Policyjne dane pokazują, że ubywa przemocy w rodzinie. Czy przekłada się to jednak na poprawę bezpieczeństwa w domach? Eksperci mają poważne wątpliwości - pisze poniedziałkowy "Dziennik Gazeta Prawna".


Prawie 8,8 tys. mniej niebieskich kart w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r. Mniej jest także osób, wobec których zachodzi podejrzenie, że stosowały przemoc, i potencjalnych ofiar - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, przyznaje, że wyłącznie na podstawie zestawień policji trudno jednoznacznie ocenić, na ile rzeczywiście doszło do ograniczenia przemocy domowej. Rodzi się np. pytanie, czy to spadek przestępczości czy wykrywalności. "Nie ma jednak przesłanek, które by wskazywały, że wydarzyło się to drugie, więc wspomniane dane to pozytywny sygnał" – podkreśla.
Przeczytaj także
Wiceszef MS przypomina, że policja dostała nowe narzędzie związane z tzw. ustawą antyprzemocową. Sięga po nie coraz częściej. Do końca sierpnia tego roku 3 tys. 352 razy sprawca przemocy usłyszał nakaz opuszczenia mieszkania, zakaz zbliżania się do niego lub oba rozwiązania naraz.
Mniej optymistyczni są eksperci. Ich zdaniem, dane to raczej kwestia tego, że kobiety rzadziej zgłaszają się na policję. Najpierw przez pandemię, teraz m.in. z powodu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej.
Mec. Grzegorz Wrona, specjalista i superwizor z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie, konsultant Ośrodka Interwencji Kryzysowej opisuje, że u osób zgłaszających się do centrów pomocowych widzi bardzo dużo lęku, napędzanego dodatkowo czynnikami zewnętrznymi. Poprzednio do radykalnych działań zniechęcała pandemia, teraz to poczucie narastającego kryzysu z powodu wojny w Ukrainie, krajowej inflacji i pogarszającej się sytuacji ekonomicznej.
Katarzyna Łagowska, kierowniczka Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia Centrum Praw Kobiet, również nie patrzy na dane policji optymistycznie. "W pandemii, zwłaszcza podczas lockdownu, mieliśmy w naszym telefonie interwencyjnym wzrost połączeń o 100 proc. Mieliśmy też wiele zgłoszeń, że kobiety nie mogły się doprosić interwencji policji, która była zajęta pilnowaniem osób na kwarantannie" – opisuje.
Ostrożna jest również Renata Szredzińska, członkini zarządu Fundacji DajemyDzieciom Siłę. Jej zdaniem, prawdziwy obraz sytuacji wyłoni się po zestawieniu danych policyjnych z badaniami społecznymi. "Choć nie można wykluczyć, że mamy do czynienia z początkiem zmiany trendu" – podkreśla. (PAP)
rud/ mrr/