest niezgodne z przepisami unijnymi.


Do kogo dzwoniliśmy i gdzie w tym czasie przebywaliśmy? Państwo będzie wiedzieć
Mowa o projekcie ustawy Prawo komunikacji elektronicznej, która zastąpi dotychczasowe Prawo telekomunikacyjne. Na jego podstawie państwo zyska dostęp do informacji takich jak użytkownik, podmiot inicjujący połączenie, daty i godziny połączenia, rodzaj połączenia, lokalizacja urządzenia czy czas trwania połączenia. Szczegółowy katalog danych ma być uregulowany w rozporządzeniu, co jest niezgodne z konstytucją. Dane mają być przechowywane przez 12 miesięcy - donosi "Dziennik Gazeta Prawna".
Na wniosek szefa MON i ministra koordynatora służb specjalnych rozszerzono katalog podmiotów objętych obowiązkiem retencji i udostępniania danych. Obowiązek taki będą mieli nie tylko usługodawcy telekomunikacyjni, ale także inne podmioty, które udostępniają usługi komunikacji interpersonalnej w sposób niewykorzystujący numerów. Chodzi o dostawców usług e-mail, firmy oferujące czaty czy komunikatory.
Dostęp do tych danych będą miały m.in. policja, ABW, SG, KAS, CBA czy SOP. W projektowanych przepisach jest też zapis o tym, że dane trzeba będzie udostępniać „uprawnionym podmiotom, a także sądowi i prokuraturze”, w trybie określonym w odrębnych przepisach zgodnie z wymaganiami z przepisów wykonawczych. Czy oznacza to przeniesienie kompetencji na poziom rozporządzeń? Jeśli tak, to też byłoby niezgodne z konstytucją. Mamy tu bowiem do czynienia z "przepisem blankietowym, który zostanie wypełniony treścią dopiero na poziomie aktu wykonawczego" - pisze DGP.
Przepisy niezgodne z unijnym prawem
Rząd wie, że projektowane przepisy są niezgodne z prawem UE. Orzecznictwo TSUE jest w tej kwestii jednoznaczne od lat. Jak czytamy w DGP, potwierdzeniem tego jest przesłana do Sejmu opinia, którą sporządziła podsekretarz stanu w KPRM ds. Unii Europejskiej Karolina Rudzińska: "Ustanawiany przez państwa członkowskie obowiązek powszechnego i niezróżnicowanego przechowywania danych dotyczących korzystania przez użytkowników z usług komunikacji elektronicznej jest konsekwentnie uznawany przez TSUE za niezgodny z prawem UE. Przesądzono to w kilku sprawach dotyczących m.in. przepisów francuskich, belgijskich i niemieckich".

Podatkowy rozkład jazdy i wskaźniki kadrowo-płacowe na 2023. Ściąga dla przedsiębiorcy
Masz pytanie? Napisz na marketing@bankier.pl
- Ta zmiana drastycznie zwiększy ilość danych, do których w niekontrolowany sposób będą miały dostęp służby. Wystarczy przypomnieć sobie aferę związaną z Pegazusem, by zobrazować skalę możliwych nadużyć. Na dodatek nie wiadomo do końca, jacy przedsiębiorcy i jakie dane będą musieli przechowywać, bo pod hasłem "usług komunikacji interpersonalnej niewykorzystującej numerów" może kryć się wiele różnych usług - zauważa Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon.
Polskie służby sięgają po dane telekomunikacyjnie bardzo chętnie. „W 2021 r. robiły to 1,82 mln razy” – wskazuje Klicki. „Liczba ta od lat konsekwentnie rośnie, a po wejściu w życie projektu możemy spodziewać się dalszego skoku w statystykach. Niestety, osoby, które zostały z ten sposób sprawdzone, nigdy się o tym nie dowiedzą. W Polsce nie ma też niezależnego organu, który mógłby skontrolować, czy przy sięganiu po dane telekomunikacyjne nie dochodzi do naruszeń praw człowieka. Jeśli prawo komunikacji elektronicznej wejdzie w życie, potencjał do naruszeń będzie jeszcze większy, bo służby będą mogły łatwo sprawdzać nie tylko nasze telefony, ale też pocztę elektroniczną i komunikatory” – ostrzega.