Koniec kapitałowej reformy emerytalnej w Polsce - to najkrótsze podsumowanie decyzji rządu. Mit powszechnych ubezpieczeń kapitałowych nie przetrwał zderzenia z pragmatyzmem politycznym w czasach kryzysu.
Zatrzymanie większości środków w ZUS-ie oznacza, że kosztem przyszłych emerytów ratowana jest bieżąca wypłacalność funduszu ubezpieczeń społecznych. I już samo to być może jest uzasadnione w stanie wyższej konieczności. Ale to ciągle stosowanie półśrodków, które w dłuższej perspektywie nie zlikwidują przyczyn nierównowagi. Kłopoty wynikają bowiem z ciągle nierozwiązanych problemów z nadmiernymi przywilejami emerytalnymi lub w nieszczelnym systemie poboru składek.
Błędem systemowym, o którym nie wiele się nie mówi, jest traktowanie systemu państwowego jako miejsca gromadzenia kapitału emerytalnego. Żaden kapitał w ZUS-ie nie jest gromadzony, a fundusze rezerwy demograficznej właśnie są przejadane. Jakiekolwiek porównania do form oszczędnościowych i kapitałowych, do ubezpieczeń społecznych w takiej sytuacji nie ma po prostu sensu. I nawet nie ma takiej potrzeby. Bo wniosek jest niestety jeden: Polaków nie stać dziś na oszczędzanie na emerytury w jakiejkolwiek formie, nieważne czy to dobrowolnej czy przymusowej. Podstawową przyczyną tego jest rosnący fiskalizm państwa, które zabiera nam coraz więcej i więcej. W świetle sondaży wyjścia z tego zaklętego kręgu obecny rząd po prostu nie zobaczył.


























































