Stawki rynkowe nie pozostawiają wątpliwości: na marcowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej dokona kolejnej obniżki stóp procentowych. Nad długofalową sensownością tej decyzji chyba jednak mało kto się zastanawia.


Stawki Wibor dłuższe niż 1M spadły w okolice 1,80% - czyli najniższego poziomu w historii – wobec stopy referencyjnej na poziomie 2,00%. To jasny sygnał, że rynek międzybankowy zdyskontował obniżkę stóp o 25 punktów bazowych (0,25 pkt. proc.). Jeszcze dalej idzie rynek kontraktów FRA, którego uczestnicy oczekują spadku krótkoterminowych stóp procentowych w okolice 1,5% za trzy miesiące. Oznacza to oczekiwania na dwa cięcia po 25 pb., każde do końca czerwca.
Tyle że rynek już od wielu miesięcy uwzględniał w cenach obniżki stóp procentowych, które często nie były realizowane przez RPP. Ale przed marcowym posiedzeniem pewni redukcji stóp są także bankowi ekonomiści: 16 z 22 ekonomistów ankietowanych przez PAP oczekuje obniżki stóp o 25 pb., a czterech nawet o 50 pb. Tylko dwóch jest zdania, że RPP nie zdecyduje się na obniżkę.
Co da obniżka rekordowo niskich stóp?
Stopy procentowe w Polsce są obecnie rekordowo niskie: zarówno stopy w NBP, jak i stawki Wibor oraz rentowności obligacji skarbowych. Czym będzie skutkować decyzja o obniżeniu stóp podjęta przez urzędników z RPP? Teoretycznie powinna obniżyć koszty kredytu – zarówno tych już spłacanych, jak i jeszcze niezaciągniętych. W panującej doktrynie ekonomicznej miałoby się to automatycznie przełożyć na wzrost konsumpcji i inwestycji, co zwiększyłoby PKB.
Tyle teoria. Z praktyką bywa trudniej. Po pierwsze, cena kredytu (Wibor) już spadła, wyprzedzając oczekiwaną decyzję RPP. Po drugie, większość społeczeństwa nie odczuje istotnej różnicy, czy Wibor wyniesie 2% czy 1,75%. Miesięczne oszczędności na racie przeciętnego kredytu konsumpcyjnego wyniosą kilka złotych. Więcej zyskają dłużnicy hipoteczni, dla których obniżka o 25 pb. przekładałaby się na spadek miesięcznej raty o ok. 14,30 zł na każde sto tysięcy długu. Skorzystałyby także przedsiębiorstwa posiłkujące się kredytem oraz największy dłużnik w kraju – czyli Skarb Państwa.


Obniżka stóp ma też dalej idące konsekwencje. Obniżając odsetki RPP zwiększa zdolność kredytową obecnych i potencjalnych pożyczkobiorców, zachęcając ludzi i przedsiębiorstwa do zaciągania długów. Czyli na kreowanie większej liczby nietrafionych inwestycji i zbędnej konsumpcji, która nie miałaby miejsca przy wyższych stopach procentowych. Wzrost akcji kredytowej przekładający się na wzrost podaży pieniądza (która już w styczniu rosła w dość wysokim tempie 8,6% rdr przy realnej dynamice PKB rzędu 3%) z pewnym opóźnieniem niemal zawsze prowadzi do wzrostu inflacji.
Drugie oblicze niskich stóp
Patrząc na gospodarkę tylko od strony konsumenta lub dłużnika obniżka stóp niesie ze sobą same przyjemne konsekwencje. Jednakże w ekonomii ważniejsze od tego, co widać, jest na ogół to, czego nie widać od razu. Zejście ze stopami procentowymi poniżej 2% podważa – i tak już mocno wątpliwy – sens trzymania pieniędzy w bankach czy kupowania obligacji. Zaniżanie stóp procentowych zniechęca do oszczędzania. A bez oszczędności nie ma inwestycji, które stanowią podstawę trwałego wzrostu gospodarczego. Mówiąc wprost: tnąc stopy pozbawiamy się przyszłego potencjału gospodarczego na rzecz bieżącej konsumpcji. W realnym świecie to oszczędności tworzą inwestycje, a nie odwrotnie, jak chciałby to widzieć Lord Keynes.
Poziom depozytów gospodarstw domowych jest obecnie najwyższy w historii (304,2 mld zł na koniec stycznia), ale nie ma żadnego powodu, aby taki stan miał się utrzymać. Prędzej czy później ludzie dojdą do wniosku, że trzymanie pieniędzy na niskooprocentowanej lokacie nie ma większego sensu. Już od kilku miesięcy obserwujemy wzmożone zakupy nieruchomości za gotówkę oraz napływ pieniędzy do funduszy inwestycyjnych – niskie stopy procentowe wpychają oszczędzających w spekulacje na rynkach kapitałowych, co na ogół kończy się kosztownymi bańkami spekulacyjnymi.
Wątpliwy sens taniego kredytu
Moim zdaniem obniżka i tak już rekordowo niskich stóp procentowych w minimalnym stopniu przełoży się na poprawę koniunktury gospodarczej i nie będzie miała żadnego wpływu na najbliższe odczyty CPI, które tak niepokoją niektórych członków Rady (ci sami ludzie nie przejmowali się, gdy inflacja sięgała 5% - także znacznie powyżej 2,5-procnetowego celu NBP). Deflacja na poziomie CPI to efekt bazy wynikający z zeszłorocznych, nadzwyczajnych spadków cen ropy naftowej i żywności. Ten efekt zacznie wygasać już w drugiej połowie roku.
Im niżej Rada sprowadzi stopy procentowe, tym mocniej będzie musiała je podnieść, gdy w końcu pojawi się inflacja na poziomie CPI, wywołując przy tym dodatkowe i niepotrzebne wstrząsy w gospodarce. Zresztą cześć ekonomistów twierdzi, że dołek inflacyjny właśnie minęliśmy i że w następnych miesiącach roczna dynamika CPI zacznie rosnąć, aczkolwiek ze względu na efekt tańszych paliw i żywności jeszcze przez kilka miesięcy może towarzyszyć nam deflacja cenowa. Tymczasem – co zgodnie przyznają sami członkowie RPP - decyzje o zmianie stóp procentowych wpływają na gospodarkę z opóźnieniem rzędu 2-3 kwartałów.
Polska gospodarka rośnie o ok. 3% w otoczeniu stabilnych cen (praktycznie zerowa inflacja bazowa), zatrudnienie się zwiększa, bezrobocie maleje, a akcja kredytowa nabiera rozpędu – w takim otoczeniu obniżka stóp procentowych jest zwyczajnie niepotrzebna. „Nie naprawiaj czegoś, co nie jest zepsute” – mawiają Amerykanie. Ale mędrcy z Rady wiedzą swoje i zapewne obniżą stopy, by za jakiś czas panicznie je podnosić.