Przecież kredyt na mieszkanie to zwykle największe zobowiązanie budżetu domowego. Stawiając na szali cały swój majątek, przyszłość rodziny, warto przemyśleć dokładnie, czy jest to rzecz, której w danym momencie się oczekuje. Warto również zastanowić się, czy zostało zrobione wszystko, aby ryzyko było jak najmniejsze. Właściwym wyborem nie jest natomiast bezkrytyczne zapożyczanie się, czy też branie kredytów denominowanych, gdy kursy walutowe tańczą jak łyżwiarze figurowi na lodzie w Vancouver.
![]() | Wszystko o kredytach w jednym miejscu |
Kto płaci za złe kredyty
Za kredyty niespłacane terminowo zapłacą w pierwszej kolejności „dobrzy” klienci. Płacą za siebie i tych niesolidnych kredytobiorców: w wyższych marżach niż mogliby uzyskać, dodatkowych opłatach i prowizjach. Tańszy kredyt byłby po prostu łatwiejszy do udźwignięcia przez domowy budżet. Amerykanie przed kryzysem, zanim FED „namieszał” w głowach bankowców, powtarzali, że dobry kredyt, to taki, na którego obsługę przeznaczasz trzecią część dochodów miesięcznych, a łączna jego wartość nie przekracza trzykrotnych rocznych dochodów brutto. Rekomendacja T mogłaby zawierać właśnie tylko to jedno zdanie. Ta prosta zasada, gdyby była stosowana w praktyce, mogłaby niemal zupełnie wyeliminować kłopoty z zarządzaniem ryzykiem. Sęk w tym, że powinna w Polsce obwiązywać już od kilku lat. A w ostatnich latach również nie była stosowana w kraju, który jest ojczyzną prawdziwego doradztwa finansowego. W Polsce nie było natomiast aż tak źle, chociaż niektóre banki łatwo ulegały pokusie łatwych zysków z rozdawania kredytów niemal każdemu i w każdej wysokości.
Rozwiązuje się worek z promocjami
Lojalność kredytobiorcy nie wydaje się bankom zbyt cenna, stąd skupiają się one nadal raczej na łowieniu nowych osób. Poszukiwanie dochodów przez banki zmusza je do powrotu na hipoteczny rynek, pierwszym frontem są reklamy. Walka szykuje się ciekawa, bo niewielu bankom udało się zastąpić brak przychodów z „hipotek”. Eksploatacja starego portfela kredytowego z kredytobiorcami mającymi kredyt w złotych oprocentowany około 5 pp., a dodatkowo korzystających jeszcze np. z ulgi odsetkowej (tak, tak była taka – może wymienić ją za nieefektywną „Rodzinę na swoim”?) niewiele daje. Warunki są za dobre dla klientów. Promocje znów więc ruszają. Spadek marż poniżej 2 pp. (chociaż dominują 2-3 pp.) dla kredytów w złotych nie jest jeszcze powrotem do czasów 0,5-1 pp. marż. Przy dość niskim koszcie pieniądza na rynku międzybankowym (najniższym w historii), to koszty odsetkowe kredytu nawet w złotych stają się akceptowalne. Kosztowej alternatywie w postaci kredytów denominowanych tradycyjnie nie polecamy. Zaciąganie zobowiązań walutowych wymaga najlepiej dochodów w takiej samej walucie, żeby przy okazji nie zostać spekulantem walutowym. Dodatkowo narażamy Siena dodatkowe ryzyko walutowe wynikające z mocnego złotego. Banki promujące znów kredyty denominowane jednak liczą na to, że skubną jeszcze trochę spreadu z Euro. Rekomendacja T miejmy nadzieję przypomni klientom kwestie ryzyka. Pożyjemy zobaczymy kto skorzysta. Ni mniej, ni więcej wszystko to jednak wskazuje na powrót dobrej koniunktury na rynku kredytowym. Od tego już tylko krok do wzrostu akcji kredytowej, gdy w wielu bankach nadpłynność środków znów stała się „problemem”.
Kasa do wykorzystania
Dziś banki przetrzymują 70-80 mld zł w banku centralnym i w bezpiecznych instrumentach nadwyżki, zamiast udzielać Polakom kredytów. Spadek awersji do ryzyka w systemie finansowym, uzyskany być może dzięki Rekomendacji T, znów może przekonać banki do udzielania kredytów. To kolejna szansa na bardziej dostępne kredyty i miejmy nadzieję, a jednocześnie bezpieczniej udzielane. Kredyt ma bowiem być pomocą w realizowaniu marzeń, a nie pętlą długu.
Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl S.A.