Już w 2017 r. prokuratura wiedziała, że pieniądze wyprowadzone z PCK zasiliły kampanię wyborczą Anny Zalewskiej z PiS. W trakcie trwającego trzy lata śledztwa ten wątek pominięto - pisze czwartkowa "Gazeta Wyborcza".


W ramach afery w dolnośląskim PCK - jak podkreśla "GW" - rządzący nim działacze Prawa i Sprawiedliwości mieli - zdaniem prokuratury - wyprowadzić z niego ponad 3 mln zł.
"Wyborcza" przypomina jednocześnie, że w połowie 2017 roku jeden z głównych oskarżonych w sprawie - Bartłomiej Ł.-T. - przyznał na jej łamach, że część tej kwoty zasiliła później kampanie wyborcze polityków PiS: Piotra B., posła i ówczesnego szefa tej partii w okręgu wrocławskim (dziś sam ma zarzuty udziału w przekręcie), oraz późniejszej minister edukacji, a obecnie eurodeputowanej Anny Zalewskiej. "Bartłomiej Ł.-T. twierdził, że polecenie w tej sprawie wydał Jerzy G., ówczesny dyrektor PCK, radny PiS w sejmiku województwa, bliski współpracownik Zalewskiej" - pisze "Wyborcza".
Według "GW" z informacji, do których udało się jej dotrzeć, jednoznacznie wynika, że oskarżeni wspominali wielokrotnie o przekazywaniu pieniędzy na rzecz kampanii późniejszej minister. Nie wzbudzili tym zainteresowania śledczych" - czytamy w "Wyborczej".
Dziennik przywołuje także zeznania Bartłomieja Ł.-T., które 4 sierpnia 2017 r. złożył w prokuraturze. "Pamiętam ten fakt, bo Jerzy G. zwracał mi uwagę, że bardzo ważne jest, by wpisać odpowiedni tytuł przelewu. Specjalnie dla tego celu założyłem rachunek w Idea Banku. Zrobiłem dwa przelewy na łączną kwotę 7 tys. zł. Potwierdzenie miałem przesłać Łukaszowi Apołenisowi [wtedy pracownik biura Zalewskiej]" - pisze "Wyborcza".
Dodaje, że zeznania Bartłomieja Ł.-T. potwierdziła jego ówczesna konkubina, również oskarżona w tej sprawie, była księgowa dolnośląskiego oddziału PCK Dorota J.
"GW" zapytała rzeczniczkę Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, dlaczego śledczy nie interesowali się tym wątkiem afery i dlaczego zrezygnowali z przesłuchania Łukasza Apołenisa. "Odpowiedzi jednak nie otrzymaliśmy. Rzeczniczka prok. Justyna Pilarczyk napisała nam jedynie, że +sąd nie jest związany wachlarzem dowodów wskazanych przez prokuratora+" - twierdzi gazeta. (PAP)
mkr/ jann/