
Niemal siedem miesięcy musieliśmy czekać, aż indeks S&P500 ustanowi historyczny szczyt. Wszystko odbyło się po cichu i jakby z taką dozą nieśmiałości. Ale szczyt jest szczytem i niedługo może to być najdłuższy rynek byka w powojennej historii USA.
2873,23 punktów. Tyle wyniosła maksymalna wartość S&P500 podczas wtorkowej sesji. Styczniowy rekord wszech czasów został zatem poprawiony o zaledwie... 0,36 pkt. Formalnie mamy więc nowy rekord, ale w praktyce to tylko wyrównanie poprzedniego i zagrożenie powstaniem podwójnego szczytu pozostaje w grze.
Tym bardziej, że w drugiej części sesji nowojorskie indeksy nie utrzymały początkowych wzrostów. S&P500 zakończył dzień zwyżką tylko o 0,23% i z wynikiem 2 862,96 pkt. Dow Jones poszedł w górę o 0,25%, a Nasdaq o 0,49%.
Nowe maksimum po wzroście o ponad 1% wyznaczył zrzeszający mniejsze amerykańskie spółki indeks Russell2000. Wskaźnik ten od początku roku zyskał prawie 12%, wypadając lepiej niż S&P500 (+7% YTD), Dow Jones (+4,5%) i przegrywając jedynie z Nasdaq Composite (+14%).
Według danych Reutersa obecna hossa na Wall Street trwa już 3 452 dni i właśnie wyrównała rekord z lat 90. XX wieku, gdy indeksy rosły przez niemal całą dekadę. Miłościwie panując nam rynek byka w USA datuje swoje narodziny na 6 marca 2009 roku.
Wtorkowe kalendarium makroekonomiczne było praktycznie puste. Wsparciem dla giełdowych byków okazały się wyniki kwartalne dużego dewelopera Toll Brothers, którego akcje podrożały o ponad 13%.
Dzień wolny mieli Turcy, co na jakiś czas pozwoliło zejść z nagłówków tureckiemu kryzysowi walutowemu. Zobaczymy, jak długo potrwa to uspokojenie nad Bosforem.
Krzysztof Kolany
