Na pół roku przed planowanym terminem startu nowego programu dopłat do kredytów mieszkaniowych trwa gorąca debata o jego beneficjentach i ostatecznym kształcie. Ponieważ MdM ma dotyczyć tylko nowych mieszkań, czeka nas nowa odsłona rywalizacji o objęcie nim jak największej puli lokali. Rozegra się głównie w dwóch obszarach.

Fot. HH - Bankier.pl
Nowy mechanizm pozwoli deweloperom pozbyć się zalegających w rejestrach mieszkań. Ale – według obecnych założeń – będą nim objęte tylko lokale z rynku pierwotnego, mające mniej niż 75 mkw. i mieszczące się w ustalonych limitach cenowych. Tym razem z dopłat do kredytów wyłączono m.in. domy jednorodzinne. Tyle teoria.
Dom, który jest mieszkaniem
Sygnał do podjęcia tematu prawdopodobnych reinterpretacji nowego programu dał w jednym z ostatnich wywiadów na temat MdM sam przedstawiciel resortu budownictwa. W rozmowie z Bankier.pl Piotr Styczeń przyznał, że ustawa nie zamyka kredytobiorcom dotowania domów jednorodzinnych, ale „pod pewnymi warunkami”. – Z państwową pomocą będzie można kupić od osoby prowadzącej działalność gospodarczą lokal mieszkalny, nie większy niż 75 mkw. powierzchni użytkowej, w takim domu, w którym są co najmniej dwa takie lokale – wyjaśniał.
W takie założenie wpiszą się więc i domy w budowie szeregowej, i wolno stojące, w których wyodrębniono niezależne mieszkania, najczęściej dla dwóch rodzin. Średniej wielkości dom podzielony na dwie części daje parę mieszkań po 75 mkw., tym sposobem mieszcząc się jeszcze w ramach MdM-u. Taka praktyka nowa nie jest, za to w nowych okolicznościach może przybrać na sile.
Mieszkania w cenie limitów
Założenia poprzednika MdM-u były konstruowane tak, żeby dopłaty nie przysługiwały wszystkim, a tylko określonym kupującym. Jak jednak pokazały rynkowe praktyki kilku ostatnich lat, jeśli ustawodawca mówi, że się nie da, to należy mu udowodnić, że jest to możliwe. Tym sposobem mottem branży stało się hasło „u nas mieszkania w limitach RnS”. Co nie zawsze było do końca prawdą.
W pierwszej wersji oszukańczego marketingu plakaty z taką informacją wisiały na elewacjach inwestycji, gdzie mieszkania, owszem, mieściły się w limitach – ale tylko w kilku na kilkadziesiąt przypadków. Pozostałe lokale były i droższe, i większe niż życzyłby sobie przyznający dopłaty. Zabieg może i nie fair, za to przysparzający zainteresowanych kupnem mieszkania właściwie bez ponoszenia kosztów. I z pewnością do powtórzenia.
| Komu opłaca się "Mieszkanie dla młodych"? | |
|---|---|
|
Zbierać oszczędności na wkład własny i czekać na start rządowych dopłat? A może brać kredyt na 100% wartości nieruchomości (póki jeszcze jest w ofertach banków) i kupować już dziś? Przygotowaliśmy kilka wskazówek, które pomogą w podjęciu decyzji. więcej… |
W innym wariancie mieszkań z cenami podlegającymi limitom, a więc niższymi, było więcej – właściwie prawie wszystkie. Niższa stawka za 1 mkw. nie oznacza natomiast, że deweloper zarabia na nich mniej. Różnicę pomiędzy oficjalną i odpowiednio niską ceną sprzedaży (np. dla Warszawy 5780 zł/mkw.), na której zależy klientowi, a realną ceną, jaką przypisano mieszkaniu (powiedzmy 6000 zł/mkw.) deweloper wyrównuje sobie, sztucznie pompując koszty obligatoryjnego zakupu miejsca postojowego czy garażu. Również ten schemat prawdopodobnie powróci po Nowym Roku, kiedy deweloperom ponownie przyjdzie się zmierzyć z cenowymi ograniczeniami przy kredytach z dopłatą.
Nie samego dewelopera interes
Jak przy „Rodzinie na swoim”, tak i przy jej następcy do zabiegów na rzecz powiększenia grona beneficjentów MdM-u z pewnością dołączą też inni niż deweloperzy zainteresowani. Osiem lat bez połowy oddawanych bankowi odsetek, jakie przysługiwało osobom nieposiadającym nieruchomości, potrafiło zmobilizować do pozbycia się obecnego mieszkania, nie wychodząc jednak poza krąg najbliższej rodziny. W ten sposób rodzice beneficjentów mogli zostać obdarowani nieruchomością, która w odpowiednim momencie wróci w pierwotne ręce.
W tym kontekście trochę niepokoi tak podkreślany przez ministerstwo prorodzinny wymiar programu (po 5% dopłaty za posiadanie dziecka i narodziny trzeciego w czasie pierwszych pięciu lat spłaty kredytu). Praktyka może jednak pokazać, że zainteresowanie kredytobiorców skupi się przede wszystkim na pierwszych przysługujących 10% – i to o nie rozegra się największa batalia.
Od 2007 do 2012 roku w programie „Rodzina na swoim” podpisano aż 181 tysięcy umów. Z tym dodatkowym stymulatorem Polacy pożyczyli od banków na zakup mieszkania prawie 33 mld zł. Oczekiwania względem MdM-u wcale nie są mniejsze. Czeka nas więc 5-letni bieg kredytodawców po jak najlepsze na tle konkurencji wyniki sprzedażowe. Od stycznia będziemy świadkami usilnych prób pogodzenia wielu interesów. Będzie o tyle trudniej niż jeszcze w tym roku, że do rozgrywki o zadowalającą cenę mieszkania, prócz dewelopera i kupującego, włączy się również podmiot publiczny przyznający dopłaty.
Malwina Wrotniak


























































