Potężny wybuch awersji do ryzyka na światowych rynkach przygasł, a część inwestorów zaczyna w przecenie upatrywać okazji do odbudowy ekspozycji na ryzykowne aktywa i waluty. Kruche odreagowanie z minionych godzin to jednak za mało, by przesądzić, czy wyprzedaż akcji spółek technologicznych, skok jena i ucieczka kapitału z rynków wschodzących dobiegły już końca.


Nawet jeśli strach o recesję w Stanach Zjednoczonych okaże się przesadzony, to powodów do zmartwień dostarczać mogą koszty związane z rozwojem sztucznej inteligencji, potencjalne zaognienie konfliktu na Bliskim Wschodzie czy niejasna sytuacja na scenie politycznej USA.
Raport z amerykańskiego rynku pracy za lipiec rozczarował na każdym polu. Szczególnie brzemienny w skutki był jednak wzrost stopy bezrobocia z 4,1 do 4,3 proc. Choć wynikał on w dużej mierze nie ze słabości zatrudnienia, ale rozszerzania się zasobu siły roboczej, to wywołał gwałtowną reakcję. Wskaźnik od cyklicznych minimów oddalił się już o 0,9 pkt proc. i praktycznie przesądzone stało się aktywowanie tzw. reguły Sahm, do tej pory bezbłędnie identyfikującej recesyjne epizody w najnowszej historii USA.


Był to zimny prysznic na głowy uczestników rynku liczących na rozpoczęcie luzowania przez Rezerwę Federalną przede wszystkim ze względu na to, że pozwala na nie powrót dezinflacji, a nie dlatego, że wymusza to gwałtowne słabnięcie rynku pracy. Porzucanie strategii inwestycyjnych zakładających tzw. miękkie lądowanie w USA zbiegło się w czasie ze zwątpieniem w perspektywy rozwoju sztucznej inteligencji oraz zwrotem na rynku jena. Połączenie tych trzech tendencji doprowadziło do potężnych rynkowych turbulencji i giełdowego krachu od Azji po Wall Street. Nasdaq 100 od lipcowego szczytu cofnął się jak dotąd maksymalnie o przeszło 15 proc.


Okazuje się, że – wbrew licznym głosom zwiastującym utrzymanie siły przez dolara – amerykańska gospodarka nie jest pancerna oraz całkowicie odporna na wysokie realne stopy procentowe, oraz rekordowe oprocentowanie pożyczek i długu na kartach kredytowych. Wybuchła panika, że Fed, odraczając cięcia na starcie roku ze względu na przejściowe nasilenie się inflacji bazowej, popchnął gospodarkę w stronę przepaści. Oczekiwania do skali reakcji ze strony Rezerwy Federalnej uległy przy tym w rynkowym chaosie ewidentnemu przestrzeleniu.


W pewnym momencie inwestorzy zaczęli wyceniać niemal 140 pb cięć przed końcem 2024 r. Gdyby potwierdziły się opinie, że FOMC ruszy rynkowej zapaści z odsieczą, inaugurując cykl pomiędzy zaplanowanymi posiedzeniami, władze monetarne prawdopodobnie popełniłyby duży błąd. Byłby to objaw paniki, przyznania się do błędu oraz sygnał, że sytuacja staje się krytyczna i wymaga natychmiastowego rzucenia koła ratunkowego. Rozpoczęcie cyklu luzowania obniżką o 0,5 pkt proc. i powtórzenie takiego ruchu w listopadzie nie jest przesądzone. Będzie zależne od rozwoju sytuacji gospodarczej i rynkowej. Ważny sygnał szef Fed Jerome Powell wyśle zapewne podczas sympozjum bankierów centralnych w Jackson Hole, które zaplanowane jest na 22-24 sierpnia.


Lekkie otrzeźwienie i zatamowanie fali panicznej wyprzedaży przyniosły kolejne dane z USA. Indeks ISM nie potwierdził recesyjnych sygnałów. Wręcz odwrotnie. Sugeruje, że kluczowy sektor usług wychodzi z regresu przy zdecydowanej poprawie w zakresie zatrudnienia i nowych zamówień. Z wyceny cięć w tym roku od poniedziałku wyparowało już 25 pb obniżek. Urealnienie oczekiwań odnośnie do skali luzowania w USA sprzyja korekcyjne odbicie dolara. EUR/USD zawrócił z tegorocznych szczytów, przez co USD/PLN podbija w kierunku 3,95.


Prognozy walutowe fintechu Cinkciarz.pl dotyczące euro i złotego nie ulegają jednak zmianie pomimo siły ostatnich przetasowań. Nasze negatywne nastawienie do USD błyskawicznie się zmaterializowało. Zakładaliśmy, że w tym kwartale EUR/USD podniesie się w kierunku 1,10 wraz z wygasaniem inflacji i pogorszeniem aktywności gospodarczej. Oczekiwania odnośnie trendu w notowaniach głównej pary walutowej pozostają aktualne.


Amerykańska waluta może być trzymana w szachu przez oczekiwania ostrej redukcji kosztu pieniądza przez Fed. Biorąc pod uwagę siłę rynkowych turbulencji, złoty zachował się relatywnie dobrze. EUR/PLN wciąż zagrożony jest jednak krótkoterminowym wzrostem do 4,33. Gdy nastroje inwestycyjne zaczną krzepnąć, polska waluta wspierana mocnymi fundamentami i restrykcyjnym nastawieniem RPP kontrastującym z tendencjami w globalnej polityce pieniężnej powinna powracać w kierunku szczytów. Spodziewamy się, że EUR/PLN wrzesień zakończy przy 4,28. W rezultacie kwestią czasu wydają się być nowe długoterminowe minima kursu USD/PLN. Kurs dolara na koniec roku powinien znaleźć się przy 3,83 zł.
Bartosz Sawicki, analityk fintechu Cinkciarz.pl