Łącznie europejska pomoc dla Ukrainy sięga już 150 mld dolarów. Stany Zjednoczone dotychczas przeznaczyły na ten cel 75 mld dolarów - mówił w piątek szef MSZ Radosław Sikorski na konferencji z okazji 25 lat członkostwa Polski w NATO.


Szef polskiej dyplomacji wziął w piątek wziął udział w konferencji zorganizowanej m.in. przez Katedrę Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa Międzynarodowego UW pt. "25 lat Polski w NATO. A gdyby Sojuszu nie było…".
"Europa potrafi działać skutecznie i solidarnie. Od początku wojny instytucje unijne i państwa członkowskie przeznaczyły na wsparcie Ukrainy 96 mld dolarów, w tym 30 mld na pomoc wojskową" - mówił Radosław Sikorski na konferencji z okazji 25 lat członkostwa Polski w NATO na Uniwersytecie Warszawskim.
Szef MSZ dodał, że 1 lutego kraje wspólnoty uzgodniły przeznaczenie kolejnych 54 mld dolarów na wsparcie odbudowy i modernizację Ukrainy. "Łącznie europejska pomoc sięga już 150 mld dolarów, to dwukrotnie więcej niż wielkość wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych, które dotychczas przeznaczyły na ten cel 75 mld" - zaznaczył.
Sikorski zwrócił uwagę, że kolejny warty 50 mld pakiet czeka na zatwierdzanie w amerykańskiej Izbie Reprezentantów. "Między innymi o to będzie zabiegał polski prezydent i polski premier w Waszyngtonie w przyszłym tygodniu" - poinformował minister.
Dodał, że "pieniądze europejskie podtrzymują funkcjonowanie ukraińskiego państwa. "Pozwalają pracować urzędom, policji, straży pożarnej, wypłacać pensje i emerytury. To wszystko jest niezbędne, ale wojen nie wygrywa się emeryturami. Potrzebna jest broń, a tę mogą obecnie dostarczyć głównie Stany Zjednoczone. Liczymy, że tak się stanie" - podkreślił szef MSZ.
Dodał, że dziś, "kiedy były prezydent i obecny główny kandydat opozycyjnej partii republikańskiej w Stanach Zjednoczonych sugeruje, że Stany Zjednoczone mogą nie wypełnić zobowiązań sojuszniczych, jeśli część państw europejskich nie podniesie wydatków na zbrojenia wielu Europejczyków reaguje oburzeniem, bo styl b. prezydenta może wywołać dreszcze".
"Sojusz Północnoatlantycki nie jest osiedlową firmą ochroniarską, która ochronę uzależnia od wniesienia opłaty" - zauważył Sikorski. Przypomniał, że art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego uznający atak na jednego członka za atak na wszystkich został do tej pory użyty tylko raz - po zamachach terrorystycznych na USA z 11 września 2001 r.
"W odpowiedzi na apel Waszyngtonu Polska na wiele lat wysłała żołnierzy do Ghazni. Wymagającej prowincji Afganistanu i po zakończeniu tej misji nie wystawialiśmy nikomu faktury, bo nie tak działają sojusze. Mamy nadzieje, że kandydat Trump i jego zwolennicy będą o tym pamiętać" - mówił Sikorski.
"Polska racja stanu polega dziś na tym, że Rosja ma przegrać, a Ukraina wygrać wojnę"
"Polska racja stanu w jednym zdaniu to wyzwanie, więc powiem, na czym ona polega dzisiaj - dosłownie w tym i w przyszłym roku, oby jak najszybciej - na tym, że Rosja ma przegrać, a Ukraina wygrać tę wojnę" - powiedział szef MSZ.
Zapytany o obawy sprzed roku, wyrażone wówczas podczas debaty w Toronto, w kwestii możliwości użycia broni nuklearnej na terytorium zachodniej Ukrainy, Sikorski zaznaczył, że "od tego czasu wiemy więcej". Podkreślił, że wiadomo, iż Chiny i Indie "kategorycznie wezwały" Władimira Putina nie tylko do nieużywania tej broni, ale i do niegrożenia nią. "I to, zdaje się, trochę poskutkowało" - dodał.
Wiadomo też - powiedział Sikorski - że Stany Zjednoczone "ostrzegły Rosję, że gdyby odpaliła ładunek, nawet bez ofiar, to Stany Zjednoczone metodami konwencjonalnymi zniszczą wszystkie cele rosyjskie w Ukrainie".
Ponadto - podkreślił - broń nuklearna "okazała się trudniejsza do użycia w polu niż się wydaje". Szef MSZ mówił, że jest broń nuklearna strategiczna, międzykontynentalna, służąca do odstraszania i jest broń polowa, bliskiego zasięgu. Okazuje się - stwierdził - że ta druga "jest bardzo użyteczna do niszczenia skoncentrowanych celów wielkich wartości typu miasto, ale - jeśli już chodzi o użycie na polu bitwy - to głowice taktyczne mają siłę rażenia, szacuje się od 1,5 do 5 kiloton, czyli rażą w promieniu paru kilometrów, to region odpowiedzialności jednego batalionu plus/minus, a front w Ukrainie ma tysiąc kilometrów".
Sikorski powiedział, że w takiej sytuacji Putin musiałby takich głowic użyć bardzo dużo. "A to jest o tyle trudne, że taktyczne głowice są przechowywane w magazynach w Rosji, które my oczywiście dość ściśle monitorujemy. Więc wiedzielibyśmy z około tygodniowym wyprzedzeniem, że coś się święci" - powiedział minister.
Ponadto - zaznaczył - Rosjanie musieliby swoje wojska wycofać o parę kilometrów, żeby móc użyć głowic, a potem, "żeby przejść do kontrataku, musieliby mieć wielkie jednostki wyposażone w odpowiednią ochronę, żeby móc działać na terytorium skażonym, czego nie mają, itd". "Więc się okazuje, że to nie jest takie proste, jak się wydaje i nie powinniśmy się +samoodstraszać+ tą propagandą użycia broni atomowej" - powiedział szef MSZ.
Odnosząc się do pojawiających się opinii, że to NATO sprowokowało Rosję, rozszerzając się na wschód, Sikorski stwierdził, że "jeżeli przystąpienie jakiegoś kraju do NATO prowokuje Rosję - tak jak Rosja rzekomo musiała wejść na Ukrainę, bo Ukraina chciała do NATO - no to Rosja powinna teraz przeprowadzać inwazję Finlandii i Szwecji, a jakoś to się nie dzieje".
Zaznaczył też, że obecnie ma informacje, że "nie ma praktycznie żadnych rosyjskich sił wojskowych w eksklawie królewieckiej i wzdłuż granicy z Finlandią". "To znaczy, że Rosjanie doskonale wiedzą, że żadna agresywna akcja ze strony NATO im nie grozi, bo inaczej by tego nie robili. Co jest namacalnym zaprzeczeniem tej tezy" - powiedział szef MSZ.
Podkreślił też, że Polska starała się już w latach 90. o wejście do NATO, bo już wtedy Rosjanie nam grozili. "Myśmy chcieli do NATO ze względów historycznych oraz dlatego, że już wtedy nam grożono. A jak Rosjanie nam grożą, to mamy bardzo dobre historyczne powody, żeby im wierzyć i ufać" - powiedział Sikorski.
"Priorytet polskiego przewodnictwa w UE powinien być jeden - bezpieczeństwo"
Sikorski został zapytany m.in. o sytuację MSZ w obecnym rządzie, po tym jak wyglądała ona za czasów rządu PiS oraz o priorytety przyszłej prezydencji Polski w Radzie UE, którą nasz kraj obejmie 1 stycznia 2025 r.
Szef MSZ zaznaczył, że - co do przewodnictwa w UE - na razie są "priorytety uchwalone przez poprzedni rząd, które się zmienią".
"Jak się jest średniej wielkości krajem, to trzeba wiedzieć, czego się chce. Więc ja uważam, że powinien być jeden priorytet: bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo energetyczne, wojskowe, bezpieczeństwo może i żywnościowe, ale jeden" - powiedział Sikorski.
Ocenił też, że przez poprzednie 8 lat MSZ został zdegradowany. "Minister spraw zagranicznych może wykonywać swoją pracę tylko jeśli inne rządy uważają, że ma ucho premiera, że faktycznie reprezentuje stanowisko swojego państwa, bo jeżeli uprawia tylko publicystykę, to nikt takiego ministra nie traktuje poważnie" - powiedział szef MSZ.
Dodał, że, "niestety, mieliśmy poprzednio ministrów, do których pozycji politycznej były w innych stolicach wątpliwości i to im bardzo utrudniało walczenie o polskie interesy". Ponadto ocenił, że poprzednio "instytucjonalnie rzeczywiście MSZ został osłabiony".
Minister został też zapytany o placówki dyplomatyczne, czy będą otwierane nowe, czy potrzebne jest dalsze utrzymywanie palcówek w UE, czy może powinien się zmienić charakter ich pracy.
Sikorski powiedział, że gdy poprzednio był szefem polskiej dyplomacji, zamykał placówki, ale też otwierał np. konsulaty w: Sewastopolu, który "się bardzo przydał", w Winnicy, w Doniecku i placówki w innych miejscach. Podkreślił, że państwa otwierają i zamykają placówki w miarę, jak zmienia się mapa ich interesów i dlatego np. zdecydował wówczas o zamknięciu placówki w Zimbabwe.
Zaznaczył, że "placówki nie są za darmo, każda kosztuje między 4 a 10 mln zł rocznie, MSZ ma budżet taki, jaki ma, i może ten budżet wydawać tam, gdzie są najważniejsze interesy lub może go marnować". "Trzeba tym strumieniem pieniędzy w racjonalny sposób sterować" - podkreślił.
Szef MSZ stwierdził, że bardzo ciekawe jest pytanie o placówki w UE, bo "w pewnym sensie UE już nie jest zagranicą, nie potrzeba wiz, nie potrzeba paszportów". "Więc na przykład powstaje pytanie, czy potrzebna jest aż tak gęsta sieć konsulatów w UE, biorąc pod uwagę, że przecież można w każdej chwili wrócić do kraju, iść do urzędu wojewódzkiego i każdy dokument sobie zdobyć i są kraje, które zamieniły konsulaty zawodowe w UE np. na konsulaty honorowe, gdzie jest jeden zawodowy dyplomata" - powiedział Sikorski.
"Świat jest dziś bardziej niebezpieczny niż był 25 lat temu"
"Świat jest dziś bardziej niebezpieczny niż był 25 lat temu, powojenny porządek międzynarodowy się chwieje, ale jeszcze się nie zawalił, NATO ma wciąż ogromną siłę przyciągania, do grona członków dołączyła Finlandia i Szwecja, mam nadzieję, że kiedyś dołączy Ukraina" - powiedział Sikorski.
Dodał, że "jeśli politycy w Europie zachodniej naprawdę uwierzyli, że Rosja pod rządami Putina stała się dla nas egzystencjalnym zagrożeniem, to działania trzeba dostosować do diagnozy". "Nie dla poklasku, ale dla zapewnienia naszym obywatelom bezpieczeństwa, nie przeciw NATO, ale dla jego wzmocnienia, nie w celu eskalacji konfliktu, ale dla jego szybkiego zakończenia i dla odstraszania potencjalnego przeciwnika" - podkreślił szef MSZ.
Jak mówił, możemy mieć do czynienia z pokonaną armią Putina na wschodniej granicy Ukrainy albo ze zwycięską armią Putina na wschodniej granicy NATO. "Polski i europejski interes jest w tej kwestii tożsamy, m.in. od naszych działań zależy, który scenariusz się ziści" - zaznaczył szef polskiej dyplomacji.
"Myślę, że wszyscy w tej auli czujemy powagę chwili, brzemię historii, to że na horyzoncie znowu dla naszego kraju gromadzą się ciemne chmury, że stajemy przed dylematami przed którymi stawali nasi przodkowie. Tyko jest właśnie ta różnica, że w odróżnieniu od przeszłości, dzisiaj Polska nie jest sama, jest członkiem najsilniejszego sojuszu wojskowego w historii świata. Dlatego mamy szansę, aby tym razem sprawy poszły po naszej myśl" - powiedział Sikorski.
"Wybiła godzina próby, nie możemy zawieść my wszyscy, i nie zawiedziemy" - zapewnił.
"Wprowadzenie Polski do NATO było wielkim, ponadpartyjnym dziełem"
Sikorski podczas swojego wystąpienia podkreślał ponadpolityczny charakter trwających lata dążeń do akcesji do Sojuszu Północnoatlantyckiego. "Zmieniali się prezydenci, premierzy, ministrowie. Reprezentowali różne partie i różne obozy polityczne, ale w tej sprawie, jako naród, mieliśmy jeden cel" - zaznaczył.
Szef MSZ zwrócił uwagę, że "wprowadzenie Polski do grona członków Sojuszu Północnoatlantyckiego było wielkim, ponadpartyjnym dziełem, z którego powinniśmy być dumni". Zauważył, że "to między innymi dzięki gwarancjom bezpieczeństwa udzielonym przez Sojusz Polska mogła się rozwijać". "Kto wie, czy bez członkostwa w NATO tak szybko nastąpiłoby członkostwo w UE" - dodał.
Sikorski odniósł się również do rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jego zdaniem nie oznacza ona, że świat budowany w ostatnich dekadach już legł w gruzach. W opinii szefa MSZ "to jeszcze nie chwila żałoby, to chwila próby".
Według niego instytucje, które od lat współtworzymy - NATO i UE - wymagają dostosowania do nowych okoliczności. Sikorski wskazywał, że w latach 1999-2021 łączne unijne wydatki na obronność wzrosły o 19,7 proc.; w USA wzrosły o 65,7 proc.; w Rosji o 292 proc., a w Chinach - 592 proc.
"W tym roku 18 na 31 członków NATO wyda na zbrojenia co najmniej 2 proc. PKB. Rok temu do tej grupy należało tylko 11 państw, w tym 10 z Europy. Idziemy w dobrym kierunku, ale, oczywiście, zbyt wolno" - mówił.
autor: Marcin Chomiuk
mchom/ par/


























































