Czwartkowe popołudnie i piątkowy poranek przyniosły osłabienie złotego, a kurs euro przekroczył poziom 4,61 zł. Zwyżki rozpoczęły się podczas wystąpienia prezesa NBP Adama Glapińskiego.


- Podwyżki stóp, których dokonujemy, są tak wykalibrowane, aby nie osłabić znacząco wzrostu gospodarczego, a w szczególności aby nie spowodować wzrostu bezrobocia. Proszę pamiętać, że zbyt szybkie podnoszenie stóp procentowych może doprowadzić do gwałtownego pogorszenia koniunktury i bezrobocia - powiedział podczas czwartkowej konferencji prasowej prezes Glapiński.
Mniejsza od oczekiwań rynku walutowego podwyżka stóp procentowych, brak jasnej deklaracji w kwestii dalszej normalizacji polityki pieniężnej oraz kompletnie oderwane od rzeczywistości uwagi prezesa Glapińskiego o rzekomej tendencji do aprecjacji złotego w długim terminie raczej nie pomogły polskiej walucie. W piątek o 9:56 kurs euro wynosił 4,6129 zł i był o ponad grosz wyższy niż dzień wcześniej.
Polska waluta w dalszym ciągu pozostaje niezmiernie słaba. Dość powiedzieć, że przed marcem 2020 roku poziom 4,50 zł za euro był przekraczany tylko krótkotrwale i tylko podczas najostrzejszej fazy globalnego kryzysu finansowego zimą 2009, na przełomie lat 2011/12 (kryzys strefy euro) oraz w 2016 (brexit).
Wciąż bez większych zmian pozostaje kurs EUR/USD, który od dwóch tygodni notowany jest w przedziale 1,12-1,13 dolara za euro. To najniższe wartości od lipca 2020 roku. Mocny dolar nie służy walutom rynków wschodzących, w tym także złotemu. W piątek rano dolar na polskim rynku kosztował 4,0869 zł.
O 1,7 grosza zwyżkował kurs franka szwajcarskiego. Za helwecką walutę trzeba było zapłacić 4,2553 zł. Funt brytyjski kosztował już prawie 5,40 zł, a więc o ponad grosz więcej niż dzień wcześniej.
KK