Czym charakteryzuje się wielka bańka giełdowa? Akcje gwałtownie drożeją, na rynku pojawiają się nowe spółki, a na ulicy każdy mówi o inwestowaniu na giełdzie. Jeżeli syndromy te przeniesiemy na pole kryptowalut, to zobaczymy, że to, co się aktualnie wokół nich dzieje, świetnie do charakterystyki bańki pasuje.


Na wstępie małe zastrzeżenie – nie uważam, że kursy kryptowalut zaraz runą (więcej o tym w ostatnich akapitach tekstu). Motywacją do napisania artykułu była po prostu obserwacja, że gorączka wokół tego tematu jest podobna do tej, jaka panuje zazwyczaj w ostatniej fazie wielkiej giełdowej hossy (czyli tej, po której prędzej czy później następuje krach). O jakich przesłankach myślę? Oto one:
1. Gwałtowne wzrosty
Ta kwestia chyba jest najłatwiejsza do udowodnienia. Dzień w dzień jesteśmy bombardowani informacjami o nowych rekordach bitcoina, przekroczeniu przez niego kolejnej psychologicznej granicy etc. I rzeczywiście, to, co się dzieje na kursie tej kryptowaluty robi wrażenie. Bitcoin tylko w tym roku urósł o 546 proc. W okresie pięciu lat skala wzrostu sięga 55 tysięcy proc. Jeszcze w 2011 roku jeden bitcoin wart był mniej niż dolara, teraz wart jest przeszło 6 tysięcy dolarów.


Element wzrostów jest zresztą kluczowy dla pozostałych. To on napędza zainteresowanie i zachęca kolejne osoby do „wejścia” w kryptowalutę. Działa to trochę jak efekt owczego pędu. Kupujemy, bo inni kupują, choć tutaj raczej kupujemy, bo inni na tym zarobili. Działa tu podobny mechanizm jak podczas hossy na modnej aktualnie na giełdzie spółce.
2. Wszędobylskie reklamy
W latach 2006-07, gdy trwała przedkryzysowa hossa, w banku uśmiechnięci doradcy na potęgę sprzedawali fundusze akcyjne. Niemal wszystko na giełdach rosło, więc bez problemu można było przedstawić klientowi piękny wykres i uszczknąć dla siebie coś z hossy. Podobnie dzieje się to w przypadku kryptowalut. Nowe platformy, nowe kryptowaluty, doradcy, znawcy, mądre głowy – wszyscy walczą o nasze zainteresowanie. A nuż przyciągną nas na rynek?


Już od pewnego czasu w „moim” internecie obserwuję wysyp reklam kryptowalut. Facebook, AdWords, nieważne – wszędzie pokazują mi się kryptowaluty. A warto dodać, że jeszcze do niedawna unikałem tematu kryptowalut, jako kompletnie mnie nieinteresującego. Mimo to reklamami byłem bombardowany. Wystarczyło zapewne, że śledziłem strony gospodarcze i dla automatów już byłem potencjalnym odbiorcą tego typu reklamy.
3. Szkolenia dla „ulicy”
Wraz z hossą pojawiają się także liczne szkolenia. I nie mówię tutaj o profesjonalnych wydarzeniach, gdzie rzeczywiście można się czegoś nauczyć, ale takich, które przede wszystkim nastawione są na przyciągnięcie nowych, średnio znających temat. Kiedyś przyciągało się ich pięknym hasłem. Przykładowo „zapewnij sobie emeryturę w wieku 40 lat”, czyli sprzedaż polis inwestycyjnych. Później były gratisy, czyli szkolenie połączone z darmowym czajnikiem i szansą wygrania odkurzacza. Do tych ostatnich zaczęto też dodawać znane nazwiska i chyba tym tropem poszło najbardziej obecnie znane (przynajmniej na Twitterze) wydarzenie związane z kryptowalutami.
No jak jest Dorota Gardias i Krzysztof Ibisz, to profit pewny. #kryptowaluty #celebryci #toniejestbańka pic.twitter.com/Zv4HEvYm1I
— Zbyszek Papiński (@appfunds) 31 października 2017
Mowa tutaj o seminariach, które 4 listopada odbędą się w Warszawie. Z plakatu nie dowiemy się zbyt wiele o planie konferencji, dowiemy się za to o licznych „gwiazdach”, które na niej się pojawią. Oczywiście to nie gwiazdy świata finansów czy kryptowalut, a świata showbiznesu. Nazwiska mają tu być magnesem. Na stronie wydarzenia z kolei czytamy, że ma ono nam pozwolić zdobyć wiedzę o działaniu kryptowalut i o zarabianiu na nich. Główne hasło kierowane do odwiedzającego brzmi „Czy wiesz, że wartość ethereum wzrosła o ponad 5000 proc. od początku roku?” i świetnie pokazuje, że mechanizm działania jest podobny jak przy wspominanych funduszach akcji sprzedawanych w 2006 i 2007 roku.
Zresztą omówiony powyżej przypadek nie jest odosobniony. Szkolenia kryptowalutowe urosły już do rangi prawdziwego biznesu. - W czerwcu tego roku na polskim rynku zadebiutowała firma Exp Asset, która uczy, jak zostać traderem i zbijać kokosy na obrocie instrumentami finansowymi, głównie na rynku forex i giełdach kryptowalut. Klientów przyciąga ofertą skrojoną na miarę amatora rynków inwestycyjnych, z której płynie przekaz: umiejętne spekulowanie przynosi wysokie zyski. Exp Asset do klientów próbuje trafić hasłem: „Sprawimy, by Twoje pieniądze pracowały dla Ciebie” – pisała w poniedziałkowym tekście w „Pulsie Biznesu” Karolina Wysota. Firma kusi także bonusami i premiami. Jej działania obserwują obecnie jednak zarówno KNF, jak i UOKiK.
4. Wysyp nowych produktów
O bitcoinie słyszeli pewnie wszyscy, którzy czytają ten tekst. Ostatnimi czasy sporą karierę zrobił wspomniany już ethereum, który wybił się na agresywnej kampanii reklamowej i przedstawianiu go jako lepszej wersji bitcoina. Ale to oczywiście nie koniec bogactwa różnorodności tego rynku. „Coinsów” jest naprawdę pełno. Każdy bowiem chce być pierwszy, każdy chce coś na tym ugrać. Swoje „coinsy” tworzą nawet polscy youtuberzy. Któż by nie chciał posiadać w portfelu wapniak coin czy bez kanału coin? W Ameryce przybiera to jeszcze ciekawszą formę, tam bowiem na rynku kryptowalut znajdziemy m.in. insanecoin, UFO coin, cabbage czy antibitcoin.
5. Coraz szersze zainteresowanie tematem
O kryptowalutach coraz więcej się mówi. I nie są to rozmowy tylko osób zainteresowanych technologią blockchain czy ogólnie finansami. Wielu moich znajomych, którzy zawsze próbowali szukać ciekawych miejsc do inwestowania, przerzuciło się właśnie na kryptowaluty. Wydaje mi się zresztą, że kryptowaluty w pewnym sensie przejęły pałeczkę po foreksie. Teraz to tutaj można się szybko wzbogacić. To jednak w żadnym stopniu nie świadczy o bańce.


O kryptowalutach rozmawiają już jednak ludzie, których o zainteresowanie tematem bym nigdy nie podejrzewał. I to nie tylko młodzi. Niedawno przy rodzinnym stole słyszałem rozmowę o kryptowalutach dwóch wujków, którzy wcześniej ani o giełdzie, ani o foreksie czy ogólnie rozumianych inwestycjach nie rozmawiali.
Pokaźne wzrosty kryptowalut, coraz popularniejsze szkolenia i ofensywa marketingowa sprawiają, że grono zainteresowanych się poszerza i dociera powoli w miejsca, w które giełda docierała tylko podczas prawdziwych zakupowych gorączek. Może nie jest to jeszcze etap „taksówkarza polecającego akcje”, jednak jesteśmy na naprawdę dobrej drodze.
Podsumowanie
Tak jak zaznaczyłem na wstępie, nawet jeżeli dostrzegam wiele przesłanek, by nazwać kryptowaluty bańką, nie uczynię tego. Nie będę wieszczył także, że zaraz ich kurs runie, bowiem rajd może trwać dalej w najlepsze. I to nawet bez fundamentalnych informacji. W żadnym stopniu tego artykułu nie można więc traktować jako namowy do ucieczki z rynku. Bardziej jako materiał do przemyśleń i rozpoczęcia głębszej analizy.
Kryptowaluty bowiem, na czele z bitcoinem, wciąż mają spory potencjał. Wyobraźmy sobie, że stają się one powszechnym środkiem płatniczym. Co wtedy? Dzisiejsze ceny bitcoina byłyby pewnie wspominane jako dobre miejsce do zakupu. To samo stanie się, gdy na rynek kryptowalut odważniej wejdą duzi gracze (szczególnie po wtorkowej decyzji CME), obecna kapitalizacja bitcoina bowiem jest niewielka w porównaniu do portfeli rynkowych gigantów. Bańki na bitcoinie zresztą już przecież pękały, później jednak kryptowaluta odrabiała straty i każdy kolejny szczyt był jeszcze wyżej.


Miecz ten jednak jest obosieczny. Rajd kryptowalut to rajd przede wszystkim oparty na nadziejach na przyszłość. Jeżeli te nie zostaną spełnione - bitcoin nie zyska akceptacji w nowych miejscach albo nawet państwa zaczną go blokować bądź utrudniać jego działanie, to hossa łatwo może przemienić się w bessę. Dodatkowym problemem jest tutaj fakt, że kryptowaluty bardzo ciężko jest wycenić. Podczas gdy przy spółkach mniej więcej wiemy, przy jakich wskaźnikach możemy mówić, że akcje są drogie, a przy jakich doszukiwać się okazji, przy kryptowalutach jest to w zasadzie niemożliwe.