W dobie rosnących dynamicznie rat kredytów wielu spłacających zobowiązanie zastanawia się, co zrobić, by zminimalizować niekorzystny efekt wzrostu stóp procentowych NBP. Rozwiązaniem jest nadpłacanie kredytu. Czy to dobre wyjście, czy może lepiej finansowe “nadwyżki” przeznaczyć na oszczędności bądź inwestycje? Eksperci portalu GetHome.pl postanowili dokładniej przeanalizować powyższe metody.


Nadpłata kredytu to rozwiązanie generalnie pozytywne. Poprzez spłacanie większych kwot niż tylko raty szybciej uwolnimy się od zobowiązania kredytowego. Diabeł jednak tkwi w szczegółach: czy nadpłacać co miesiąc, czy też zgromadzić większą kwotę i spłacić na raz większą część zobowiązania, a może nadwyżki finansowe przeznaczyć na oszczędności lub inwestycje, które wygenerują dodatkowy kapitał?
Eksperci za najlepszy moment do nadpłaty kredytu hipotecznego uznają okres, gdy pieniądz jest tani, a więc gdy stopy procentowe pozostają niskie. Wtedy, korzystając z dogodnych warunków, można bez uszczerbku dla domowych finansów dopłacać do raty, np. płacić tyle samo, co przed serią cięć stóp procentowych. Jeśli więc wiosną 2020 stopy spadły do niemal zera, Kowalski mógł co miesiąc płacić tyle, ile w okresie, gdy stopa referencyjna wynosiła 1,5 proc. Przy takim scenariuszu w cykl podwyżek stóp, w którym teraz znajduje się gospodarka, wszedłby w korzystniejszej sytuacji. Wzrost rat kredytowych nie byłby dla niego tak bolesny.
Co jednak w sytuacji, gdy przegapiliśmy dogodny czas, a stopy procentowe właśnie rosną? Można przyjąć, że i tak warto dopłacać do kredytu, bo kolejne podwyżki stóp, a więc rat kredytowych, wiszą w powietrzu. Przypomnijmy, że aktualnie podstawowa stopa NBP wynosi 2,75 proc. Jeszcze na początku października 2021 była bliska zeru.
Ci, którzy zadłużali się jeszcze przed pandemią, pamiętają, że niedawno było drożej i ich raty były wyższe. Obecna seria podwyżek stóp to znacznie boleśniejsze doświadczenie dla osób, które brały kredyt w trakcie pandemii przy stopach procentowych niemal zerowych. Ich raty z dnia na dzień szybują mocno do góry, a innej sytuacji nie pamiętają. Oczywiście bankowcy mają obowiązek przypominać o ryzyku stopy procentowej i pokazywać symulacje wzrostu rat na wypadek podwyżki stóp, ale na etapie wniosku kredytowego zagrożenie wielu mogło wydawać się mało realne.
W każdym razie - nadpłacać kredyt teraz, a może inaczej spożytkować środki, które chcemy przeznaczyć na ten cel?
Nadpłata kredytu a rosnąca inflacja
Specyfiką aktualnej sytuacji jest fakt, że stopy procentowe rosną w czasach lawinowo rosnącej inflacji. Tak więc wartość pieniądza spada. W takich czasach posiadacze kapitału powinni myśleć o takim jego ulokowaniu, by uchronić jego wartość lub zminimalizować ryzyko straty.
Inflacja na chwilę obecną rośnie szybciej niż stopy procentowe NBP. Jeśli aktualnie oprocentowanie przeciętnego kredytu wraz z marżą wynosi około 5,5 proc., to inflację mamy już blisko 10 proc. (w styczniu 9,2 proc.) Taka konstatacja może prowadzić do wniosku, że nadpłata na chwilę obecną nie ma sensu, bowiem realna wartość kredytu i tak spada.
W praktyce jest jeszcze jeden istotny czynnik - nasze zarobki. Jeśli nie rosną szybciej niż raty kredytowe, wtedy zobowiązanie zaczyna być dla nas coraz większym obciążeniem, zwłaszcza przy inflacji, gdy ceny produktów i usług rosną.
Na to należy zwrócić uwagę przy nadpłacie zobowiązania
Comiesięczne nadpłacanie zobowiązania nie jest rozwiązaniem kontrowersyjnym i powinniśmy jak najbardziej je stosować. Większego namysłu wymaga jednak poświęcenie jednorazowo dużej kwoty w celu nadpłaty kredytu. Eksperci wskazują na kilka podstawowych czynników, które powinny być wzięte pod uwagę przed podjęciem takiej decyzji. Przede wszystkim:
- Poduszka finansowa - należy unikać sytuacji, w której na spłatę przeznaczymy całość oszczędności czy ich dużą większość. Nie należy wyzbywać się poduszki finansowej, a więc odłożonej kwoty w wysokości przynajmniej 6 miesięcznych wynagrodzeń, pozwalającej na “przeżycie” w sytuacji kryzysowej.
- Zabezpieczenie przyszłości - spłata zobowiązana kredytowego nie powinna się odbyć kosztem rezygnacji np. z sukcesywnego odkładania pieniędzy na emeryturę w ramach IKE, IKEZ.
- Opłacalność - bardzo wiele zależy od zapisów w umowie z bankiem - w szczególności od tego, jaka jest wysokość raty kapitałowej, a jaka odsetkowej naszego zobowiązania, oraz czy są to raty równe, czy malejące. Należy pamiętać, że zazwyczaj spłata zobowiązania (bądź jego części powyżej ustalonego przez bank limitu) w ciągu pierwszych lat po zaciągnięciu kredytu jest objęta prowizją do 3 proc. jego wartości.
Ponadto klient ma do wyboru dwie ścieżki spłaty, a więc możliwość skrócenia okresu kredytowania bądź zmniejszenia wysokości raty kredytowej. Analitycy podkreślają, że finalnie więcej zaoszczędzimy, decydując się na to drugie rozwiązanie, mimo że zmniejszenie raty przyniosłoby odczuwalną ulgę naszym comiesięcznym finansom.
No i wreszcie - powinniśmy się zastanowić, jaki byłby nasz zysk, gdyby środki przeznaczone na spłatę spożytkować inaczej, np. oszczędzać czy inwestować.
Symulacja
Poniżej przedstawiamy symulację zysków z szybszej spłaty części kredytu i porównanie do potencjalnych zysków z oszczędności. Zakładamy, że nasz kredytobiorca ma do spłaty jeszcze 250 tys. zł przez 20 lat. Oprocentowanie wynosi 5,5 proc. Decyduje się on jednak na szybszą spłatę części zobowiązania w wysokości 50 tys.
Przed tym całkowita wartość kredytu pozostała do spłaty (przyjmując aktualne oprocentowanie jako obowiązujące do końca umowy) wyniosłaby 411 tys. zł, a miesięczna równa rata - 1700 zł. Po spłacie - wartość zobowiązania w ratach równych spadłaby do blisko 329 tys., a więc o 80 tysięcy złotych, a rata do 1300 zł miesięcznie.
Tym samym poświęcając 50 tysięcy złotych, zbilibyśmy koszty kredytowania o 80 tysięcy, a więc nasz zysk wyniósłby 30 tysięcy złotych - rozłożone na 20 lat.
Oszczędzanie, a nie spłacanie?
Alternatywą dla szybszej spłaty jest inwestowanie lub oszczędzanie pieniędzy. Inwestowanie może mieć bardzo różny charakter, więc skupmy się na tym drugim wariancie.
Nie da się ukryć, że czasy dla oszczędnych ciągle nie są zbyt łaskawe. Co prawda oprocentowanie lokat i kont oszczędnościowych rośnie, ale ciągle pozostaje poniżej poziomu inflacji. Aktualnie najlepsze oferty dają oprocentowanie rzędu 2,5-3 proc.
W grę wchodzą jeszcze obligacje skarbowe. Zakładając, że decydujemy się na wieloletnie oszczędzanie, które uchroni nas od inflacji, w grę wchodzą 12-letnie obligacje indeksowane inflacją. Aktualnie takie papiery oprocentowane są w wysokości 2,5 proc. w pierwszym roku oraz 1,75 proc. plus inflacja w latach kolejnych. Przyjmując, że wzrost cen będzie powoli hamował i po kilku latach osiągnie 2,5 proc., to po 12 latach oszczędzania uda nam się uzyskać kwotę nieco ponad 80 tys. zł.
Wyszlibyśmy więc na “zero” w porównaniu do nadpłaty kredytu. Później wynik w stosunku do korzyści z szybszej spłaty już by rósł. Jaki byłby efekt 20-letniego oszczędzania za pomocą obligacji indeksowanych? Tego oczywiście nie wiemy. Nie znamy danych dotyczących przyszłego oprocentowania ani inflacji. Aktualne wyliczenia są pochodną przyjętych założeń.
Podsumowanie
Tak więc czy opłaca się przeznaczać większe kwoty na spłatę kredytu? Na pewno dobrze jest nadpłacać kredyt sukcesywnie bądź nawet odłożyć środki na ten cel, ale poświęcenie znaczniejszego kapitału powinno być poprzedzone oceną własnej sytuacji finansowej i szacunkiem korzyści z takiego rozwiązania.
Jeśli nie dysponujemy poduszką finansową, nie warto się na nie decydować, podobnie w sytuacji, gdy z tytułu inwestycji bądź oszczędności mamy możliwość uzyskania większego zwrotu, niż wynosi oprocentowanie kredytu, a nasza sytuacja finansowa jest stabilna i pozwala regularnie spłacać comiesięczne zobowiązanie kredytowe.
Marcin Moneta