REKLAMA

Polskie firmy coraz chętniej inwestują w Rosji

2006-04-26 06:33
publikacja
2006-04-26 06:33
Interesy z Rosją. Inwestowanie w tym kraju nie jest łatwe. Nie ma wsparcia ze strony polskich urzędników, brakuje kadr, panuje biurokracja. Ale nie wszystkich to zraża.

Stanisław Wokulski, bohater „Lalki” Bolesława Prusa, zrobił na Wschodzie majątek dzięki pomocy rosyjskiego handlowca, Suzina. Polskie firmy, które dziś samodzielnie starają się powtórzyć ten sukces, nie mają już tak dobrze. I o ile handlowanie z Rosją wychodzi im jako tako, to z inwestowaniem jest już gorzej. Droga przez mękę może to jeszcze nie jest, ale przed naszymi przedsiębiorstwami trudnych do pokonania przeszkód piętrzy się na niej naprawdę sporo. A do tego jeszcze ta atmosfera – wprowadzenie zakazu importu polskiej żywności, straszenie ograniczeniem dostaw gazu lub podwyżką jego ceny, no i ci pobici polscy dyplomaci...

Jednak, paradoksalnie, wszystkie te trudności w handlu, zakazy, ograniczenia czy zaporowe cła nie odstręczają niektórych naszych spółek od… uruchamiania tam produkcji. Pracują już na wschód od Białorusi m.in. zakłady Forte, Grupy Atlas, Belli, powstaje fabryka Pfleiderera Grajewo, Ziołopeksu. Atmosfera im nie przeszkadza. Na szczeblu regionalnym międzynarodowej polityki jest bowiem mniej. Większego znaczenia nabierają konkretne interesy.

– My wstydzimy się za naszych polityków, Rosjanie za swoich – podsumowuje jeden z polskich inwestorów.

– Z Rosją handlujemy od roku 1994 i nie zdarzyło się, żeby napięcia polityczne pomiędzy naszymi krajami uniemożliwiły nam prowadzenie tam interesów – mówi Lech Gabrielczak, dyrektor ds. eksportu Grupy Atlas. – Nie odczuliśmy specjalnie nawet kryzysu w roku 1998, chociaż mieliśmy wówczas przejściowe kłopoty z rosyjskimi bankami, które zablokowały przepływ pieniędzy od naszych kontrahentów. Lecz teraz mamy na tym rynku lojalnych i sprawdzonych partnerów handlowych, którzy, podobnie jak my, nie mieszają polityki z biznesem.

– Wielka polityka bezpośrednio nas nie dotyka – potwierdza Alina Dymel, dyrektor handlowy fabryki Atlasa w Dubnej pod Moskwą. – Współpracujemy z władzami miasta i udało nam się zdobyć ich przychylność.

Jak? Z okazji uruchomienia fabryki Atlas podarował lokalnej społeczności wyposażoną karetkę reanimacyjną. – A rok później przekazaliśmy materiały na budowę dworca kolejowego – opowiada Alina Dymel. – Wspieramy także różne lokalne inicjatywy. Dzięki temu możemy już liczyć na to, że niemal co drugi z zamówionych przez nas w rosyjskiej kolei wagonów będzie podstawiony pod fabrykę. Wcześniej nie było tu jakichkolwiek reguł.

– Nie zanotowaliśmy żadnego konkretnego i namacalnego przykładu negatywnych konsekwencji złych relacji polityczno-handlowych Polski z Rosją i mamy nadzieję, że będzie tak również w przyszłości – mówi Paweł Wyrzykowski, prezes Pfleiderera Grajewo.

Jego firma buduje w Nowogrodzie Wielkim fabrykę płyt wiórowych. Chce ją uruchomić już w tym roku. Złe stosunki dwustronne nie miały też wpływu na inwestycję Zakładów Mebli Forte. Spółka kupiła we Włodzimierzu starą fabrykę, wyremontowała ją i uruchomiła w grudniu 2005 roku.

– Chwalimy sobie współpracę z władzami miasta i guberni; to dzięki ich pomocy w ekspresowym tempie odprawiliśmy na granicy wyposażenie firmy – mówi Andrzej Korzeb z zarządu Forte.

Jednak Krzysztof Koszela, dyrektor ds. surowców i eksportu Ziołopeksu – właściciela Kaliszanki, Goplany i Jutrzenki – dostrzega negatywny wpływ polityki i propagandy na relacje biznesowe. Wie, co mówi, gdyż od lat spotyka się i handluje z Rosjanami, ma więc skalę porównawczą.

– Podczas rozmów nie widzę jeszcze awersji do Polaków, ale obserwuję, że zaczyna ona powstawać – podsumowuje Krzysztof Koszela.

Sławomir Majman, dyrektor naczelny Biura Reklamy SA, również nie jest takim entuzjastą. – Wymienianych w prasie firm inwestujących w Rosji jest faktycznie niewiele – podkreśla Majman. Jego zdaniem, wartość naszych inwestycji jest niewielka w porównaniu z obrotami handlowymi. Rzeczywiście: wprawdzie nie ma jeszcze danych za cały 2005 r., ale nieco ponad 41 mln dol. zainwestowanych przez polskie firmy do połowy roku – wobec całorocznego eksportu w wysokości prawie 4 mld dol. – to niedużo. Zwłaszcza że to niewielka część łącznych inwestycji zagranicznych w Rosji, których wartość przekracza 40 mld dol. rocznie.

Zawirowania polityczne są, według Sławomira Majmana, często decydujące dla być lub nie być polskich interesów w Rosji. Uważa on, że naszym firmom brakuje tam parasola politycznego, który chroni przedsiębiorstwa z Czech, Węgier czy Słowacji – państw mających ze wschodnim sąsiadem znacznie lepsze niż my stosunki.

– To nie tylko kwestia napiętych relacji politycznych, ale i słabości państwowych instytucji powołanych do promowania Polski – twierdzi Majman. – Również ze względu na te stosunki są one mało skuteczne. Naszych przedsiębiorców pozostawiono samych sobie.

Nie tylko polityka decyduje o słabości polskich inwestorów. Dochodzi do tego jeszcze dotkliwy brak kadr, przygotowanych do pracy na rosyjskim rynku. Na przykład wielu naszych menedżerów nie zna języka. Choć przecież wszyscy, którzy kończyli szkoły przed 1989 r., obowiązkowo się go uczyli...

– Przez kilkanaście lat nasze firmy kierowały się głównie na Zachód, mimo że aspirowały do roli pomostu w stosunkach Zachodu z Rosją – komentuje Sławomir Majman. I zwraca uwagę nie tylko na nieznajomość języka, ale również kultury i sztuki współczesnej Rosji oraz... swoistego sposobu myślenia.

– A przecież, zanim przejdzie się do interesów, trzeba o czymś porozmawiać z partnerem: o kraju, polityce, sztuce – zauważa dyrektor Biura Reklamy. Wciąż niewielu to potrafi; więc ci nieliczni są obecnie na naszym rynku pracy bardzo poszukiwani. Notabene, genialny w swej prostocie i bardzo skuteczny sposób na niedobory wykwalifikowanych kadr znalazł Pfleiderer Grajewo. Firma organizuje bowiem szkolenia pracowników, które mają na celu zapoznanie ich z kulturą Rosji, mentalnością jej mieszkańców itp.

Kolejną przeszkodą na naszej drodze do szerszych kontaktów gospodarczych są zakodowane w umysłach Polaków stereotypy na temat Rosjan – choćby dotyczące pijaństwa. Tymczasem, zdaniem Majmana, rosyjska kadra menedżerska reprezentuje wysoki poziom – choćby dlatego, że ich firmy są bogatsze od naszych. Nie ma już w tym gronie mowy o lejącej się litrami wódce, są za to kulturalne spotkania przy kawie i koniaku oraz dyskusje, nie tylko biznesowe zresztą. W ich trakcie natomiast trzeba szczególnie uważać, by nie zrazić potencjalnego partnera. Chociażby opiniami o wygranych i ofiarach II wojny światowej.

– Dla Rosjan Wielka Wojna Ojczyźniana to świętość, symbol wielkiego zwycięstwa Rosji, z którego są niezwykle dumni – przypomina Sławomir Majman. – Nie rozumieją naszego stosunku do wojny i nie ma ich co przekonywać do naszego punktu widzenia.

O czym zatem rozmawiać? W ostateczności o wciąż niezmiernie popularnej w Rosji Barbarze Brylskiej. W każde święta w rosyjskiej telewizji emitowany jest film „Szczęśliwego Nowego Roku” z 1975 r., w którym zagrała główną rolę. Można wspomnieć o piosenkarce Annie German – u nas rocznica jej śmierci (zmarła 25 sierpnia 1982 r.) minęła bez echa, tymczasem w Rosji wiele o niej pisano. Towarzyskie pogawędki to tylko wstęp do rozmowy o interesach. Po niej zaś zaczynają się prawdziwe schody.

– Biurokracja panuje tu porażająca, ale pewnie dzięki temu bezrobocie jest małe – opowiada Alina Dymel. – To, co w Polsce robi jedna osoba, tu minimum dwie. Byłam w tym kraju od samego początku budowy naszej fabryki. Pamiętam, z jakim trudem zdobywaliśmy każde zezwolenie, a było ich mnóstwo. Właściwie wszystko wymagało oddzielnego papierka, na każdym z nich trzeba było zebrać po 10 – 20 pieczątek oraz podpisów, a bywało, że i więcej.

Od samego początku na podobne trudności natknęło się też Grajewo. – Szereg wszelkiego rodzaju komplikacji lokalnych – kwituje krótko prezes Paweł Wyrzykowski. Opowieść o tych czasami bardzo dogłębnych i nierzadko długotrwałych negocjacjach, szczególnie w zakresie dostępu do mediów takich jak gaz czy elektryczność, byłaby długa.

– Również w kwestii zbudowania drogi do naszego zakładu prowadziliśmy bardzo intensywne negocjacje – wspomina prezes Paweł Wyrzykowski. – Reasumując, nie było jednak istotnych problemów, które mogłyby wzbudzić nasze wątpliwości wobec trafności wyboru lokalizacji.

Gdy już produkcja ruszy, sporo zmartwień przysparzają także kradzieże oraz szeroko pojęta uczciwość w prowadzeniu interesów. To delikatna sprawa, o której oficjalnie się raczej nie mówi.

A jednak Krzysztof Koszela ma o Rosjanach jak najlepsze zdanie. – Ja Rosjanom wierzę bardziej niż kontrahentom z Zachodu – mówi. – Nigdy nas nie oszukali, natomiast tamci nie zawsze wywiązywali się z umów i wzajemnych ustaleń.

Gorzej jest z bezpieczeństwem, na przykład transportu. Jak głosi anegdota, jeden z polskich importerów, który miał transportować koleją telewizory z Chin, zatrudnił do ochrony żołnierzy, po dwóch z bronią maszynową na wagon. Trudno się temu dziwić, ponieważ poziom dopuszczalnych strat podczas przewozu towarów wynosi w rosyjskim kolejnictwie… 30 procent!

– Trzeba uważnie nadzorować ładowanie i transport – podkreśla nieoficjalnie jeden z biznesmenów. Zapytany, czy chodzi o utratę jednej czy dwóch skrzyń z ładunkiem, wybucha śmiechem i odpowiada: – Jednego czy dwóch tirów.

Jaki jest zatem sposób na te kłopoty? – Naszym zabezpieczeniem było zaangażowanie profesjonalnego project managera, dysponującego doświadczeniem w tej materii – mówi prezes Wyrzykowski. – A także zatrudnienie od samego początku bardzo profesjonalnej firmy ochroniarskiej, która na wszelkiego rodzaju sprawy związane z kradzieżami jest przygotowana oraz intensywnie współpracuje z wieloma inwestorami zagranicznymi. I jest w stanie sprostać ich wymaganiom.

Osobny problem to podróbki. Nagminnie podrabiane są wyroby Atlasa. – To obecnie prawdziwa plaga dla firmy – skarży się Lech Gabrielczak. Podróbki można kupić na podmiejskich targowiskach, gdzie materiały budowlane sprzedawane są wprost z kontenerów. Rosyjscy producenci sypią do worków swoje produkty, znacznie gorszej jakości, i sprzedają je jako wyroby Atlasa – w podobnej cenie.

– Walka z tym procederem to na razie walka z wiatrakami – podkreśla Lech Gabrielczak. – W Rosji istnieją co prawda odpowiednie przepisy chroniące znak towarowy, ale najczęściej pozostają tylko na papierze.

Jednak firma nie spieszy się z interwencją u władz rosyjskich. – Gdyby obecność podróbek skutkowała mniejszą sprzedażą naszych wyrobów, może by nas to mobilizowało do bardziej stanowczych działań przeciwko fałszerzom – komentuje Gabrielczak. – Ale skoro prawdziwego atlasa, podobnie jak fałszywek, sprzedaje się coraz więcej, nie spieszymy się.

Ale to jeszcze nie koniec problemów. Kolejne są związane z rosyjskimi pracownikami. Zdarzało się, że po odebraniu tygodniowej pensji robotnicy wykonujący proste czynności już się więcej w firmie nie pojawiali. Dotyczyło to szczególnie mężczyzn – i to nie tylko w wielkich miastach, gdzie bezrobocie jest dość niewielkie.

– Ciężko było zmieniać mentalność pracowników – wspomina Alina Dymel. – Kierowcy trudno było pojąć, że ma również załatwiać zaopatrzenie. Dlatego Grajewo zaczęło przygotowywać kadry do zakładu w Nowogrodzie na rok przed jego otwarciem.

– Zatrudnialiśmy wtedy pierwszych pracowników operacyjnych, których szkolimy przez ostatni rok w zakładach w Polsce – mówi prezes Wyrzykowski.

Polacy wyrabiają sobie w Rosji coraz lepszą opinię. Nie tylko biznesmeni, ale i specjaliści z różnych branż. Wysoko cenieni są nasi fachowcy, którzy pracują w bankowości, ubezpieczeniach czy na rynku kapitałowym, zajmując wysokie stanowiska.

– W ocenie Rosjan Polacy mają dużą zdolność dostosowania się do warunków rosyjskich, jeżeli tylko chcą – podsumowuje Sławomir Majman.

Może więc nasi Wokulscy przerzucą się z handlu na budowanie i wytwarzanie. Zanim Suzin zrobi to u nas.

Przemysław Szubański

Co radzi wywiad

Zanim się zacznie inwestować w Rosji, warto przeprowadzić wywiad. W Dun & Bradstreet Inc., jednej z najlepszych wywiadowni gospodarczych, można zamówić bieżące raporty na temat Rosji. Ryzyko inwestowania w tym kraju wciąż oceniane jest przez D&B jako wysokie.

– Radzimy zmniejszać zaangażowanie i/lub decydować się tylko na transakcje o wysokiej stopie zwrotu – stwierdzają specjaliści z D&B.

W skali ratingowej od DB1 (bez ryzyka) do DB7 (najwyższe ryzyko) Rosja ma obecnie ocenę DB5d – z perspektywą pogorszenia. Płatności importowe mogą mieć na rynku lokalnym od dwóch do trzech miesięcy opóźnienia, a czas od złożenia przez odbiorcę pieniędzy w banku do przelania ich na konto eksportera jest szacowany nawet na kolejne trzy, cztery miesiące.
Źródło:
Tematy
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane: Rosja

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki