Podczas gdy kwestie demograficzne spędzają sen z powiek polskim politykom, ich koledzy zza południowej granicy nie mają takich powodów do narzekań.


Na koniec września liczba mieszkańców Czech sięgnęła 10,64 mln ludzi - wynika z szacunków tamtejszego urzędu statystycznego. To o niemal 28 tys. osób więcej niż na koniec ubiegłego roku.


Do wzrostu przyczyniły się dodatnie saldo migracji oraz przyrost naturalny. Ze wstępnych danych wynika, że w pierwszych dziewięciu miesiącach roku do kraju napłynęło 43,1 tys. imigrantów, a odpłynęło 17 tys. emigrantów. Za ok. jedną trzecią z przekraczającego 26 tys. osób dodatniego salda migracji odpowiadali Ukraińcy (8,9 tys.), a za pozostałą część m.in. Słowacy (3,9 tys.), Rumuni (1,5 tys.) i Bułgarzy (1,4 tys.). Pracy za południową granicą szukają także Polacy.


Czescy statystycy podają, że od początku roku nad Wełtawą urodziło się 86 636 żywych dzieci, a zmarło 84 957 osób. Przyrost naturalny wyniósł 1679 osób. Liczba urodzeń była o 43 niższa niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, a śmierci - o 1264 wyższa.


Bezrobocie w ojczyźnie dobrego wojaka Szwejka jest najniższe w Unii Europejskiej i wynosi 2,2 proc. Średnia płaca brutto za naszą południową granicą rośnie w niemal 10-proc. tempie i przekracza już 30 tys. koron (ok. 5 tys. zł). W lutym pisaliśmy, że płaca w Lidlu w Czechach jest wyższa niż średnia płaca w Polsce.
W ubiegłym roku Czechy należały do unijnej czołówki pod względem tempa wzrostu PKB, rosnąc w IV kwartale 2017 r. o 5 proc. W tym roku tempo wzrostu gospodarczego wyraźnie spadło - w III kwartale sięgnęło 2,4 proc. Czeskie władze prowadzą przy tym odpowiedzialną politykę fiskalną, notując nadwyżkę w sektorze instytucji rządowych i samorządowych na poziomie bliskim 2 proc. PKB, oraz normalizują politykę pieniężną, podnosząc stopy procentowe do poziomu 1,75 proc. - wyższego niż w Polsce.
Maciej Kalwasiński