"Janosikowe" to pieniądze, którymi bogatsze gminy, powiaty i miasta na prawach powiatu wspierają biedniejsze samorządy. Najwięcej "janosikowego" płaci Warszawa, bo ok. 800 mln zł rocznie. W sumie stolica oddała biedniejszym gminom już prawie 7,5 mld zł. "Bogaci" chcą zmniejszyć wydatki na rzecz "biednych". Dlaczego?
Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie "janosikowego" . Uznał za częściowo niezgodny z konstytucją jeden przepis z trzech zakwestionowanych przez Warszawę i Kraków. Poza tym orzekł o zgodności z konstytucją dwóch pozostałych przepisów.
"Podatek janosikowy" to obowiązkowa wpłata do budżetu państwa, dokonywana przez bogate samorządy. Później państwo rozdziela te pieniądze na rzecz biedniejszych gmin. Wysokość wpłaty ustala się na podstawie procenta przychodów województwa sprzed dwóch lat w stosunku do bieżącego roku. "Janosikowe" płacą te gminy, których dochody w przeliczeniu na jednego mieszkańca przekraczają 150% przeciętnego wynagrodzenia.
![]() | » Władzo, pokaż podatki |
Zrównoważony rozwój kraju jest wpisany we wszystkie możliwe strategie. Nie będzie można ich realizować, jeżeli bogaci nie podzielą się swoimi wpływami z biedniejszymi. Przeciwnicy "janosikowego" twierdzą, że to grabież, a stolica oddała już tyle, że za przekazane środki mogłaby wybudować drugą linię metra. Zwolennik odpowie, że w innej biednej gminie, która nie ma szczęścia do inwestycji, ale ma też obowiązki nakładane przez władze (skądinąd rezydujące w Warszawie), nie starcza pieniędzy na oświetlenie ulic, ochronę przyrody itp. Wszyscy powtarzają swoje racje już od lat.
Quasi-ideowe argumenty za i przeciw
Jeden z ciekawszych i bardziej rozsądnych argumentów dotyczy zameldowania i miejsca pracy. W Warszawie czy we Wrocławiu mieszka więcej ludzi, niż wynika to z dokumentacji. Niezameldowani pracują, wydają pieniądze, tworzą dobrobyt, wynajmują mieszkania, za które właściciele płacą podatki itd. Słowem, przyjezdny z biednej gminy tworzy bogactwo miasta, do którego przyjechał. Bezpośrednio nie płaci tu PIT-u i CIT-u, ale pośrednio dzieli się swoimi dochodami z miastem, do którego wyjechał.
| » Miasta podnoszą podatki od nieruchomości |
Gdyby w Polsce panowały zasady jak w XIX wieku w USA, to małe, wyludnione miasteczka mogłyby na rynkowych zasadach umierać śmiercią naturalną. Typowe dla gospodarki rynkowej. Kłopot w tym, że do konstytucji mamy wpisany hybrydowy model społeczno-rynkowy i jeśli bardzo nam się to nie podoba, to należy zmienić konstytucję, a nie ignorować obecne zapisy. Równość ma wiele definicji, które prawnicy i politycy wybierają w zależności od tego, do czego im jest w danym momencie potrzebna. Między innymi po to powstał ten zapis - aby w zależności od tego, jak wiatr zawieje, gospodarka była bardziej rynkowa lub bardziej społeczna, czyli permanentnie nijaka.
"Bogaci" po prostu są biedni
Statystycznie miasta te dopiero zbliżają się do ustawowego limitu maksymalnego zadłużenia, który wynosi 60% dochodów. Jednak gdy spojrzymy na długi różnego typu spółek miejskich, to sprawa robi się poważniejsza. Na przykład długi Wrocławia to ok. 2 mld zł, a dochody 3,5 mld zł. W sumie dług mieści się w limicie, ale gdy doliczymy do tego ok. 1 mld zł zadłużenia spółek miejskich, to okazuje się, że Wrocław praktycznie jest bankrutem i nie stać go na płacenie "janosikowego". A na "janosikowe" potrzeba prawdziwych pieniędzy, a nie zapisów księgowych.
Sposób obliczania "janosikowego" nie uwzględnia faktu, że miasta skutecznie ukrywają swoje długi. Istotna jest tylko średnia z dochodów podatkowych na głowę mieszkańca, a to, czy gmina ma poukrywane długi, nie jest brane pod uwagę. Innymi słowy, "bogaci" wcale nie są bogaci. Dyskusja o "janosikowym" nie ma nic wspólnego z równością, sprawiedliwością czy innymi hasłami, lecz sprowadza się do prozaicznego braku pieniędzy.
Łukasz Piechowiak
Bankier.pl

























































